#190 Madonna “True Blue” (1986)

Trzecia studyjna płyta Madonny ukazała się w 1986 roku. Zaledwie 2 lata po hitowym “Like a Virgin”. Presja była więc ogromna, by nagrać coś, co równie mocno spodoba się słuchaczom. Grupa ludzi, z którymi współpracowała Madonna była mocno okrojona. Zarówno przy “Like i Virgin” jak i “True Blue” wokalistka współpracowała ze Stephenem Bray’em. To on jest odpowiedzialny za takie wcześniejsze przeboje jak “Angel” czy “Into the Groove”. Przy produkcji płyty ostatnie słowo miała jednak Madonna. Czy to dobrze?

Na całym świecie krążek “True Blue” sprzedał się w ponad 24-milionowym nakładzie. Trzeba przyznać, że jest to wynik, o jakim dzisiejsze artystki mogą tylko pomarzyć. Wylansowała z niego takie hity jak “La Isla Bonita” czy “Papa Don’t Preach”. Styl Madonny się nie zmienił. To nadal chwytliwy pop i dance. Jedyna bardziej zauważalna zmiana dotyczy wokalu artystki. Na “Madonna” i “Like a Virgin” miała bardziej dziecinny. Tutaj brzmi dojrzalej. Tradycyjnie już liczba utworów nie przekracza dziesiątki. Zaczyna się od “Papa Don’t Preach”. Jest to piosenka, która ciągle siedzi mi w głowie. Niesamowity numer. Podziwiam również Madonnę za tekst. Nigdy nie spotkałam się, by ktokolwiek poruszał w swoim utworze temat aborcji: Papa don’t preach, I’m in trouble deep Papa don’t preach, I’ve been losing sleep But I made up my mind, I’m keeping my baby, oh (PL: Tato, nie głoś kazania, jestem w wielkich tarapatach Tato, nie głoś kazania, nie mogę spać spokojnie Ale zdecydowałam, zatrzymam dziecko). Nie powinnam być jednak zaskoczona – w końcu Madonna nigdy kontrowersji się nie bała. Czego nie można powiedzieć o słuchaczach, którzy spowodowali niezłą dyskusję na temat, czy piosenka o takiej tematyce powinna być w ogóle puszczana w radiu. Gorzej sprawa ma się z “Open Your Heart”. Trochę nijaki numer. Ani mnie ziębi ani grzeje. “White Heat” też właściwie nie pamiętam. Co innego jednak “Live to Tell”. Jest to ballada. Najbardziej podoba mi się w niej to, że wywołuje u mnie jakieś uczucia. Raz jej nie cierpię, zaraz potem włączam ją setny już raz. Nie sposób jednak jej nie docenić. Piękna muzyka, całkiem dobry wokal Madonny. To właśnie tym numerem Madonna wywołała skandal podczas koncertu w Rzymie w 2006 roku. Zaśpiewała ją przyczepiona do wielkiego krzyża z koroną cierniową na głowie. Tym samym chciała zwrócić uwagę na ludzi dotkniętych chorobą AIDS (oglądaj). Z refleksyjnego nastroju wyrywa nas numer “Where’s the Party”. Pasuje do klimatu płyty. Dużego wrażenia jednak na mnie nie zrobił. Jedynie refren jakoś daje radę. Miałam go w głowie przez kilka dni. Tytułowy numer – “True Blue” – jest zwykłym popowym kawałkiem. “La Isla Bonita” to z kolei jeden z najbardziej rozpoznawalnych singli Madonny. Jest bardzo wakacyjna, pełna słońca. Zawiera w sobie elementy latino. Kolejne dwie piosenki – “Jimmy Jimmy” i “Love Makes the World Go Round” – są całkiem ok, ale bez rewelacji. Madonnę stać na więcej co przecież udowodniła takimi utworami jak “Papa Don’t Preach” czy “Love Don’t Live Here Anymore”. Płyta “True Blue” jeszcze bardziej utwierdziła pozycję Madonny w show biznesie. Wylansowała kilka hitów i na zawszę wpisała się w historię muzyki. Mimo, iż piosenek na “True Blue” jest mało, nie stanowi to dla mnie problemu. To nawet lepiej.

One Reply to “#190 Madonna “True Blue” (1986)”

  1. “True Blue” jest obok “Erotica” chyba jedyną płytą Madonny, której nie znam. Słyszałem tylko trzy piosenki – “Papa Don’t Preach”, “Open Your Heart” i “La Isla Bonita”. Pierwszą uwielbiam, druga jest ok, trzeciej nie znoszę 😉 Z tytułowego “True Blue” pamiętam tylko fragmenty teledysku (fizzz-reviews)

Odpowiedz na „~FizzzAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *