#354 VA “Music from Baz Luhrmann’s Film The Great Gatsby” (soundtrack) (2013)

Najnowsza ekranizacja książki “The Great Gatsby” amerykańskiego pisarza Francisa Scotta Fitzgeralda z 1925 roku na długo przed premierą budziła ogromne emocje. I nie chodzi tu wcale o wyśmienitych aktorów, którzy wcielili się w główne postacie filmu, wysoki budżet pozwalający na stworzenie pięknych scenografii itp. czy nie najgorsze recenzje krytyków. Sprawcą całego zamieszania wokół filmu jest… soundtrack. Nie potrafię przypomnieć sobie innego kinowego hitu, do którego muzyka była tak wyczekiwana.

Akcja filmu “The Great Gatsby” dzieje się w latach 20. ubiegłego stulecia. Piękne czasy z piękną muzyką. Rozwój jazzu. Spodziewałam się, że i oficjalny soundtrack przeniesie nas w czasie i będzie muzycznym tłem do filmu. Tymczasem po pierwszym przesłuchaniu przekonałam się na własnej skórze, że moje wymagania były chyba za przesadzone. W końcu wielki Jay-Z wie lepiej, czego słuchało się niemal sto lat temu. Tak, on jest głównym producentem soundtracku. Więc to jego winię, że “Music from Baz Luhrmann’s Film The Great Gatsby” brzmi, jak niestety brzmi – nie jak soundtrack do filmu, lecz jak luźny zbiór kilku piosenek.

Pierwszy raz mam do czynienia z soundtrackiem, który jest tak nierówny. Panuje to niezły bałagan. Z jednej strony mamy bowiem hip hop, z drugiej rockowe brzmienia. Na dokładkę otrzymujemy jeszcze coś soulowego i elektronicznego. Słowem – wszystko i nic.

To, co wszystkich emocjonowało najbardziej, to ilość topowych artystów, którzy wtrącili swoje trzy grosze do “Music from Baz Luhrmann’s Film The Great Gatsby”. Mamy tu bowiem wyskakującą ostatnio nawet z lodówki Beyonce, zespoły The xx oraz Florence + The Machine, czarującą Lanę Del Rey oraz bijąca rekordy popularności w Wielkiej Brytanii Emeli Sande. Nic więc dziwnego, że każdy z niecierpliwością wyczekiwał, aż jakaś piosenka z płyty do Internetu wycieknie. Mnie najbardziej interesował cover “Back to Black” w wykonaniu Beyonce i André 3000. Już nie raz pisałam, że piosenki Amy Winehouse są tylko dla niej i nikt nie powinien silić się na ich coverowanie. Niestety, Beyonce z kumplem nie posłuchali i POLEGLI. Tego nie da się słuchać. Zmienili aranżację, co sprawiło, że piosenka straciła swój klimat. Krew w żyłach mrozi też samo wykonanie. André 3000 mówi monosylabami, Beyonce stara się być seksowna i zmysłowa. A w tym wszystkim poruszający tekst autorstwa Amy. Przykro mi z powodu tego, że z tak pięknej i ważnej piosenki zrobili słabą karykaturę. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach na śpiewanie takich utworów niech nagra sobie cover kawałka Britney Spears.

Do gustu nie przypadł mi również utwór “A Little Party Never Killed Nobody (All We Got)” wykonywany przez Fergie, Q-Tip i GoonRock’a. Uwielbiam part Fergie, naprawdę. Stęskniłam się za jej głosem. Jednak cała piosenka to porażka. Bardzo, bardzo elektroniczna i taneczna. Trochę dubstepowa, klubowa. Nie jestem też fanką “Crazy in Love” w wykonaniu Emeli Sande. Cieszę się, że zmienili aranżację i otrzymaliśmy orkiestrowy kawałek, ale nie przekonuje mnie sama artystka. Brak jej energii, śpiewa bez życia. Trochę zawiódł mnie również utwór wykonywany przez Lanę Del Rey zatytułowany “Young and Beautiful”. Uwielbiam klimat, jaki artystka potrafi stworzyć swoim głosem, ale jej nowa piosenka nie brzmi tak magicznie jak “Yayo” czy “Video Games”. Jest po prostu nudna i banalna. Słuchając jej nie czuję żadnych emocji. Od innych utworów zdecydowanie odstaje “Bang Bang” will.i.am’a. Na “#willpower” piosenka pięknie by lśniła, tu irytuje.

Na szczęście z drugiej strony mamy utwory, które na pewno często będą gościć na mojej playliście. Należy do nich chociażby cover piosenki U2 “Love Is Blindness” w wykonaniu Jack’a White’a (bardzo teatralne!) oraz piękne i wzruszające nagranie “Togehter” zespołu The xx. Pozytywnie zaskoczyło mnie również elektroniczne nagranie “Into the Past” zespołu Nero. Komputery nie zostały w kompozycji wykorzystane w taki sposób jak w wielu dzisiejszych hitach, ale dość łagodnie i subtelnie. Za to wielki plus. Do gustu przypadła mi również piosenka Gotye “Heart a Mess” (pochodząca, tak na marginesie, z jego drugiej płyty). Przyjemnie trip hopowo-popowe nagranie.

“Music from Baz Luhrmann’s Film The Great Gatsby” ma dwie królowe. I, co już udowodniłam, nie są nimi Beyonce i Lana Del Rey. Najpiękniejsze, najbardziej powalające utwory na krążku wykonuje Florence (wraz z zespołem) oraz Sia. Do utworu “Over the Love” Florence + The Machine przekonywałam się długo. Cieszę się jednak, że go doceniłam, bo to cudowna soulowo-indie popowa kompozycja, pełna dramatyzmu i tego, co w muzyce zespołu najlepsze – przyprawiających o ciarki wokali Florence i emocji. Z kolei “Kill and Run” Sii ma niepowtarzalny klimat a sama wokalistka czaruje głosem. Na pochwałę zasługuje również tekst jej autorstwa:

Hi, close the door, silent cold for you, what have I done to you (…) Kill and run, a bullet through your heart (PL: Cześć, zamknij drzwi, cichy chłód dla ciebie, co ja ci zrobiłam (…) zabij i uciekaj, kula w twoje serce).

Największą wadą soundtracku do “The Great Gatsby” jest to, że nie pasuje on do filmu. Poza kilkoma, nielicznymi wyjątkami brak tu utworów stylizowanych na lata, w których osadzona jest akcja obrazu. Panuje natomiast bałagan. Jednak cieszę się, że znalazło się tu miejsce dla kilku perełek (m.in. “Kill and Run”, “Togehter”). Szkoda tylko, że wszystko przyćmiewa zupełnie nieudane “Back to Black” w wersji Beyonce & André 3000. Nie do wybaczenia.

30 Replies to “#354 VA “Music from Baz Luhrmann’s Film The Great Gatsby” (soundtrack) (2013)”

  1. Film wydaje się fajny, myślałam, że soundtrack będzie lepiej dobrany :/ Zgadzam się, że piosenek Amy nie powinno się coverować, a wersja Beyonce fatalna…

  2. Cover “Back To Black” psuje według mnie głównie Andre 3000, chociaż Beyonce się nie popisała. Zgadzam się z Tobą co do utworu z Fergie – elektronika psuje wszystko. Florence usłyszałem po raz pierwszy w piosence z tego filmu i nawet mi się spodobała. “Crazy In Love” jest znośne, a zespół The xx pokazał klasę jak zawsze 😀 Co do reszty, albo nie mam nic do powiedzenia, albo nie chcę się wypowiadać. Aha Jay-Z ewidentnie zjebał 😀

  3. W teledyskach One Direction pojawia się aż pięciu gejów i nikogo to nie dziwi! To dopiero skandal!
    A tak na serio to dzisiaj już nawet teledyski Mansona nie szokują. A Manson w swoich teledyskach ma połączenie horroru z filmem porno dla gejów.
    Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

  4. Mnie ta sciezka dzwiekowa podoba sie tak srednio. Chcialem sie tylko wypowiedziec na temat Fergie i “A Little Party”. Bo dla mnie to nagranie wyszlo calkiem niezle. Fajnie jest dla odmiany posluchac takiej energetycznej Fergie, moze lepiej sprawdza sie ona w innym repertuarze ale czasem fajnie jest sprobowac czegos innego. Ja daje szanse tej kompozycji.

  5. Film obejrzę, soundtrack przesłucham, bardzo podoba mi się utwór Florence, ale ochów i achów się nie spodziewam 😛
    Nowa recenzja: “Oceanborn” Nightwish (fizzz-reviews.blogspot.com)

  6. Hmmm… z tym soundtrakiem chciałem się zapoznać, ale w sumie nie wiem czy jest sens, skoro jest niespójny, na co zwróciłaś uwagę… póki co mam inne pozycje w kolejce, bo podobnie jak Ty też jestem tegorocznym maturzystą, więc sprawdzanie nowości sobie odpuściłem.

    Zapraszam na nową listę autora top25 – your-chart.blogspot.com 😉

  7. To co się rzuca pierwsze w oczy to “Parental Advisory”. “Back To Black” w wersji Beyonce i Andre – maskara, nawet się za to nie biorę :). U mnie 2 nowe notki, zapraszam i pozdrawiam :).

  8. moim zdaniem soundtrack jest świetny, ok, parę kawałków mniej, parę bardziej udanych. Baz Luhrmann uwielbia mieszać i łączyć rzeczy wydawałoby się totalnie niepasujące i czasem wychodzą perełki, a czasem coś średniego. Ja uwielbiam klimaty The XX, ale też jazzik Briana Ferrego, czy coś z zupełnie innej beczki jak świetny, imprezowy, dynamiczny kawałek Fergie. Podsumowując: dziwne, ale można znaleźć ciekawe smaczki, jak to u szalonego Luhrmanna. Jego Moulin Rouge wkurzało mnie na maxa, ale Tango to majstersztyk. Więc mam nadzieję, że w Wielkim Gatsbym też zdziała cuda.

  9. Ciekawa recenzja, jednak nie zgodzę się z ogólnymi wnioskami. Ogólnie rzecz biorąc nie przepadam za gatunkami, które pojawiają się w soundtracku, jednakże doceniam koncepcję, która za nim stoi. Nawet jeżeli nie było to zamierzone przez twórców muzyki (w co bardzo wątpię), to wpasowali się świetnie. Zabawa konwencją genialna, także z tego względu, że w zasadzie wiernie odtworzyła koncepcję, którą Fitzgerald przedstawił w swej książce. Nam oczywiście lata 20 kojarzą się z jazzem i podobnymi dźwiękami, jednakże chcąc zachować spójność z treściami i krytyką, które chciał przekazać autor książki, na podstawie której stworzono ten film – użycie muzyki współczesnej jest najlepszym zabiegiem. W książce jazzowa kapela gra utwory muzyki poważnej – dla ludzi lat 20, byłoby takim samym dziwactwem jakim dla nas nagranie przez np. raperów utworów zahaczających o jazz. I taka zabawa ma naprawdę głębsze przesłanie. Polecam jednak przeczytać książkę, żeby się o tym przekonać. Także moim zdaniem bałagan, o którym piszesz jest tylko pozorny. Nam muzyka może nie pasować do lat, w których dzieje się akcja filmu, ale do ogólnej koncepcji Fitzgeralda i tego co (i w jaki sposób krytykował w swej powieści) – pasuje moim zdaniem idealnie! Ja jestem bardzo na tak. 🙂

  10. Nie znam filmu ani płyty, ale z tego co piszesz, wniosek nasuwa się jeden: zależało im na tym, by sprzedać jak najwięcej krążków, a nie, zeby pasowało to do filmu…

Odpowiedz na „~aliciaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *