#400 Jessie J “Alive” (2013)


Jessie J miała świetny start. Jej debiutancki singiel “Do It Like a Dude” stał się wielkim hitem. Album “Who You Are” znikał ze sklepowych półek. A ona sama przebiła się do pierwszej ligi popowych wokalistek. Teraz powraca z nową płytą. “Alive”, bo tak zatytułowane zostało to wydawnictwo, trafiło do sprzedaży i pewnie wiele osób zadawać będzie sobie pytanie – warto czy nie warto wydać na to tyle pieniędzy?

Debiutancki krążek Jessie J jest płytą naprawdę udaną. Ciekawą, niebanalną. Różnorodną, ale tworzącą bardzo dobrą całość. Artystka umieściła tam m.in. popowe “I Need This”, balladowe “Big White Room”, rhythm’and’bluesowe “L.O.V.E”, a nawet orkiestrowe “Mama Knows Best”. Jessie J jawiła się jako interesująca, nieszablonowa wokalistka. Do czasu.

Coś zaczęło się psuć po podjęciu współpracy z Davidem Guettą (koszmarne “Laserlight”). Jessie J niestety szybko pokochała electropop. Zmieniła image na bardziej wyzywający. Ogoliła głowę. I niestety wraz z włosami straciła całą swoją niezwykłą osobowość. Być może fryzurą się wyróżnia i pokazuje, że odważna z niej kobieta (Rihanna, która miała na głowie chyba wszystkie kolory tęczy, nie ośmieliła się dotąd ściąć włosów), jednak muzycznie nie wychodzi poza szereg identycznych popowych piosenkarek. Serwuje więc pop zmieszany z komputerowymi efektami. Gdzieniegdzie doprawia to muzyką r&b.

Aby zacząć w miarę przyjemnie, skupię się na plusach “Alive” – czyli kilku piosenkach, które zrobiły na mnie w miarę dobre, pozytywne wrażenie. Takim numerem jest chociażby “Square One”. Piosenka, mimo wyrazistego bitu i gitarowych, ostrych brzmień (spokojnie, fani popu – Jessie J nie zmienia się w rockmenkę) należy do spokojniejszych. Mam również słabość do rhythm’and’bluesowego “Daydreamin'”, które kojarzy mi się z latami 90. Niesamowicie przyjemna kompozycja. Mniejszą sympatią darzę melodyjne, spokojne “Harder We Fall”, które jednak w pamięci na długo nie zostaje. Szybko przekonałam się do zadziornego “Excuse My Rude”. Utwór ten przypomina mi hit Jessie J z poprzedniego krążka – “Do It Like a Dude”. Wiadomo – te numery nie są jak dwie krople wody, ale dodają tyle samo pozytywnej energii. Udanym pomysłem było zaproszenie do “Excuse My Rude” raperki Becky G. Miło widzieć nową twarz w kobiecym rapie. Nudniej by było, gdyby Jessie J zabiegała o współpracę z pojawiającą się wszędzie Nicki Minaj. Po kilku tanecznych hitach wybawieniem jest emocjonalna, zagrana m.in. na pianinie ballada “I Miss Her” – piosenka, która choć na chwilę przywróciła moją wiarę w artystkę.

Ok, dość z tymi komplementami. “Alive” to w końcu krążek, która ma dużo na sumieniu. Jednym z jego grzechów jest niezbyt udany duet Jessie J z wokalistką r&b – Brandy – zatytułowany “Conquer the World”. Nie piszę, że to złe, koszmarne nagranie, które należy omijać szerokim łukiem. To raczej kompozycja, której brakuje potencjału. Jednak cieszę się, że Jessie J zdecydowała się nagrać duet z zapomnianą ostatnio Brandy. Mimo to ich wspólnej piosenki nie widziałabym na albumie autorki “What About Us?”. A reszta utworów? Wskoczyć mogą do szuflady zatytułowanej “pop, electropop, dance i podobne gatunki wywołujące ból głowy”. Zaczyna się od singla “It’s My Party”, który, jak sama nazwa podpowiada, jest imprezowym kawałkiem. Typowy, mało ciekawy refren, irytujący wokal Jessie J oraz tekst nie wzbudziły mojej sympatii. Przyjemnie zaczyna się “Thunder”. Jednak prawdziwy (może właśnie ten tytułowy?) grzmot następuje w electropopowym refrenie. Załamuję ręce nad takimi utworami jak “Sexy Lady” (niesamowicie porywające), obiecującym, ale zniszczonym niepotrzebnymi komputerowymi obróbkami  “Breathe” oraz singlowym, szybkim, ale nieco przyciężkim na radiowy przebój (będącym dodatkowo  mało interesującą mieszanką dance popu i hip hopu) “Wild”. Nie jestem również fanką nieźle zaczynającego się, ale przechodzącego w bezsensowny taneczny kawałek “Gold” oraz nieco rhythm’and’bluesowego “Alive”, które z początku brzmi jak zagubiona piosenka z “Who You Are”, jednak wchodzące pod koniec komputerowe efekty bezlitośnie przypominają nam, że słuchamy drugiej płyty Jessie J.

Smutno patrzeć na to, co stało się z wokalistką. Z interesującej, wyróżniającej się z tłumu i podchodzącej z dystansem do swojej osoby (pamiętacie teledysk do “Who’s Laughtin Now”?) Jessie J stała się kolejną artystką, która w pogoni za popularnością i chęcią przypodobania się masowym odbiorcom, postanowiła sięgnąć po dance i electropop. O ile po pierwszych dźwiękach “Price Tag” czy “Do It Like a Dude” od razu wiedziałam, kto dany przebój wykonuje, tak teraz po usłyszeniu w radiu “It’s My Party” czy “Wild” moja odpowiedź była by mniej więcej taka: Britney? Inna? A nie! To Jessie J. Przykre, ale prawdziwe.

18 Replies to “#400 Jessie J “Alive” (2013)”

  1. Słuchałem raz i w większości mi się nie podoba. Debiutowi dużo brakowało do doskonałości, ale ogółem był bardzo udany. Tutaj albo powiela siebie (czasem z lepszym skutkiem – Excuse My Rude, czasem z gorszym – coś brzmiało jak Domino vol.2). No i pełno gówna, bo inaczej nie potrafię tego nazwać. Jakaś ballada była ładna i przypominała mi “Who You Are”, ale na tytułach się nie skupiałem :/ a miało być tak pięknie…

  2. powiem tak przesluchalem pierwsza i druga plyta Jessie. Pierwsza to jest miazga. Druga, hmm WILD mega, BREATHE mega, DAYDREAMIN mega, nawet piosenka z Brandy wpada w ucho ale to chyba wszystko. Jessie nagrala po prostu gorsza plyte, choc image z tymi krotki wlosami jest MEGA hot-hit-lista.blogspot.com

  3. Spróbuje posłuchać płyta bo jestem ciekawa utworów bo poprzedni krążek był świetny. Piosenka Wild uważam że jest świetna nie to co “It’s My Party” utwór jest okropna,

  4. Jessie zmieniła się, kiedy zobaczyłam jej najnowszy teledysk, to prawie jej nie poznałam! Wygląda okropnie, a muzyka jeszcze gorsza :/. Jakoś nie słuchałam jej z zapałem wcześniej, ale teraz doceniam “Do It Like A Dude”, czy “Price Tag”. Powinna coś ze sobą zrobić. Pozdrawiam 🙂

  5. Szkoda czasu na to gówno. Ja akurat lubię “Conquer the World”, poza tym jeszcze “I Miss Her” oraz “Daydreamin'”. Reszty lepiej nie odtwarzać – bo po co się denerwować?
    Nowa recenzja: “Ketevan” Katie Melua (fizzz-reviews.blogspot.com)

  6. To przykre, kiedy kogoś się polubi, a potem wydaje coś strasznego… Jednak Jessie J nigdy nie lubiłam, podobał mi się teledysk, ale piosenka już nie (nie pamiętam nawet do jakiej) i po żaden krążek nie zamierzam sięgać 🙂 szczególnie po ten

Odpowiedz na „~sacrificeAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *