#401 Katie Melua “Ketevan” (2013)

 

Czyżby Katie Melua pozazdrościła Rihannie i sama zapragnęła co roku robić swoim fanom prezent w postaci nowej płyty? Przyznam, że nie miałabym nic przeciwko temu. Nową muzykę od artystki mogłabym otrzymywać nawet co miesiąc.

“Ketevan” to już szósty studyjny album Katie. Poprzedni, “Secret Symphony” ukazał się w zeszłoroczną wiosnę. Chociaż są ludzie, którzy twierdzą, że każda kolejna płyta artystki różni się jedynie tytułem, fani Meluy (do których zaliczam się i ja), tych różnic widzą znacznie więcej. “Ketevan” od “Secret Symphony” dzieli przepaść. Poprzedni krążek został w całości nagrany z orkiestrą, co nadało mu eleganckiego wyrazu. Piosenki były idealnie dobrane (trzeba zaznaczyć, że tylko jedna z nich wyszła spod pióra Katie – “Forgetting All My Troubles” – reszta zaś to cudze kompozycje) oraz tak zaaranżowane, że wydobywały z wokalu artystki całe piękno.

Tytuł szóstej płyty Meluy nie jest przypadkowy. Ketevan to nic innego jak imię artystki w języku gruzińskim. Będąc dzieckiem Katie wraz z rodzicami opuściła ojczyznę i zamieszkała w Wielkiej Brytanii. Przez nazwanie swojej najnowszej płyty “Ketevan”, artystka chciała zaznaczyć, że jest to jej najbardziej osobisty album. Zawierający szczere emocje, autentyczny i nostalgiczny, będący na dodatek powrotem do przeszłości. Warto również dodać, że krążek “Ketevan” ukazał się równo dziesięć lat po płytowym debiucie Meluy – niesamowicie przyjemnym, dziewczęcym (w chwili nagrywania albumu artystka miała dopiero dziewiętnaście lat), ale nieco niedopracowanym “Call Off the Search”. Dziś niedociągnięć jest dużo, dużo mniej. Muzyka jest ciekawsza, a sama Katie brzmi idealnie. Trzeba pochwalić ją również za napisanie (prawie) wszystkich tekstów. Dzięki temu możemy poczuć prawdziwy urok “Ketevan”. Nie będę pisać, że na nowym krążku artystka brzmi autentycznie. Szczerość to jedna z wielu zalet tej wokalistki. Wierzyło się jej słuchając “Nine Million Bicycles”, wierzy słuchając “Chase Me”.

Jak już wspomniałam, Melua podziękowała symfonicznym melodiom za współpracę. Postawiła na brzmienie, które znamy z takich płyt jak “Piece by Piece” czy “Pictures”. Odpowiednio je jednak udoskonaliła. Jej mieszanka bluesa, jazzu oraz klimatów retro robi świetne wrażenie. Ciepły wokal Katie bardzo dobrze komponuje się z dźwiękami pianina, gitary czy smyczków. Trzeba przyznać, że piosenki od razu w ucho nie wpadają. Cóż, taka już natura utworów artystki. Jednak po czasie nie potrafimy już uwolnić się od takich kawałków jak “Idiot School” czy “Love Is a Silent Thief”.

Płytę rozpoczyna delikatna ballada “Never Felt Less Like Dancing”, w której na pierwszy plan wysuwa się nieco smutny wokal Katie, do którego za tło robi pianino oraz instrumenty smyczkowe. Nie inne instrumenty pojawiają się w uroczym, spokojnym “Sailing Ships From Heaven” czy jazzującym, zwracającym na siebie uwagę anielskim wręcz głosem Meluy “Chase Me”. To jedna z moich ulubionych kompozycji na “Ketevan”. Uwielbiam jej klimat oraz to, że brzmi niedzisiejszo. Na niemal cztery minuty artystka zabrała nas w muzyczną podróż do lat 40. ubiegłego wieku. Do spokojnych piosenek należy również dziewczęce, gitarowe “The Love I’m Frightened Of” czy “Where Does the Ocean Go?”, w którym w niektórych momentach Katie śpiewa nieco niższym głosem. Warto posłuchać również ballady “I Never Fall”, w której artystce towarzyszy jedynie pianino. Mniej podoba mi się zamykające album “I Will Be There”. To bogata w dźwięki kompozycja, która jednak nie robi na mnie takiego wrażenia jak prostsze ballady zawarte na “Ketevan”. Przyznam jednak, że tytuł tej piosenki kojarzy mi się dobrze. Wyznanie Katie

remember, I will be there (PL: Pamiętaj, będę tam)

podnosi mnie na duchu. Kiedy mi smutno, pocieszenie odnajduję właśnie w jej utworach.

Artystka pomyślała również o osobach, na których ballady działają usypiająco. Przygotowała chociażby “Love Is a Silent Thief”, w którym gitara przeplata się z instrumentami dętymi. Sama piosenka jest szybka i, wydawałoby się, radosna. Nic bardziej mylnego. Chociaż wokal Katie nie brzmi smutno, utwór opowiada o nieszczęśliwej miłości – na uwagę zasługuje tekst, w którym to artystka porównuje ją m.in. do zegarka, który stanął, ostrego noża lub głębokiej rany. Jeszcze bardziej rozruszać nas może “Shiver and Shake”, będące najseksowniejszą kompozycją Meluy. Świetnie wypada również zadziorne, ale eleganckie “Idiot School” oraz lekkie, pogodne “Mad, Mad Men”, z którego można wyciągnąć jeden, ważny wniosek – każdy może zmienić świat.

“Ketevan” jest albumem bardzo dobrym, ale nie idealnym. Brakuje mi tu małego elementu zaskoczenia, jakim było chociażby użycie elektroniki na płycie “The House”. Przydałoby się też więcej skocznych utworów, które świetnie sprawdziłyby się na koncertach. Mimo wszystko “Ketevan” to krążek warty tego, by poświęcić mu te czterdzieści minut. Na pewno nie będzie to czas stracony. Może i osoby przepadające za tanecznymi melodiami będą kręcić nosem, ale fani dobrej, niekoniecznie popowej muzyki na pewno będą zadowoleni. Katie już po raz szósty pokazuje, że jest artystką, z którą trzeba się liczyć. No i która po prostu nie zawodzi.

 

13 Replies to “#401 Katie Melua “Ketevan” (2013)”

  1. bardzo ją lubię. ma taki głos, że aż chce się jej słuchać:) zrobisz recenzję o nowej płycie Bartosiewicz ? bardzo ciekawa jestem twojego zdania na temat jej płyty:)

    nowa notka
    {theQueen.blog.onet.pl}

  2. Po Twojej recenzji dochodzę w do wniosku, że po co jest wprowadzać elektronikę do dźwięków spokojnych? Nie mieszajmy czarnego z białym , skoro KATEVAN to VAN z ulatniającymi się balladami i niech tak zostanie, tak też zapamiętam tą artystkę 🙂

Odpowiedz na „~EwelinaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *