#294 Ayo “Gravity at Last” (2008)

Niemiecka wokalistka Ayo, w której – zaznaczam – płynie krew nigeryjska, zainteresowała mnie już rok temu.Przesłuchałam wówczas jej debiutancki krążek “Joyful” i zachwyciłam się jej muzyką. Wiedziałam, że nie poprzestanę tylko na jednej płycie. Trochę jednak trwało, zanim sięgnęłam po drugie dzieło młodej artystki, zatytułowane “Gravity at Last”. Chciałam zostawić je sobie na jesień, bo uważam,że to najlepsza pora na delektowanie się muzyką Ayo.

Nowy album wokalistki powstawał wyspach Bahama. Ayo zamknęła się w studio, gdzie przed laty nagrywał m.in. Bob Marley i zespół The Rolling Stones. Po wydaniu “Gravity at Last” artystka mówiła Nie miałam żadnego specjalnego powodu, aby cokolwiek zmieniać. Muzyka to wciąż moja terapia, a szczerość jest moim znakiem rozpoznawczym. Album, podobnie jak świetne “Joyful”, powstał w zaledwie 5 dni. Tyle oczywiście trwało samo nagrywanie. Teksty i muzykę artystka napisała wcześniej. Bez niczyjej pomocy. Dlatego powiedzieć możemy, że “Gravity at Last” jest w pełni autorskim materiałem.

Piosenki na drugim albumie sympatycznej Niemki są mniej folkowe niż te na debiucie. Mniej też wpływów reggae. Ayo pozostała natomiast wierna soulowi, bluesowi i pięknemu, niebanalnemu popowi. Początek albumu jest różnorodny. Piosenki szybsze, głośniejsze, przeplatane są spokojnymi kawałkami. I tak jest aż do nagrania „Lonely”. Po nim następują już same ‘pościelowe’ numery. Rozwiązanie to bardzo mi się podoba, bo nie nudzimy się słuchając „Gravity at Last”.

Na „Joyful” są dwa utwory, do których wracam bardzo często. Uwielbiam je. Mowa tu o „Help Is Coming” oraz „Down on My Knees”. Liczyłam, że i na „Gravity at Last” znajdę ciekawe, szybko wpadające w ucho nagrania. Niestety, tylko jedna piosenka z zaprezentowanych nam przez Ayo zrobiła na mnie większe wrażenie. Jest nią „Slow Slow (Run Run)”. Uważam, że to najlepszy, a na pewno najbardziej wyrazisty, kawałek na drugiej płycie wokalistki. Urozmaica ją męski chórek pod koniec utworu. Podoba mi się również wokal Ayo. Artystka już nie brzmi tak romantycznie ani łagodnie jak w poprzednich piosenkach, ale bardziej zdecydowanie, pewnie.

Do tej bardziej przebojowej części płyty zaliczyć możemy otwierający „Gravity at Last” utwór „I am Not Afraid”. Ma bardzo pozytywny wydźwięk. Mi jednak średnio się podoba. Jak początek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, tak końcówki nie lubię. Lepsze jest „Get Out of My Way” podszyte elementami reggae. Do szybszych piosenek możemy również zaliczyć wyraziste „Change”  oraz „Lonely”.

Jednak więcej miejsce na drugiej płycie Ayo zajmują spokojne numery. Zaliczyć do nich możemy nastrojowe „Maybe”, zawierające w sobie wpływy reggae „What’s This All About?” i „Mother”, oraz odznaczające się obecnością chóru gospel „Thank You”. Całkiem podoba mi się „Better Days”. Muzyka w tej piosence jest dość oszczędna (w tle słychać smyczki), ale tworzy ją wokal Ayo – głos artystki jest pełen emocji. Uwielbiam też „Piece of Joy”. Za każdym razem, gdy słucham tego kawałka, mam skojarzenia z Alicią Keys. To wszystko przez to pogrywające delikatnie pianino, które przecież jest znakiem rozpoznawczym Amerykanki. Melodia jest piękna. Mniej uwagi zwraca na siebie sama Ayo, ale to tylko świadczy o tym, że jest osobą wrażliwą na muzykę i doceniającą jej piękno. No i znającą umiar.

Utwory Ayo w większości opowiadają o miłości. Ciekawym wyjątkami są teksty do „Slow Slow (Run Run)” oraz „Mother”. W tym pierwszym wokalistka podejmuje temat sławy, która spadła na nią po sukcesie debiutanckiego albumu. Ayo śpiewa what have I become is that really me? Look what I have done, this is not who I wanna be (PL: czy to, czym się stałam, jest na prawdę mną? Patrz co zrobiłam, to nie tym chciałam być). Drugi z kolei skierowany jest do jej matki. Nie znam na tle biografii niemieckiej artystki, by powiedzieć, że opowiada ona prawdziwą historię przez tę piosenkę. Opisuje matkę w sposób negatywny. Szczerze śpiewa it hurts so bad, to see you drag down (PL: to tak bardzo boli, widzieć cię nawaloną) i stay away from me (PL: trzymaj się z dala ode mnie).

„Gravity at Last” nie jest niestety tak dobrą płytą jak „Joyful”. Jakiś pomysł był, chęci też, ale mnie to aż tak nie zachwyciło. Nie ma tu złych piosenek, ale najwyżej takie, które na długo w głowie nie zostają i nie wywołują żadnych głębszych refleksji. Szkoda. „Gravity at Last” słucha się miło, ale ja jednak częściej będę wracać do „Joyful”.

5 Replies to “#294 Ayo “Gravity at Last” (2008)”

  1. Nie przepadam za klimatami Ayo ;/. A co do Rihanny… była kiedyś naprawdę piękną kobietą. Jej nowe fryzury i tatuaże ją oszpecają. U mnie najnowsze notowanie Black Candy Chart, zapraszam i pozdrawiam 😉 [wildflowers]

  2. Podoba mi się pierwsza płyta Ayo. I po tą kiedyś sięgnę.Nowe recenzje: “Glassheart” Leona Lewis; “Against the Wall” (EP) Kat Graham (fizzz-reviews.blogspot.com)

  3. Pamiętam, jak o niej pisałaś, ale póki co nie mam w planach sięgnięcia po nią. Gdyby śpiewała po niemiecku, pewnie wpisałabym ją na listę, a tak to…

Odpowiedz na „~FizzzAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *