#445 Sophie Ellis-Bextor “ШАNDԐЯLUЅT” (2014)

Metamorfoza. Przekształcenie. Odmiana. Transformacja. Zwał jak zwał. Każde z tych słów jak ulał pasuje do brytyjskiej wokalistki Sophie Ellis-Bextor. Kojarzyłam ją z zupełnie inną muzyką, a otrzymałam coś całkiem innego. Jej pójście w przeciwnym kierunku bardzo mnie zaskoczyło. Jednak kiedy zaczęłam grzebać w biografii Sophie, coraz mniej mnie jej metamorfoza zadziwiała. Artystka nigdy bowiem do jednego gatunku nie była przywiązana. Zaczynała w indie rockowym zespole Theaudience, potem podbijała klubowe parkiety jako solistka. Dziś zaś opuszcza densflor i kieruje swoje kroki na wschód Europy. Czy taka radykalna zmiana stylu jej się opłaci?

O tym, że mamy do czynienia z zupełnie nowym wcieleniem Sophie, informuje nas już okładka. Wokalistka ubrana jest w koronkową sukienkę. Wnętrze, w którym się znajduje to nowocześniejsza wersja tych, które oglądać dziś możemy jedynie w skansenach. No i napisy, w które świetnie wpleciona została cyrylica. Całość nie robiłaby może takiego wrażenia, gdyby nie poprzednie studyjne albumy Ellis-Bextor, o których chętnie wspomnę. Warto tez nadmienić, że zainteresowanie artystki wschodnią kulturą nie wzięło się znikąd. Jest efektem jej podróży po Rosji, Ukrainie czy Kazachstanie.

Mogę się założyć, że część z was kojarzy muzykę Sophie. A jeśli wydaje się wam, że nie, polecam włączyć takie jej piosenki jak “Murder on the Dance Floor”, “Me and My Imagination” czy “Take Me Home”. Podbijały klubowe parkiety nie tylko w Anglii. W Polsce całkiem nieźle przyjęła się jej kompozycja “Can’t Fight This Feeling”. Z jej poprzednich albumów najlepsze wrażenie zrobił na mnie lekko dyskotekowy “Read My Lips”. Pozostałe są bogatsze w komputerowe bity. Czasem podane w ciekawy sposób (płyta “Shoot From the Hip”), czasem smucące swą banalnością i powtarzalnością (krążek “Make the Scene”). Na “ШАNDԐЯLUЅT” elektronicznych brzmień nie uświadczymy. Album bogaty jest w najróżniejsze instrumenty. Mamy tu i gitary, i skrzypce, i pianino. Razem z niesamowicie przyjemnym i nieirytującym głosem Ellis-Bextor oraz niezłymi tekstami tworzą płytę, o której tak szybko się nie zapomina. Choć mało co zostaje od razu w głowie.

Album “ШАNDԐЯLUЅT” otwiera piosenka, którą z miejsca nazwałam najlepszą kompozycją Sophie. Jej tytuł to “Birth of an Empire”. Coś w tym jest. Utwór łączący w sobie mocne rockowe granie z lekkością skrzypiec powalił mnie na kolana swoją wielkością, patosem i nieco mrocznym klimatem. Utwór jest wspaniałym wprowadzeniem do nowego krążka Ellis-Bextor, która konsekwencją w sięganiu po folkowe (i nie tylko) melodie powoli buduje swoje imperium. Ładną piosenką jest następujące po “Birth of an Empire” bondowsko-bajkowe “Until the Stars Collide” czy urocze, delikatne “Runaway Daydreamer”. “The Deer & the Wolf” zaczyna się trochę banalnie, ale w gruncie rzeczy jest to przyjemna, popowa, gitarowa propozycja.

Singlowy kawałek “Young Blood”, w którym za muzyczne tło robią głównie dźwięki pianina, zwraca uwagę swą prostotą i przywodzi mi na myśl twórczość Katie Meluy. “Interlude”, które, wbrew swojej nazwie, jest zwykłą piosenką a nie tylko przecinkiem pomiędzy dwoma innymi, nie przypadło mi za bardzo do gustu. Stanowi natomiast kontrast do kolejnej kompozycji Ellis-Bextor – dynamicznego, szybkiego “13 Little Dolls”, będącego najbardziej rockową piosenka na “ШАNDԐЯLUЅT”, która mogłaby podbijać stacje radiowe. Ponownie elegancko robi się w “Wrong Side of the Sun”. Charakteryzujące się piękną muzyką “Love Is a Camera” zachęca do tańca. Z tym, że klubowe parkiety zamieniamy na balowe sale. “Cry to the Beat of the Band”, mimo początku prawie żywcem wyjętego z “We Will Rock You” grupy Queen, należy do mojej czołówki z “ШАNDԐЯLUЅT”. Jest to piosenka wykonana z rozmachem. Gitary, pianino, chórek, smyczki. Czego tu nie ma! Natomiast zamykająca krążek kompozycja “When the Storm Has Blown Over” jest niczym wspaniała kołysanka, przy której można odpłynąć i przenieść się do świata kreowanego przez Sophie Ellis-Bextor w jej utworach.

Zapewne nowych piosenek brytyjskiej artystki w radiu nie usłyszymy. Nie mają one potencjału, by stać się hitami i podzielić los jej wielu poprzednich singli. Ale co z tego, skoro są to tak dopracowane i ładne utwory, że aż szkoda, by puszczane były między piosenkami Avicii czy Katy Perry? Sophie niesamowicie mi zaimponowała. Nie bała się porzucić gatunku, który przyniósł jej popularność, na rzecz czegoś niszowego. Za chęć do eksperymentów – brawa. Za tak dobre kompozycje – owacje na stojąco.

11 Replies to “#445 Sophie Ellis-Bextor “ШАNDԐЯLUЅT” (2014)”

  1. Sophie Ellis Bextor poznałem dzięki piosence “Can’t fight this feeling”. Jakoś bliżej się nie przyglądałem jej karierze. Nowej płyty nie słuchałem, ale kilka razy odtworzyłem “Young Blood” i nie przypadło mi do gustu.

  2. Jestem w szoku. Nie spodziewalem sie az tak pozytywnego opisu. Calosci jeszcze nie sluchalem, ale prawda jest ze nie za bardzo mnie ciaglo do tego albumu, chociaz Sophie bardzo lubie. No to teraz obowiazkowo musze nadrobic zaleglosci.

  3. Can’t Fight This Feeling to nie jest piosenka Sophie, tylko Juniora Caldery, gdzie gościnnie zaśpiewała…

  4. Słucham Sophie już z dobre osiem lat i muszę przyznać, że “Wanderlust” to jej najlepszy album. Jej zupełnie inny, niż poprzednie. Naprawdę, polecam wszystkim ten krążek 🙂
    PS. U mnie nowy post 🙂

  5. Znam jakąś jej piosenkę, ale z tego, co pamiętam, to teledysk bardziej mi się podobał ;] Mimo tak wielu pozytywnych słów raczej odpuszczę sobie ten krążek 🙂

Odpowiedz na „~MattAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *