#455 Michael Bublé “To Be Loved” (2013)

Pochodzącego z Kanady wokalisty Michaela Bublé’a przedstawiać nie trzeba. Nie trzeba, ale warto. Zadebiutował w 2001 roku albumem “BaBalu” i od tego czasu zaprezentował nam jeszcze siedem albumów. Artysta na dobre sławny stał się po wydaniu krążka “Michael Bublé” w 2003 roku. Od tego czasu każda jego płyta zdobywa szczyty list przebojów w wielu krajach świata. W kontekście wykonywanej przez niego muzyki jest to osiągnięcie niezwykłe. Miło widzieć, że są jeszcze ludzie, którzy cenią sobie ambitniejsze dźwięki. Michael od popu nie odwraca się plecami, ale więcej w jego twórczości jazzu czy swingu.

Album “To Be Loved” jest następca wydanej w 2011 roku płyty “Christmas”, na której, jak łatwo się domyślić, artysta sięga po świąteczne klasyki. Jego interpretacje takich przebojów jak “Santa Claus Is Coming to Town” czy “Jingle Bells” od razu przypadły mi do gustu i, jak nie wyobrażam sobie świąt bez choinki czy prezentów, tak nie mogą one obejść się i bez świątecznego albumu Bublé’a. Na “To Be Loved” artysta po raz kolejny sięga po cudze kompozycje. Nie jest to w jego twórczości czymś nowym. Robi tak od początku kariery. Nie mam zamiaru go za to besztać. Dopóki nie psuje tych znanych i lubianych utworów, dopóty nie mam do niego pretensji o nagrywanie coverów.

Jednak, jak się okazało, “To Be Loved” to nie tylko cudze piosenki. Na czternaście kawałków, trzy zostały napisane przez Bublé’a: “It’s a Beautiful Day”, “Close Your Eyes” oraz “I Got It Easy”. Pierwszą z nich mogliśmy usłyszeć w reklamie jesiennej ramówki Polsatu. Do moich uszu ta przebojowa, popowa kompozycja dolatywała aż za często. Jest bardzo radosna, ale, moim zdaniem, zbyt banalna jak dla Michaela. Nieco artystę rehabilitują podniosła ballada “Close Your Eyes” oraz zaczynające się cicho i intrygująco, ale szybko zyskujące piękną, orkiestrową oprawę “I Got It Easy”.

Sporo na krążku duetów. Najbardziej byłam ciekawa “Something Stupid”, gdyż pojawia się w nim nie wokalistka, ale aktorka – Reese Witherspoon. Piosenka nagrana została w latach 60. przez Franka i Nancy Sinatrów. Cover Michaela zachował klimat oryginału, ale brakuje mi w nim elementu zaskoczenia. Podobnie jak w pierwotnej wersji, tak i w tej z “To Be Loved”, kobiecy głos zepchnięty został na drugi plan. Ciekawie przedstawia się za to “After All”, w którym usłyszeć możemy Bryana Adamsa. Ich wspólna kompozycja łączy w sobie rockową energię z jazzową klasą, którą udało się uzyskać dzięki dęciakom. Z zaciekawieniem sięgnęłam również po eleganckie, przywodzące mi na myśl lata 50. “Nevertheless (I’m in Love with You)”, w którym wokalnie wspierają Michaela The Puppini Sisters (zachwyciły mnie w coverze “Jingle Bells” z albumu “Christmas”). Efektem ostatniej współpracy Bublé’a jest spokojne “Have I Told You Lately That I Love You?”, w którym chórki tworzą członkowie grupy Naturally 7.

A pozostałe kompozycje? Swingowym, urokliwym klimatem czaruje “You Make Me Feel So Young”. “To Love Somebody” z repertuaru Bee Gees brzmi całkiem współcześnie, a “Who’s Lovin’ You” nie odstaje wcale od oryginału grupy The Miracles. Warto sięgnąć po roztańczone, swingujące “Come dance With Me” czy rozmarzone “To Be Loved”. Ostatnią piosenką na albumie jest utwór Franka Sinatry z 1953 roku – “Young at Heart” – który w wykonaniu Michaela świetnie oddaje klimat minionych lat.

“To Be Loved” jest, moim zdaniem, bardzo optymistyczną płytą, która potrafi wywołać pozytywne emocje. Michael przekonuje nas, że mamy piękny dzień (“It’s a Beautiful Day”); zaprasza do tańca (“Come Dance With Me”) czy informuje, że jest naszym przyjacielem (“You’ve Got a Friend in Me”). Gdybym nie zapoznała się z jego poprzednimi studyjnymi albumami, byłabym “To Be Loved” naprawdę zachwycona. Uwielbiam bowiem takie muzyczne klimaty, pomagają mi oderwać się od szarej rzeczywistości. Jednak wydaje mi się, że kiedyś Michael odważniej sięgał po jazz i swing. W jego nowych kompozycjach gatunki te zmieszane zostały ze zbyt dużą ilością nieco infantylnego popu. “To Be Loved” to album ładny, ale nie zachwycający brzmieniem.

OCENA:
Najlepsze: I Got It Easy, Nevertheless (I’m in Love with You), ou Make Me Feel So Young, Young at Heart
Najgorsze: It’s

Pochodzącego z Kanady wokalisty Michaela Bublé’a przedstawiać nie trzeba. Nie trzeba, ale warto. Zadebiutował w 2001 roku albumem “BaBalu” i od tego czasu zaprezentował nam jeszcze siedem albumów. Artysta na dobre sławny stał się po wydaniu krążka “Michael Bublé” w 2003 roku. Od tego czasu każda jego płyta zdobywa szczyty list przebojów w wielu krajach świata. W kontekście wykonywanej przez niego muzyki jest to osiągnięcie niezwykłe. Miło widzieć, że są jeszcze ludzie, którzy cenią sobie ambitniejsze dźwięki. Michael od popu nie odwraca się plecami, ale więcej w jego twórczości jazzu czy swingu.

Album “To Be Loved” jest następca wydanej w 2011 roku płyty “Christmas”, na której, jak łatwo się domyślić, artysta sięga po świąteczne klasyki. Jego interpretacje takich przebojów jak “Santa Claus Is Coming to Town” czy “Jingle Bells” od razu przypadły mi do gustu i, jak nie wyobrażam sobie świąt bez choinki czy prezentów, tak nie mogą one obejść się i bez świątecznego albumu Bublé’a. Na “To Be Loved” artysta po raz kolejny sięga po cudze kompozycje. Nie jest to w jego twórczości czymś nowym. Robi tak od początku kariery. Nie mam zamiaru go za to besztać. Dopóki nie psuje tych znanych i lubianych utworów, dopóty nie mam do niego pretensji o nagrywanie coverów.

Jednak, jak się okazało, “To Be Loved” to nie tylko cudze piosenki. Na czternaście kawałków, trzy zostały napisane przez Bublé’a: “It’s a Beautiful Day”, “Close Your Eyes” oraz “I Got It Easy”. Pierwszą z nich mogliśmy usłyszeć w reklamie jesiennej ramówki Polsatu. Do moich uszu ta przebojowa, popowa kompozycja dolatywała aż za często. Jest bardzo radosna, ale, moim zdaniem, zbyt banalna jak dla Michaela. Nieco artystę rehabilitują podniosła ballada “Close Your Eyes” oraz zaczynające się cicho i intrygująco, ale szybko zyskujące piękną, orkiestrową oprawę “I Got It Easy”.

Sporo na krążku duetów. Najbardziej byłam ciekawa “Something Stupid”, gdyż pojawia się w nim nie wokalistka, ale aktorka – Reese Witherspoon. Piosenka nagrana została w latach 60. przez Franka i Nancy Sinatrów. Cover Michaela zachował klimat oryginału, ale brakuje mi w nim elementu zaskoczenia. Podobnie jak w pierwotnej wersji, tak i w tej z “To Be Loved”, kobiecy głos zepchnięty został na drugi plan. Ciekawie przedstawia się za to “After All”, w którym usłyszeć możemy Bryana Adamsa. Ich wspólna kompozycja łączy w sobie rockową energię z jazzową klasą, którą udało się uzyskać dzięki dęciakom. Z zaciekawieniem sięgnęłam również po eleganckie, przywodzące mi na myśl lata 50. “Nevertheless (I’m in Love with You)”, w którym wokalnie wspierają Michaela The Puppini Sisters (zachwyciły mnie w coverze “Jingle Bells” z albumu “Christmas”). Efektem ostatniej współpracy Bublé’a jest spokojne “Have I Told You Lately That I Love You?”, w którym chórki tworzą członkowie grupy Naturally 7.

A pozostałe kompozycje? Swingowym, urokliwym klimatem czaruje “You Make Me Feel So Young”. “To Love Somebody” z repertuaru Bee Gees brzmi całkiem współcześnie, a “Who’s Lovin’ You” nie odstaje wcale od oryginału grupy The Miracles. Warto sięgnąć po roztańczone, swingujące “Come dance With Me” czy rozmarzone “To Be Loved”. Ostatnią piosenką na albumie jest utwór Franka Sinatry z 1953 roku – “Young at Heart” – który w wykonaniu Michaela świetnie oddaje klimat minionych lat.

“To Be Loved” jest, moim zdaniem, bardzo optymistyczną płytą, która potrafi wywołać pozytywne emocje. Michael przekonuje nas, że mamy piękny dzień (“It’s a Beautiful Day”); zaprasza do tańca (“Come Dance With Me”) czy informuje, że jest naszym przyjacielem (“You’ve Got a Friend in Me”). Gdybym nie zapoznała się z jego poprzednimi studyjnymi albumami, byłabym “To Be Loved” naprawdę zachwycona. Uwielbiam bowiem takie muzyczne klimaty, pomagają mi oderwać się od szarej rzeczywistości. Jednak wydaje mi się, że kiedyś Michael odważniej sięgał po jazz i swing. W jego nowych kompozycjach gatunki te zmieszane zostały ze zbyt dużą ilością nieco infantylnego popu. “To Be Loved” to album ładny, ale nie zachwycający brzmieniem.

13 Replies to “#455 Michael Bublé “To Be Loved” (2013)”

  1. Nigdy jakoś specjalnie twórczość pana Buble mnie nie przekonywała – sprawdziłem jego albumy “It’s Time” oraz “Christmas” – niestety nie moje klimaty… aczkolwiek “Feeling Good” uważam za mistrzostwo świata. Z “To Be Loved” znam tylko “It’s a Beautiful Day” oraz “To Love Somebody” – z czego wolę to pierwsze, całkiem pozytywny numer.

    Zapraszam na nowe notowanie do mnie 😉

  2. Michael Buble to taki artysta ktorego muzyke czasem powinno a nawet trzeba posluchac. Swietnie mozna sie przy jego muzie odstresowac. Ostatni album to moze nie to co jego wczesniejsze dokonania, ale napewno nie mozna powiedziec ze jest to slabe wydawnictwo.

  3. Lubię jego płyty, był czas, gdy miałam na niego ogromną fazę. Tej płyty jeszcze nie słuchałam zbyt dokładnie, ale na pewno to nadrobię 😉

    Zapraszam na nową recenzję.

Odpowiedz na „~MrDmnAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *