#470 Cher Lloyd “Sorry I’m Late” (2014)

Jak długo trwa kariera typowego uczestnika programów talent show? Jedną? Dwie płyty? W przypadku brytyjskiego X-Factora nie da się tego jednoznacznie określić. Mamy bowiem utrzymujące się wciąż na topie zespoły – One Direction i Little Mix. Są i artystki, które muszą dziś mocno walczyć o dawną pozycję (Leona Lewis, Alexandra Burke). Ciężko powiedzieć, jak sprawa będzie przedstawiać się z inną uczestniczką tego show, Cher Lloyd. Pierwszą płytę wydała na gorąco, nad drugą długo pracowała. Ale czy czasochłonne dopieszczanie krążka faktycznie przełożyło się na jakość zawartego na nim materiału?

Z okładki debiutanckiej płyty Cher Lloyd, “Sticks + Stones”, patrzy na nas kolorowa, radosna nastolatka. Jedna z tych, które można spotkać w typowej gimbazie. Drugi album brytyjskiej wokalistki wydaje się być pod tym względem z zupełnie innej bajki. Cher pozuje w wannie, pali papierosa i wygląda prowokująco. Ale co z tego, skoro Brytyjska wokalistka proponuje nam proste, dziecinne i infantylne kawałki wyśpiewane słodkim, niesamowicie dziewczęcym głosem. Czy komuś muzyka Cher Lloyd jest jeszcze potrzebna?

Chociaż wiele osób może to dziwić, ale debiutancki krążek Cher Lloyd jest płytą, która mi się naprawdę podoba. Nie jest to może bardzo ambitny materiał, ale czego wymagać od dziewczyny, która, nie dość, że w chwili jego tworzenia miała zaledwie osiemnaście lat, to jeszcze musiała nagrać coś, co ludzie szybko łykną. Cenię jednak to, że do tych piosenek Cher przemyciła cząstkę siebie. Mowa tu o fragmentach, w których wokalistka rapuje (“Grow Up”, “Swagger Jagger”). Pochwalić ją można również za eksperymenty z dubstepem (“Dub on the Track”). Na tle “Sticks + Stones” nowa płyta Lloyd wygląda dosyć blado. Najbardziej męczy wrażenie, że to wszystko już było. I to nie w odległej przeszłości, ale w ostatnich kilku latach. Aż chciałoby się rzec – sorry, you’re late.

Album “Sorry I’m Late” otwiera piosenka “Just Be Mine”. Jest to przyjemna popowa kompozycja, która mogłaby znaleźć się również na poprzedniej płycie Cher. Trochę jednak boli w niej refren, w którym nie uświadczymy konkretnego tekstu. Zamiast niego mamy powtarzane przez wokalistkę Uh uh uh uh ah ah ah ah. Komuś chyba zabrakło pomysłów. W inną stronę zmierza “Bind Your Love” – spokojniejsza piosenka, której melodia oparta jest m.in. na dźwiękach gitary akustycznej. Nie dajmy się jednak do końca zwieść temu kawałkowi. Refren to koncertowa petarda. Szybko w ucho wpada duet Lloyd z raperem T.I. – “I Wish”. Podobnie zresztą jak electropopowe “Alone With Me”. Szkoda tylko, że refren tego utworu nie do końca pasuje mi do zaśpiewanych, bądź co bądź, energicznie zwrotek. Za bardzo spowalnia.

Chyba największym problemem Cher jest wypracowanie własnego stylu. “Dirty Love” brzmi jak piosenka napisana z myślą o pierwszych płytach Seleny Gomez. Przebojowa ballada “Sirens” wydaje się być odpowiedzią Lloyd na “Skyscraper” Demi Lovato. Co ciekawe, brytyjska wokalistka miała okazję współpracować z Demi. Obie dziewczyny nagrały razem kawałek “Really Don’t Care”, który znalazł się na ostatniej płycie Lovato. Najciekawsza kompozycja Cher, która weszła w skład “Sorry I’m late”, “M.F.P.O.T.Y.”, pokazuje nam to bardziej zadziorne, niepokorne oblicze Lloyd. Tego buntowniczego pierwiastka brakuje mi w pozostałych piosenkach. “M.F.P.O.T.Y.” znaleźć by się mogło na “The Best Damn Thing” Avril Lavigne. Nieźle by pasowało do takich utworów jak “Girlfriend” czy “Everything Back But You”.

Co jeszcze przygotowała dla nas Cher wraz ze swoimi producentami? Proponują nam chociażby kolejną powerful ballad, jaką jest “Human”. Gdyby piosenka ta trafiła do Rihanny, mielibyśmy światowy przebój. Pytanie, czy Barbadoska dałaby radę zaśpiewać tak dobrze, jak zrobiła to Cher. “Human” to całkiem niezłe nagranie, ale mi bardziej do gustu przypadł utwór “Goodnight”. Wreszcie bez efektów specjalnych, wreszcie bez elektroniki i niepotrzebnego podkręcania wokalu. “Goodnight” to niesamowicie prosta, ale przez to szybko trafiająca do serca, romantyczna kompozycja. Całkiem dobrze przedstawia się również piosenka “Sweet Despair”. Do gustu trafiły mi szczególnie jej podkręcone lekką elektroniką zwrotki. Coś na kształt rapu wokalistka proponuje nam w “Killing It”.

Druga studyjna płyta Cher Lloyd to dzieło dość nierówne. Obok naprawdę mocnych kompozycji (“M.F.P.O.T.Y.”, “Goodnight”) otrzymujemy banalne, niedojrzałe piosenki w stylu “Dirty Love”. W wokalistce drzemie ogromny potencjał, co pokazała już jej debiutancka płyta. Szkoda, że na nowej nie pociągnęła odważniej tej popowo-rapowo-dubstepowej stylistyki. Być może mogłaby konkurować z Katy B. Na dzień dzisiejszy staje w szranki z wokalistkami typu Demi Lovato. A to chyba nie jest szczyt jej ambicji?

13 Replies to “#470 Cher Lloyd “Sorry I’m Late” (2014)”

  1. Niedawno odkryłam Cher i żałuje, że tak późno, bo jej muzyka jest bardzo w moim guście. 😀 Podobają mi się jej eksperymenty i to, że nie można wrzucić jej do jednego worka. Aktualnie bez przerwy słucham ,,Bind Your Love” na zmianę z ,,Dirty Love” i ,,Goodnight”. 😉

  2. Spodziewałam się po Cher trochę więcej. Przekładanie premiery na wiele się nie zdało. Jej debiut był zdecydowanie lepszy. Była bardziej zadziorna, z charakterem, bo tutaj momentami brzmi aż zbyt cukierkowo.
    [anette-diaries.blogspot.com]

  3. Szczerze powiem, że nie zgadzam się z twoją opinią, płyta nie jest zachwycająca, ale piosenki Sirens, Human, I wish, Goodnight są świetne.
    musicismybestfiend.blogspot.com

Odpowiedz na „justysia_koninAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *