#410 Katy Perry “Prism” (2013)


Norah Jones swego czasu powiedziała, że jeśli przejdziesz w życiu przez jakieś gówno, piszesz lepsze piosenki. Po czym zaprezentowała nam absolutnie rewelacyjny album “Little Broken Hearts”, który w dużej mierze opowiada o złamanym sercu i zdradzie (polecam tu takie utwory jak “Miriam” czy “She’s 22”). Łatwych miesięcy nie miała za sobą i Katy Perry. Jej małżeństwo z Russellem Brandem zakończyło się tak szybko jak się zaczęło. O ile wokalistka zachowała się z klasą i nie opowiadała w wywiadach o ich rozstaniu, tak Brand nie szczędził w mediach złośliwości pod adresem Katy. Lekiem na złamane serce miała być praca nad trzecim albumem. Czy idąc za przykładem Nory Jones Perry nagrała płytę na miarę swoich możliwości?

Przed rokiem w mediach pojawiły się informacje, jakoby nowy album amerykańskiej wokalistki miał być mroczniejszy. Sama Katy z początku podsycała te doniesienia nagrywając trzy zwiastuny nowej muzyki. Podpaliła niebieską perukę, z którą była kojarzona przy “California Gurls”; jej kotka opanowały złe moce; urządziła pogrzeb słodkiej wersji samej siebie. Dziś z grobu powstaje. Bynajmniej nie jako zombie, ale wokalistka, która zrobiła nas w konia, posłuchała się wytwórni i nagrała kolejny popowy, komercyjny do bólu krążek. “Prism” z mrokiem ma tyle wspólnego, co Miley Cyrus ze skromnością.

Zanim przejdę do recenzowania najnowszej płyty Katy, wspomnę co nieco o jej poprzednich albumach. Jestem fanką “One of the Boys”. Jest to krążek zawierający w sobie pop rockowe utwory. W dużej mierze przebojowy i nastawiony na radiowy sukces (“Hot ‘n’ Cold”, “I Kissed a Girl”), ale broniący się po prostu dobrymi kompozycjami. Nieprzekombinowany – ten przymiotnik również do niego pasuje. Zawiodła mnie druga płyta Katy, jaką było “Teenage Dream”. Na albumie było właściwie wszystko – od łagodnego popu w postaci “The One That Got Away”, przez mocniejsze “Circle the Drain” i balladowe “Not Like the Movies” po kiczowate “California Gurls”. Trzeba jednak oddać Katy honor – umieściła na “Teenage Dream” utwór “Who Am I Living For?”, w którym wreszcie poczułam, że Katy ma coś do powiedzenia i nie jest tylko ładnie zapakowanym produktem popkultury.

Album “Prism” otwiera singiel “Roar”. Ryk Katy wprawdzie w ogóle nie wywołuje dreszczy, ale trzeba przyznać, że utwór jest poprawną, popową kompozycją. “Legendary Lovers” to jeden z najciekawszych numerów wokalistki. Mi do gustu przypadł szczególnie wstęp do refrenu oraz sam refren, który świetnie nadaje się do chóralnego odśpiewania przez fanów na koncercie. Świetnie przedstawia się również nieco orientalny bridge. W “Birthday” Katy próbuje mnie przekonać, że jest najlepszym prezentem urodzinowym. Piosenka utrzymana jest w duchu “Last Friday Night”, ale odznacza się ciekawszą melodią.

Utworem, którego szczerze nie lubię, jest utrzymane w stylu eurodance, dyskotekowe “Walking on Air”. Piosenka, a szczególnie jej prostacki refren, gdzie Katy powtarza tylko tytułowe słowa (utwór został napisany przez pięć osób, dla porównania słynne i piękne “Imagine” ma tylko jednego autora), przyprawia mnie o ból głowy. Kawałek ma jednak szansę stać się wielkim hitem – ludzie lubią takie proste piosenki. Im prostsza, tym lepiej. Dużo lepiej przedstawia się “Dark Horse”. Sądzę, że to jedna z najoryginalniejszych piosenek Katy. Całkiem udany romans z r&b i hip hopem. “This Is How We Do” to zadziorny, wyrazisty kawałek, który ma szanse podbić listy przebojów. Podobają mi się w nim fragmenty, kiedy Katy przemawia a w tle słychać okrzyki. Tak, jakby piosenka ta była nagraniem z jakiegoś koncertu. My jednak dobrze wiemy, że to niemożliwe, bo na żywo Katy tak dobrze nie brzmi.

Tandetne, popowe “International Smile”, w którym Perry chwali się znajomością geografii nie przypadło mi do gustu. Podobnie jak z początku spokojna, ale rozkręcająca się kompozycja “Ghost”. Innymi piosenkami, którymi nie warto zawracać sobie głosy są balladopodobne “Love Me” oraz nijakie, wiejące nudą “This Moment”.

Cieszy mnie to, że na swoich albumach Katy nigdy nie zapominała o balladach. Wprawdzie żadna z nowszych nie przebiła niesamowicie emocjonalnego i wzruszającego “Thinking of You”, ale nie znaczy to, że nie warto po nie sięgnąć. Z albumu “Prism” polecam nieco elektroniczne “Unconditionally” oraz urocze “Double Rainbow”. No i oczywiście niekwestionowaną królową spokojnych numerów najnowszej płyty Perry – piosenkę “By the Grace of God”. Zwrotki są przepiękne. Katy brzmi naprawdę dobrze, a zagrana na pianinie melodia jest dla jej wokalu cudownym tłem.

Na początku recenzji zadałam pytanie, czy Katy Perry nagrała album na miarę swoich możliwości. Odpowiedzi tu mogą być różne. Ktoś stwierdzi, że tak. Ktoś inny, że nie. Ja ustawiłabym się po środku. “Prism” to płyta przemyślana i nastawiona na sukces komercyjny. Ale z drugiej strony nieco nużąca, nawet mimo kilku piosenek, które różnią się od pozostałych (“Walking on Air”, “Dark Horse”). Na razie daję Katy za krążek “Prism” mocną trójeczkę.

16 Replies to “#410 Katy Perry “Prism” (2013)”

  1. Nie zapomnij, że bonusy też są świetne ;3 Wydaje mi się, że Prism jest lepsze od Teenage Dream, a nieco wyższa ocena TN jest spowodowana tylko sentymentem 😀 BY THE GRACE OF GOD NAJLEPIEJ NA ŚWIECIE <3 (Chociaż fakt – Thinking Of You rządzi nadal)

  2. uwielbiam Katy Perry za czasów debiutu, bardzo lubie Roar i czekalem na ten album, przesluchalem, ale niestety nie wytrzymałem do konca po prostu go wylaczylem. Draznia mnie piosenki z tej plyty, bardo fajna recenzja i zgadzam sie z Toba oraz z porownaniem uzywajac Miley Cyrus hot-hit-lista.blogspot.com

  3. „PRISM z mrokiem ma tyle wspólnego, co Miley Cyrus ze skromnością / Tak, jakby piosenka ta była nagraniem z jakiegoś koncertu. My jednak dobrze wiemy, że to niemożliwe, bo na żywo Katy tak dobrze nie brzmi” – aleś Ty się wredna zrobiła! ;D Ale coś w tym jest.
    Po części zgadzam się z recenzją: naprawdę nie rozumiem, dlaczego wszyscy czepiają się,,Love me”. Ja uwielbiam tę piosenkę, o czym nie omieszkam wspomnieć w mojej recenzji. ;D

  4. Jeszcze z PRISEMEM nie miałem do czynienia, jednak jak na moje oko bez odsłuchiwania go zaczęła nieźle i nawet jak już wcześniej wspominałem przypadło mi do gustu “Walking On Air”, ostatnio także “Unconditionally”. Tęskni mi się za jej początkami czyli I KISSED A GIRL czy HOT N COLD bo do mnie bardziej przemawia ta mocniejsza bądź też ta balladowa wersja Katy. Popowa za wyjątkami takimi jak na przykład ostatnie ROAR. Bardzo różnie u mnie z tą LUBOŚĆIĄ do Kaśki. Ale po powrocie poczułem jej obecność.

  5. Czytałam dużo recenzji tego albumu i jedne były negatywne lub pozytywne. Ja jeszcze nie mam zdania bo przesłuchałam albumu ale piosenki Roar i Unconditionally wpadły do ucha więc to dobre wybory na single. Słyszałam również wcześniej Walking on Air”, i „Dark Horse” które uważam za kiepskie numery..

  6. Szczerze, to mnie zaskoczyła tą płytą. niektóre piosenki są naprawdę dobre. zgadzam się z tobą co do tych najlepszych i najgorszych. ocena – fifty/fifty. może nawet ją kupię. x3

  7. wydaje mi się, że jej poprzednie piosenki były lepsze. z tej płyty słyszałam co prawda tylko dark horse, this moment i international smile, ale nie podobają mi się tak bardzo jak te poprzednie. może zmienię zdanie jak usłyszę pozostałe;)

    nowa notka
    {theQueen.blog.onet.pl}

  8. Kiedy usłyszałam, że to ma być mroczniejszy krążek, byłam pewna, że go przesłucham… ale że Katy zmieniła zdanie… to sama nie wiem, czy kiedykolwiek go przesłucham 🙂

Odpowiedz na „~JessamineAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *