#423 Toni Braxton “Snowflakes” (2001)

Po trzech albumach (“Toni Braxton”, “Secrets” i “The Heat”) amerykańska wokalistka r&b, Toni Braxton, zdecydowała się nagrać płytę mogącą umilić nam święta Bożego Narodzenia. Może inaczej… inspirowaną jedynie tym specjalnym i niezwykłym czasem, ale o tym jeszcze z pewnością wspomnę.

Toni Braxton, choć dzisiaj (niesłusznie zresztą) nieco zapomniana, w latach 90. była jedną z czołowych artystek. Jej albumy znajdowały miliony nabywców, a takie piosenki jak “He Wasn’t Man Enough” czy “Breathe Again” nucono pod każdą szerokością geograficzną. Dziś Braxton większość osób kojarzy jedynie z pięknej, buchającej emocjami ballady “Un-Break My Heart” (lubicie matematykę, to dodam – numer jeden w USA przez jedenaście tygodni). Moim zdaniem o takiej artystce jak Toni pamięć zginąć nie może. Dysponuje świetnym, charakterystycznym głosem; jej muzyka jest jakaś. Nie trąci banałem, nie drażni, nie przyprawia o ból głowy. Jej największą zaletą jest to, że po prostu jest – kiedy mam już dość piosenek promowanych przez stacje radiowe, ukojenie znajduję w twórczości Braxton.

Świąteczny krążek artystki zatytułowany został “Snowflakes” (PL: płatki śniegu). Chociaż słuchać go można nie tylko wówczas, gdy spadnie pierwszy śnieg, ale przez cały rok, w zimę robi największe wrażenie. Być może dlatego, że jest nieco… zimny i smutny. Przynajmniej ja go tak odbieram. “Snowflakes” różni się od znanych mi świątecznych albumów. Toni nie pokazała nam się z zupełnie innej strony, nagrywając kompozycje odbiegające stylistycznie od jej dotychczasowej twórczości, tak, jak zrobiła to chociażby Kelly Clarkson na “Wrapped in Red”. Nadal serwuje nam niesamowicie przyjemną dawkę soulu i r&b, udowadniając, że nazwanie jej przeze mnie Queen of r&b nie jest na wyrost. Poza tym artystka święta potraktowała głównie jako inspirację. Słuchając “Snowflakes” nie trudno zapomnieć, że właśnie sięgnęło się po bożonarodzeniowy album. Dzwoneczków i innych odgłosów, które mogą kojarzyć się ze świętami tu jak na lekarstwo. Poza tym, co najlepiej oczywiście widać w autorskich kompozycjach Toni, święta stanowią jedynie tło do opowiedzenia historii damsko-męskich. Niekoniecznie tych szczęśliwych, kończących się pocałunkiem pod jemiołą.

Płyta “Snowflakes” składa się z jedenastu utworów. Jednak jeśli przyjrzymy się im bliżej zauważymy, że właściwych kompozycji zostaje osiem. Co w takim razie z tymi trzema piosenkami? “Pretty Please” to instrumentalne interlude, przepełnione pięknymi dźwiękami skrzypiec, które całkiem płynnie przechodzi w następne nagranie. “Snowflakes Of Love (Brent Fischer Instrumental)” do końca instrumentalne nie jest. Co jakiś czas pojawia się Braxton, nucąca tytułowe słowa. A to wszystko na tle nieco jazzującej muzyki. Zamykające album “Christmas in Jamaica” podane zostało w zremixowanej wersji.

Nie zaskakują trzy znane od lat kompozycje, których nowe wersje postanowiła nagrać Toni. Wokalistka nie postawiła na mniej znane świąteczne standardy, ale zaprezentowała piosenki, które chyba każdemu przyjdą na myśl na hasło świąteczne klasyki. Mamy tu więc lekko jazzujące “Christmas Time Is Here” z lat 60.; orkiestrowe, refleksyjne i pięknie zaśpiewane “Have Yourself a Merry Little Christmas” oraz spokojne “The Christmas Song”.

Chociaż darzę ogromną sympatią wspomniane wyżej bożonarodzeniowe kompozycji, na uwagę zasługują przede wszystkim autorskie utwory Toni Braxton. Otwierające krążek rhythm’and’bluesowe “Holiday Celebrate” jawi się jako radosna piosenka o świętowaniu Bożego Narodzenia. Chociaż słucha się jej przyjemnie, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Co innego “Christmas in Jamaica” z gościnnym udziałem Shaggy’ego. Wyobrażacie sobie święta pod palmami? Ja nie, jednak utwór ten nieco mi tę wizję przybliża. Jest to pełna słońca kompozycja, bardziej może wakacyjna niż świąteczna. Jednak kto powiedział, że Boże Narodzenie musi być mroźne? Toni wraz z Shaggy’m pokazali nam jego drugą stronę.

“Holiday Celebrate” oraz “Christmas in Jamaica” to dwie najbardziej przebojowe piosenki na “Snowfalkes”. Pozostałe są spokojniejsze, bardziej delikatne i idealne, do słuchania po ciężkim i męczącym dniu. Tak jest chociażby z “Snowfalkes of Love”, w którym lekko w tle pogrywa gitara. Z podobnych klimatów nie wyrywa nas zaśpiewane z emocjami “Santa Please…” oraz bogate w dźwięki (skrzypce, pianino), balladowe i nieco smutne “This Time Next Year”.

Na początku świąteczne płyta Toni Braxton “Snowflakes” nieco mnie znudziła. Zastanawiałam się, gdzie są melodie, które sprawią, że przed oczami stanie mi pięknie przystrojona choinka i poczuję zapach wigilijnych potraw. Chociaż znam wiele albumów, które Boże Narodzenie potrafią przywołać mi w pamięci nawet w lipcu, nie zamieniłabym ich na “Snowflakes”. Jest to bowiem płyta bardzo dopracowana i spójna. Podobnie zresztą jak poprzednie pozycje w dyskografii artystki. Do tego nieco smutna i będąca zaprzeczeniem tego, że świąteczne piosenki powinny być skoczne i radosne. “Snowflakes” idealnie sprawdzi się do słuchania z kubkiem gorącej herbaty, podczas czytania książki czy patrzenia na spadające za oknem płatki śniegu.

12 Replies to “#423 Toni Braxton “Snowflakes” (2001)”

  1. Nawet nie wiedziałam że Toni nagrała album świąteczny więc po twojej recenzji chetnie posłucham a szczególnie po kawałku Santa Please który jest świetny

  2. szczerze mówiąc to nie podoba mi się ta płyta. jak dla mnie jest trochę taka bez życia, porównując np płytę Lewis:)

    nowa notka
    {theQueen.blog.onet.pl}

Odpowiedz na „~Vilppu (@FizzzReviews)Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *