#315, 316 Chris Brown „Fortune” (2012) & Usher “Looking 4 Myself” (2012)

O, to ten, co obił Rihannie mord…,  znaczy się, twarz – tak do niedawna mówiło się o Chrisie Brownie. Świat współczuł Rihannie krótko. W ostatnich miesiącach artystka sama wróciła do swojego oprawcy i zapewnia, że chce wyjść za niego za mąż i mieć gromadkę dzieci. Cóż, jej wybór. Jeśli znów ją uderzy, może nagra coś na miarę “Rated R”.

Koledzy z branży muzycznej Chrisowi wybaczyli szybko. Już na wydanym pod koniec 2009 roku albumie “Graffity” miał duet z Lil Waynem. Później pojawiał się gościnnie na płytach takich gwiazd jak Nicki Minaj, David Guetta czy T.I. A nawet w studiu spotkał się z Rihanną (remixy – “Birthday Cake” i “Turn Up the Music” i nowa piosenka “Nobody’s Business”).

Nowy album Chrisa Browna “Fortune” zadebiutował na #1 listy Billboard 200. W studiu wspierany był przez całą masę producentów. Nad jego utworami pracowali m.in. Polow da Don (“Not Myself Tonight” Christiny Aguilery), The Messengers (“All Around the World” Justina Biebera) oraz Boi-1da (album “Killer Love” Nicole Scherzinger).

Poprzednia płyta Chrisa, “F.A.M.E.”, ukazała się zaledwie rok wcześniej. Zrobiła na mnie bardzo średnie wrażenie. Nie zdarza mi się do niej wracać. “Fortune” to tylko trochę lepszy album. Wydaje mi się, że bardziej przemyślany i uporządkowany. Lepiej się go słucha. Przede wszystkim mniej na “Fortune” płytkiego dance’u i electropopu. Więcej r&b i hip hopu. Choć i te pierwsze się zdarzają (w postaci singlowego “Turn Up the Music”), należą one do mniejszości.

Na krążku możemy obserwować dwa oblicza Chrisa. Raz jest romantykiem i serwuje nam ballady (“2012”, “Don’t Judge Me”) innym razem królem klubowego parkietu (“Don’t Wake Me Up”). Którą jego twarz wolę? Zdecydowanie tą pierwszą. Bardzo podoba mi się ballada “2012”. Jest utrzymana w rhytm-and-bluesowym klimacie. Chris bawi się swoim głosem – raz śpiewa delikatnie i subtelnie, innym razem tak, jakby zbierało mu się na płacz. Tekst utworu? Zawiera się w prostym zdaniu – kochajmy się, jakby zaraz miał się skończyć świat. Innym spokojniejszym utworem (ale posiadającym żywy, przebojowy refren) jest “Stuck on Stupid”. Do innych spokojnych kawałków zaliczyć możemy jeszcze “4 Years Old”, “Party Hard Cadillac” oraz singlowe “Don’t Judge Me”, w którym Chris rzewnie śpiewa, byśmy nie osądzali go po jego czynach i plotkach na jego temat.

Druga część płyty to szybkie, dynamiczne piosenki. Ale i je można podzielić – z jednej strony mamy tandetne, electropopowe nagrania, z innej wpływy hip hopu i r&b. Szczerze nie cierpię dyskotekowych rytmów. Wybrane na singiel “Turn Up the Music” tylko mnie w tym utwierdziło. Tekst, jak łatwo się domyślić, ma imprezowy wydźwięk. Podoba mi się wokal Chrisa, ale muzyka, która wchodzi po refrenie, to jakaś sieczka. I do tego jeszcze ten autotune i wycie Ooooo. Przyznam, że takie piosenki naprawdę mnie dobijają. Nie ma ochoty się przy nich bawić, ale – najłagodniej – przywalić w radio. Jednak “Turn Up the Music” nie otrzyma nagrody za najgorszy kawałek na “Fortune”. Przyznam ją utworowi “Don’t Wake Me Up”, który zaczyna się świetnie, by za chwilę przejść w housowy, klubowy kawałek. Dołóżmy do tego Browna drącego się w niebogłosy i mamy masakrę. Zdecydowanie nie dla mnie taka muzyka. . Słabo wypada też “Trumpet Lights”.

Na szczęście oprócz tych ‘smaczków’ reszta piosenek prezentuje się całkiem, całkiem. Podoba mi się hip hopowe “Bassline”. To ciekawy, szybko wpadający w ucho, dobrze wyprodukowany kawałek. W podobnym stylu do niego jest “Till I Die”. Chrisa wspierają w nim Big Sean i Wiz Khalifa. To nie jedynie goście, którzy pojawiają się na “Fortune”. Mamy tu jeszcze Nasa (“Mirage”), Kevina McCall’a (“Strip”) oraz dziewczyny z grupy RichGirl (“Party Hard Cadillac”).

Nowa płyta Chrisa Browna “Fortune” zrobiła na mnie lepsze wrażenie niż jej poprzedniczka. Wydaje mi się być bardziej ułożona, lepiej wyprodukowana i zaśpiewana. Cieszę się, że Chris ograniczył ilość kiczowatych utworów (i plus za to, że nie zaprosił do współpracy Pitbulla czy Davida Guetty) i postawił na r&b i hip hop. Jestem ciekawa, co zaprezentuje nam na nadchodzącym krążku “Carpe Diem”. Premiera już w przyszłym roku.

 

„Looking 4 Myself” to siódmy już album amerykańskiego wokalisty Ushera. Debiutancki krążek wydał w 1994 roku. Hmm, jakie to zabawne – Rihanna również ma tyle płyt na koncie co on, ale nie od połowy lat 90., lecz 2005 roku. Powiecie – on dokładniej nad nimi pracował, osobiście doglądał prac nad piosenkami, zajmował się produkcją, pisaniem tekstów. Rihanna przyszła na gotowe. Tylko, że muzyka Barbadoski prędzej do mnie trafia niż to, co prezentuje Usher.

Od wielkiego sukcesu płyty „Confession” z 2004 roku (ponad 20 milionów sprzedanych egzemplarzy na całym świecie!) minęło już trochę czasu. Kolejne albumy Ushera kupowało kilka razy mniej osób. Artysta rzucił się w wir duetów. Nagrywał między innymi z Davidem Guettą (koszmarne „Without You”), Pitbullem („Party Ain’t Over”) oraz wspierał w karierze Justina Biebera. Legenda głosi, że to właśnie Usher odkrył talent młodego Justina. Do dzisiaj mu tego nie wybaczyłam.

Produkcję siódmej płyty artysta powierzył najpopularniejszym producentom. Jest i will.i.am („Can’t Stop Won’t Stop”) i Danja („I Care For U”) a nawet Salaam Rami („Sins of My Father”). Pojawia się również szwedzkie trio Swedish House Mafia („Euphoria”).

Zanim przejdę do poszczególnych utworów zatrzymam się na głosie Ushera. Muzyka się zmienia, wokal pozostaje. Może niektórych jego głos zachwyca i sprawia, że dziewczyny dostają gęsiej skórki, ale ja za każdym razem, kiedy Usher wyje, mam ochotę przywalić głową w biurko. Uwielbiam, kiedy facet ma męski, głęboki głos o pięknej, dojrzałej barwie. Nienawidzę natomiast, gdy piszczy i śpiewa cienkim głosikiem. Nic więc dziwnego w tym, że tak szybko wpadłam w sidła cudownego, uwodzicielskiego wokalu Chrisa Martina z Coldplay, a Ushera traktuję jak… dziecko , chociaż on i Chris są w podobnym wieku.

„Looking 4 Myself” to album łączący różne gatunki. Jest oczywiście r&b i hip hop. Jest elektronika i dance pop. Szczerze mówiąc wolałabym, aby wokalista został przy tych dwóch pierwszych. Może bardziej by się wyróżniał.

Z płyty Usher wypuścił aż 5 singli. Szczerze mówiąc zaskoczył mnie tylko jednym. Chodzi tu o „Climax”. Jest to spokojny, zmysłowy utwór. Bardzo podoba mi się muzyka, łącząca r&b z łagodną elektroniką. Szkoda, że całość psuje piszczący Usher. Na szczęście i on się zlitował i są momenty, kiedy da się go słuchać. „Climax” nie jest jedynym spokojnym utworem na albumie. Mamy tu jeszcze rhytm-and-bluesowe „Dive”, w którym Usher brzmi całkiem przyzwoicie, choć i tu zdarzają mu się potknięcia. Jednak nie tak bolesne jak w przypadku „Climax”. Łagodniej jest również w „What Happened to U” i „Lessons For the Lover”.

Nie mam nic do utworów r&b w wykonaniu Ushera. Charakteryzują się przyjemną, kołyszącą muzyką. Goście, w takich piosenkach jak „Twisted” (Pharrell) czy „Lemme See” (Rick Ross), nadają im hip hopowego posmaku. Jednak dynamiczne, electropopowe, taneczne kawałki sprawiają, że boli mnie głowa. Pierwszym przykładem jest „Can’t Stop Won’t Stop”, które wyszło spod ręki will.i.am’a. Pospolita muzyka, tani rytm. Elementy dubstepu. Jednak piosenka ta nie może równać się ze „Scream”. Początek utworu jest obiecujący. Usher brzmi całkiem fajnie. Ale refren? M-a-s-a-k-r-a. Muzyka oraz drący się niemiłosiernie Usher nie robią dobrego wrażenia. Do mojej reakcji pasuje fragment tekstu, gdzie wokalista śpiewa

If you wanna scream (PL: Jeśli chcesz krzyczeć).

Tak, pragnę krzyczeć. Z powodu strasznego bólu uszu. Wcale nie lepsze jest „Sins of My Father”, „Euphoria” oraz „Numb”.

Przyznam, że wiele się po siódmej płycie Ushera nie spodziewałam. Może tylko nie do końca byłam przygotowana na jego głosik. Nie sądziłam, że jest aż tak źle. A sama muzyka? Bez objawień – taką sama słyszałam już wiele, wiele razy. Może to był błąd zatrudniać tak rozchwytywanych producentów? Przez to wszystko brzmi tak samo.

28 Replies to “#315, 316 Chris Brown „Fortune” (2012) & Usher “Looking 4 Myself” (2012)”

  1. Jakoś pan Chris nigdy mnie nie jarał a jego muzyka do mnie nie trafia 😉 // nn na Bad-Strefa-Dody a w niej ? Studyjna wersja Coveru TITANIUM 😉

  2. Płyta Chrisa jest lipna. Nienawidzę “Turn Up the Music” i “Don’t Wake Me Up”. Pozostałe piosenki są nudne, bez potencjału. Lubię (toleruję) tylko “Migrate”.
    Nowa recenzja: “Trespassing” Adam Lambert (fizzz-reviews.blogspot.com)

  3. Ja również nie lubię gdy Usher zaczyna wyć i płakać. Lubię męskie wokale. Jego muzyka także do mnie nie trafia.
    Ja także uważam, że Grammy to coraz mniej prestiżowa nagroda. Brakuje tam tylko nominacji dla PSY. Sarkazm oczywiście. Kiedyś do Grammy były nominowane takie zespoły jak AC/DC czy Metallica. Teraz już tylko sezonowe gwiazdki np. Carly.

  4. Ja niestety nie słucham ani Chrisa ani Ushera ale głos tego drugiego wokalisty znam i przyznam, że też nie wpada w moje gusta 🙂 u mnie nn 🙂 [love-ashley]

  5. W sumie dla mnie Brown i Usher prezentują zero talentu. Ani jedna ani druga płyta mnie nie zachęciła. Dla mnie klapa.

  6. Płyta Ushera jest raczej słaba. Choć kilka piosenek uwielbiam (Climax, Twisted, Sins of My Father).
    Nowa recenzja: “Mutter” Rammstein (fizzz-reviews.blogspot.com)

  7. “Legenda głosi, że to właśnie Usher odkrył talent młodego Justina. Do dzisiaj mu tego nie wybaczyłam.”
    “Tak, pragnę krzyczeć. Z powodu strasznego bólu uszu”. – Jak ja Cię uwielbiam za takie docinki 😀 Padam momentami ze śmiechu 🙂 Chrisa Browna specjalnie nie słucham mam do niego jakąś niechęc sama nie wiem dlaczego. Usher – hmm jeśli leci w radiu ok nie przełączam ale z własnej woli też specjalnie nie włączam. Wesołych Świąt!

  8. Nie przepadam i za Chrisem, i za Usherem. Jedynie “Turn Up The Music” Chrisa jakoś mi pasuje. Zapraszam na recenzję “Candy” Robbiego Williamsa i pozdrawiam. {thehalcyon.blog.pl}

Odpowiedz na „~soscreamAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *