#345 Fink “Perfect Darkness” (2011)

Żyjemy w czasach, w których dostęp do muzyki jest nieograniczony. Internet, radio, programy muzyczne – przewija się przez nie tysiące utworów. Nowych wykonawców możemy poznać czytając o nich w gazetach, przeglądając strony typu last.fm czy po prostu obserwować, co polecają nasi znajomi na fejsie (tak zaczęła się kariera “Somebody That I Used to Know” Gotye). Możemy również uważnie oglądać różne seriale czy filmy. Właśnie w jednym  z moich ulubionych seriali – “The Walking Dead” – usłyszałam pewną piosenkę. Pogrzebałam trochę, bo przecież nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła, kto ten utwór wykonuje, i tak trafiłam na Finka. Szczęśliwy przypadek? Przeznaczenie? Tak czy inaczej artysta ten szybko podbił nie tylko moje uszy, ale i serce.

Fink pochodzi z Wielkiej Brytanii i muzyką zajmuje się od dwudziestu lat. Pracował jako DJ (co w kontekście wykonywanej przez niego muzyki jest zaskakujące) oraz pomagał w pisaniu tekstów dla takich gwiazd jak John Legend. Wydał pięć studyjnych płyt. Recenzowane przeze mnie “Perfect Darkness” ukazało się w 2011 roku i jak na razie jest ostatnim albumem Finka.

Pierwszą rzeczą, która zachwyciła mnie w twórczości Brytyjczyka, był jego wokal. Fink posiada głęboki, hipnotyzujący wręcz głos. Z miejsca się w nim zakochałam. Podobnie jak w wykonywanej przez niego muzyce. Chociaż jako DJ miał styczność z muzyką klubową, na “Perfect Darkness” poszedł w zupełną inną stronę. Jego muzyka jest mieszanką bluesa, soulu, indie popu. Bardzo cenię to, że Fink nie potrzebuje fajerwerków i efektów specjalnych by stworzyć coś niezwykłego i przyciągającego uwagę. “Perfect Darkness” to album prosty, minimalistyczny i spokojny. Bardzo skromny, melancholijny, emocjonalny. No i zdecydowanie najlepszy w jego dyskografii.

Piosenką otwierającą album Finka jest kawałek tytułowy – “Perfect Darkness”. Utwór trwa ponad 6 minut, co jest jego wielkim atutem. Nagranie po prostu wciąga od pierwszych dźwięków. Podoba mi się w nim połączenie gitary elektrycznej ze smyczkami i orkiestrowymi elementami. Piosenka wyróżnia się bogatą aranżacją. Pozostałe kawałki są znacznie bardziej surowe. Tak jak chociażby moje ukochane “Fear Is Like Fire”, gdzie gitara akustyczna przeplata się z elektryczną, a sam utwór ma bardziej zadziorny i łobuzerski charakter niż nagranie tytułowe. Swoją liryczną i wrażliwą stronę artysta pokazuje w “Yesterday Was Hard On All Of Us”. Ze spokojnych dźwięków wyrywa nas tajemnicze i nieco nawet mroczne “Honesty”, które rozkręca się pod koniec, gdzie głos Finka brzmi trochę bardziej nerwowo. Dobrze słychać to również w “Warm Shadow”. To właśnie ta piosenka zachęciła mnie do tego, by sięgnąć po muzykę Finka. Ma w sobie magię. Chociaż jest prosta i nieskomplikowana, słucha się jej z wielkim zainteresowaniem.

Warto sięgnąć również po bluesowe „Wheels”, w którym Fink śpiewa bardzo swobodnie, jakby od niechcenia wydaje z siebie piękne dźwięki. Polecam również spokojniejsze perełki w postaci „Save It For Somebody Else” oraz subtelnego, nie narzucającego się swoją obecnością nagrania „Foot in the Door”. Pomiędzy tymi utworami znajdziemy jeszcze piosenkę „Who Says”, cichą, z piękną gitarą i pianinem w tle oraz pełną uczuć.

Nie da się ukryć, że piosenki zawarte na “Perfect Darkness” są dość smutne. Począwszy na nagraniu tytułowym, a skończywszy na “Foot in the Door”. Jednak na końcu mamy jeszcze “Berlin Sunrise”, które wyłamuje się nieco z tych melancholijnych klimatów. O ile przez cały niemal album panowała perfekcyjna ciemność, tak tu mamy piękny wschód słońca. Utwór “Berlin Sunrise” jest całkiem pogodny, wprawia w dobry nastrój a przede wszystkim daje nadzieję na lepsze jutro.

Jak to miło, kiedy artysta odwali za mnie kawał roboty i sam podsumuje swój album. Chociażby jednym słowem, tak, jak zrobił to Fink. “Perfect Darkness” to płyta perfekcyjna. Sięgnęłam po nią zainteresowana nagraniem “Warm Shadow”. Nie przypuszczałam, że nie będę mogła się przez najbliższe tygodnie od niej uwolnić. Cudowna, przynosząca ukojenie muzyka połączona z rewelacyjnym wokalem Finka robi swoje. Chociaż wiele osób twierdzi, że jego najlepszym albumem jest “Sort of Revolution”, ja swoje wiem. Poznałam poprzednie krążki artysty, ale żaden nie powalił mnie na kolana, tak jak “Perfect Darkness”. Perfekcja, doskonałość, ideał. Olśniewający, mistrzowski, z klasą.

17 Replies to “#345 Fink “Perfect Darkness” (2011)”

  1. Nie sądziłam, że ktoś kojarzy Finka. Cieszę się, że podoba Ci się jego płyta. A co sądzisz o “Sort of revolution”?

  2. Nie znam, ale podane przez Ciebie nagranie takie skromne, ale jakże stonowane, gdybym nie wiedział że to nie jaki DJ FINK, powiedziałbym że w głośnikach słyszę wokal niejakiego James’a Arthura.
    Pozdrawiam!

Odpowiedz na „~paulineAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *