#506 Tony Bennett & Lady Gaga “Cheek to Cheek” (2014)

Ona jest dwudziestoośmioletnią wokalistką pop. On jazzowym wykonawcą, który za dwa lata obchodzić już będzie dziewięćdziesiąte urodziny. Dzieli ich aż sześćdziesiąt lat, łączy zaś zamiłowanie do wspaniałych brzmień złotej ery amerykańskiej muzyki. Czy Lady Gaga, którą kojarzymy dziś przede wszystkim z przekombinowanymi klipami i szalonymi kostiumami, miała w ogóle prawo poczuć się swobodnie w jazzowym repertuarze? Czy Tony Bennett, wokalista, mający na koncie ponad pięćdziesiąt albumów, nie obawiał się, że nagrywając płytę z kontrowersyjną gwiazdą, przestanie być brany na poważnie?

Obydwoje potrzebowali tej płyty, obydwoje potrzebowali siebie. Dla Lady Gagi album “Cheek to Cheek” jest powrotem do brzmień, które kochała jako nastolatka. Jest również lekarstwem na niezbyt udany “Artpop”. Z nowym, jazzowym repertuarem artystka (która zagubiła się w tym całym szaleństwie) ma szansę trafić do ludzi, którzy dotąd specjalnie ją od siebie odsuwali, uważając jej twórczość za sztuczną i plastikową. Bennett zaś nagrywając z popularną gwiazdą pop może liczyć na rozgłos wśród młodszych pokoleń.

Współpraca tych dwojga rozpoczęła się w 2011 roku. Na album Tony’ego, “Duets II”, trafił utwór “The Lady Is a Tramp” nagrany właśnie z Lady Gagą. Wtedy to była tylko zabawa – kolorowa wokalistka szalała w studiu zarażając wszystkich pozytywną energią i robiąc z tego utworu niejako parodię jazzowej muzyki, otrzymując nieco teatralny efekt. W ciągu tych trzech Gaga lat bardzo się zmieniła, dojrzała. Słuchając “Cheek to Cheek” nie mamy już przed oczami piosenkarki, która gdzieś tam próbuje znaleźć swoje miejsce w muzyce jazzowej. Mamy zaś do czynienia z artystką, która jest w pełni świadoma swojego głosu (wreszcie bez komputerowych efektów!), oraz odzyskała pewność siebie. W studiu, ramię w ramię, Lady Gaga i Bennett przygotowali zestaw jedenastu klasyków, zaczynając na utworach Cole Portera i Irvinga Berlina, a na kompozycjach Duke’a Ellingtona i Johnny’ego Burke’a.

Album “Cheek to Cheek” cechuje bogactwo dźwięków i wrażeń. Chyba w żadnym innym gatunku nie skupiam się tak na melodiach – zachwycając się lub ganiąc tekst czy wykonanie – jak właśnie w muzyce jazzowej. To właśnie aranżacje budują specjalny, niezapomniany i elegancki klimat tych utworów.

Album “Cheek to Cheek” rozpoczyna się od lekkiej, bujającej kompozycji “Anything Goes”, w której jednak niezbyt przekonuje mnie momentami nieco dziecinny wokal Lady Gagi. Dużo bardziej wokalistka podoba mi się w zaczynającym się bardzo delikatnie nagraniu tytułowym. Razem z Bennettem tworzą ładną, musicalową wręcz kompozycję, opartą głównie na dźwiękach pianina. Instrumenty smyczkowe uwagę na siebie zwracają w świetnej, przenikliwej, balladowej piosence “Nature Boy”. Do spokojnych utworów należy również solowy popis Lady Gagi w postaci zagranego na pianinie, wciągającego kawałka “Lush Life”. Kompozycja, w której usłyszeć możemy samego Bennetta (“Sophisticated Lady”), zachwyca swą prostotą. Do delikatniejszych utworów, nadających się bardziej do odprężenia się aniżeli potańczenia, należy także “But Beautiful”.

Padł w poprzednim akapicie zwrot do potańczenia. Osoby, które z muzyką jazzową dotąd wiele wspólnego nie miały, bo kojarzyły ten gatunek jedynie z nudnymi, poważnymi kompozycjami, koniecznie powinny sięgnąć po żywiołowe, orkiestrowe piosenki w stylu “I Can’t Give You Anything But Love”, “Firefly”, “I Won’t Dance” czy “Let’s Face the Music and Dance”, przy których nogi same rwą się do tańca. W czasach, kiedy nikt nawet nie myślał, że kiedykolwiek nastanie era disco czy elektronicznych, często arytmicznych, rąbanek, przy takich swingujących utworach odbywały się najlepsze imprezy.

Co do tego, że “Cheek to Cheek” będzie jedną z najciekawszych płyt tego roku, nie miałam żadnych wątpliwości. Z niepokojem jednak obserwowałam reakcje fanów Lady Gagi na odejście ich idolki od electropopowych, radiowych piosenek do jazzowych, dojrzałych kompozycji. Rozumiem, że jazz nie jest gatunkiem, którym jesteśmy dziś karmieni przez stacje radiowe, i że nie każdy musi się w nim odnajdywać. Jednak twierdzenie, że wokalistka stacza się przez takie melodie, jest niepoważne. Ona właśnie teraz przeistoczyła się z poczwarki w pięknego motyla. Doceniam jej pracę i odwagę. W końcu mam ją za co szanować i liczę na ciąg dalszy eksperymentów z taką muzyką. Jakkolwiek oznaczać by to mogło pożegnanie się Gagi z wielkimi, koncertowymi arenami na rzecz zadymionych jazzowych klubów.

 

13 Replies to “#506 Tony Bennett & Lady Gaga “Cheek to Cheek” (2014)”

  1. Wielu muzyków rezygnuje z jazzu bo jest to dość trudny gatunek – nie jest z niego łatwo wyżyć. Ale byłoby cudownie, gdyby Lady Gaga wprowadziła choć cząstkę jazzu do radia.

  2. Trudno mówić o tym co Gaga nagrywa w kategoriach twórczości. Mimo, iż z Bennettem pokazała klasę, to i tak jej solowe “projekty” są tylko popem. I to na bardzo niskim poziomie, gdzie forma zdecydowanie góruje nad treścią (chociaż tej treści też musimy się doszukiwać)

  3. *koncert GaGi* Po pięknym i wzruszającym występie w stylu jazzowym, artystka zrzuca ciuchy, wyciąga karabin i zaczyna śpiewać “Alejandro”. 😀 Muszę przyznać, że mimo dziwnego wyrazu twarzy na okładce, Stefani zaczęła wyglądać jak normalna kobieta. 🙂
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

  4. Nie mogę się zebrać do tej płyty, mimo że jestem pewien jej jakości. Szczerze mówiąc większe parcie na płytę tego duetu miałem w zeszłym roku :c A Gaga chyba dalej szuka siebie w show-biznesie, bo dobrze czuje się w wielu gatunkach (a przynajmniej dobrze jej to wychodzi).

    Recenzja zachęca do odsłuchu (szczególnie, że w tytule jest “Lady Gaga” :D)

  5. Pewnie jestem w tej mniejszości, która bardziej kojarzy twórczość Bennetta, choć i postać Gagi nie jest mi obca. I tutaj dziewczyna mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Są to brzmienia, która bardzo lubię, a do tego nie przekombinowali, co się dzisiaj dość często zdarza, by zaskarbić sobie łaski kultury masowej. 🙂

  6. Cheek to Cheek to wspaniała płyta. Musiałem oczywiście ją kupić i nie żałuję! Do tego za ten album otrzymali nagrodę grammy! Szukałem na twoim blogu czy jest recenzja Artpop, ale jakoś nie mogłem jej znaleźć. Napisz do mnie na e-maila adriank0180@gmail.com gdybym się mylił. Co do Little Monsters obawiających się, że ich Mother Monster odeszła w cień to nie prawda ponieważ już pracuje nad nowym albumem. Pojawiły się nawet wycieki jej nowej piosenki Till it happens to you 🙂
    Mój blog Big Camera

Odpowiedz na „~EwaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *