#99, 100 Lady Gaga “Born This Way” & Jennifer Lopez “Love?” (2011)

Album jest skończony i jest naprawdę rewelacyjny. Daję wam słowo, będzie to najlepszy album dekady” – tak GaGa określiła swój album. Ja bym go raczej określiła ‘najlepszy album maja 2011’. Albo chociaż wiosny, bo głośno zapowiadane “Femme Fatale” Britney Spears marnie przy nim wygląda. Debiutancki album GaGi pt. “The Fame” był bardzo taneczny i nieco kiczowaty. A jednak spodobał się ludziom. Powtórzenie takiego wyniku będzie trudne, ale nie niemożliwe. Wytwórnia GaGi wie, co robić, by sprzedać artystę. Przyznam, że bałam się tej płyty. Ujawnione przez Lady GaGę piosenki tylko wpędzały mnie w depresję. Nie chciałam być nazywana “gagofobem” xD Jednak po dokładnym zapoznaniu się z tym krążkiem (tzn. przesłuchaniem go ok. 6 razy) patrzę na nowe ‘dziecko’ GaGi znacznie przychylniej niż na jej debiut. Przede wszystkim nie jest to tylko głupkowaty dance. W niektórych piosenkach (“Bad Kids”) pojawiają się śladowe elementy rocka. Oryginalność tej płyty kończy się na okładce. Chociaż nawet i ona oparta jest na cudzym pomyśle (tj. pół-człowiek, pół-motor – niczym pół-człowiek a pół-robot na okładce “Bionic” Aguilery). Płytę otwiera “Marry The Night”. Początek jest super, jednak całość psuje pojawiający się po 30 sekundach dyskotekowy bit. Kolejne jest “Born This Way” czyli “Express Yourself 2.0”. Przyznam, że nie cierpię tej piosenki. Jest taka nijaka. Nie najlepszy początek rekompensują mi trzy kolejne numery. “Gevornment Hooker” i “Americano” to chyba jedne z jej najlepszych piosenek. Szczególnie ta druga – jak na GaGę – oryginalna. Równie fajne jest “Judas”. Szczególnie zwrotki. Refrenu nie trawię. Poza tym bridge “Judas” przypomina mi fragment “Scheiße”. A jak już jestem przy tej piosence – GaGa odwaliła za mnie robotę i sama ją oceniła ;P (Scheiße – g*wno). Nie potrafię jednak tego techno-utworu dać do najgorszych. Podoba mi się w nim to, że GaGa sięgnęła po język niemiecki. Zazwyczaj było na odwrót – Niemcy nagrywali po angielsku. Nawet się nie dziwię. Niemiecki nie jest tak ‘plastyczny’ jak angielski (zasady!) no i ten akcent. Wiele osób mówi, że zwykłe ‘wesołych świąt’ (Frohen Weihnachten) brzmi dla nich jak rozkaz rozstrzelania. Mimo wszystko dziękuję Lady za nagranie czegoś po niemiecku <3 nawet z błędami. Bardzo lubię “Bloody Mary”. Świetna, elektryczna piosenka. Całkiem podoba mi się “Electric Chapel”. Mam jednak wrażenie, że niektóre piosenki zostały wrzucone na płytę w formie ‘zapychacza’. Chodzi mi tu m.in. o nijakie “Hair”, tragiczne “Highway Unicorn”, niezauważalne “Heavy Metal Lover”. Te piosenki hitami się nie staną. Gadze można zarzucić też to, że nagrywa według sprawdzonej metody. Do “Poker Face” podobne jest “Highway Unicorn”, do “Bad Romance” z kolei “Judas”. GaGa czerpie też inspiracje z muzyki lat 80. i 90. To sprawia, że nieco starsi słuchacze mogą przeżywać deja vu. Ogólnie jednak GaGa zaskoczyła mnie pozytywnie. Jest tu kilka piosenek, do których będę często wracać. Innych natomiast już nigdy nie tknę.

W otwierającym album kawałku “On The Floor” Jennifer nuci “It’s a new generation” (PL: To nowe pokolenie). Po zapoznaniu się ze wszystkimi utworami nie mogłam uwierzyć, że to ta sama Jennifer. Ta sama, która podbiła moje serce hip hopowym “Jenny From The Block” czy kołyszącym “If You Had My Love”. Ale sentymenty odkładam już na bok. Brawa należą się jej za samo wydanie tej płyty. Po komercyjnej klapie “Brave” i “Como Ama Una Mujer” wyrzucili ją z wytwórni. Zdecydowanie brakowało jej hitu na miarę “Let’s Get Loud” czy chociażby “Love Don’t Cost a Thing”. A teraz proszę – czary mary i jej nowy singiel (“On The Floor”) rządzi na listach przebojów. Jennifer przypomniała o sobie szerszej publiczności i wszystko powinno być w porządku. A nie jest. Jej nowy album pt. “Love?” pozostawia wiele do życzenia. Lopez nagrała po prostu to, co teraz najłatwiej ludziom wchodzi. Czyli mamy tu do czynienia z utworami dance pop. Nie wszystkie taneczne piosenki skazuję na potępienie, żeby nie było. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam singlowe “On The Floor”, strasznie mi się nie spodobało. Jakiś czas potem, gdy byłam atakowana ze wszystkich stron przez ten utwór, polubiłam go. Szczególnie podoba mi się wykorzystanie “Lambady”. Ten stary numer zawsze wydawał mi się kiczowaty. W wykonaniu Jennifer całkiem go lubię. Doceniłam również “I’m Into You” z Lil’ Waynem. Najbardziej pasuje mi do Jennifer. Zainteresowanie krążkiem zwiększyło się, gdy GaGa ogłosiła, że odpowiada za produkcję dwóch piosenek. Jeśli jednak spodziewacie się czegoś chociażby na miarę “Bad Romance” zawiedziecie się. Dla mnie “Invading My Mind” i “Hypnotico” są raczej odrzutami z “The Fame”. Ale jeśli mam między nimi wybierać, stawiam na “Hypnotico”. Jest bardziej oryginalna. Na “Love?” znajdziemy też dwa spokojniejsze utwory. Jednak “Until It Beats No More”, mimo obiecującego początku, nie podoba mi się. Nieco przychylniej patrzę na “Starting Over”. Jednak też szału nie ma. Tytułem płyty Jennifer pyta nas, czy ją kochamy, czy będzie miłość między nami (słuchaczami) a nią. Po przesłuchaniu mogę stwierdzić, że nici z miłości.

3 Replies to “#99, 100 Lady Gaga “Born This Way” & Jennifer Lopez “Love?” (2011)”

Odpowiedz na „~FDAAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *