#509, 510, 511, 512 Angel Haze “New York” (EP) & Lorde “The Love Club” (EP) & Azealia Banks “1991” (EP) & Meghan Trainor “Title” (EP)

Epka, według powszechnie przyjętej definicji, to krążek, który jest za krótki, by nazwać go typowym longplayem. Zawiera zazwyczaj do siedmiu-ośmiu piosenek, które mogą dać razem około 30 minut muzyki. Takie mini albumy często prezentują dopiero debiutujący artyści, którzy chcą zwrócić na siebie uwagę słuchaczy. Jest to dobre posunięcie, bo, bądźmy szczerzy, jeśli chcemy zapoznać się z nowym muzykiem, rzadko kiedy chce nam się od razu sięgać po jego płytę. A epki poznaje się szybko i łatwo można po nich zweryfikować, czy warto dalej obserwować czyjąś karierę.

Now I’m just saying this to tell you there’s a way from the ground, the makings of a legend are often hidden in trials (PL: Mówię to by pokazać ci, że da się odbić od dna, legenda czasem wyrasta z cierni) rapuje urodzona w amerykańskim mieście Detroit raperka Angel Haze w swojej najbardziej szokującej kompozycji “Cleaning Out My Closet”, opowiadającej o przerażającym dzieciństwie. Nagranie tej piosenki sprawiło, że artystka nieco wyluzowała i pozbyła się negatywnych emocji, dlatego też na wydanej pod koniec 2012 roku epce “New York EP” znalazły się jaśniejsze, przystępniejsze utwory.

Angel, chociaż muzyki zaczęła słuchać stosunkowo niedawno (wychowywała się w sekcie religijnej, gdzie było to zabronione), z łatwością odnalazła się w świecie hip hopu. Umiejętnie łączy hip hopowy feeling z elektroniką i popowymi refrenami, ustępując Nicki Minaj pod względem przebojowości i chwytliwości piosenek, ale pokonując ją trafnymi, ciekawymi tekstami nie opowiadającymi o wyglądzie czy imprezach.

Epka “New York EP” składa się jedynie z czterech kawałków, przez co łatwo podzielić ją na utwory bardzo dobre i te jedynie dobre. Do pierwszej grupy zaliczam tytułowe nagranie, które w głowie zostaje dzięki klaskanemu rytmowi. Sympatią darzę również mroczniejsze “Werkin’ Girls”, w którym momentami Angel wyrzuca z siebie słowa z prędkością światła. Porządną, choć mniej zachwycającą piosenką jest podszyte mocnym bitem “Supreme”, ze śpiewanymi wstawkami, w których Haze przypomina mi Rihannę. Najmniej podoba mi się spokojne “Chi (Need to Know)”, w którym zabrakło emocji, a śpiewająca Angel nieco męczy.

“New York EP” powstało po to, by pokazać, że Angel potrafi tworzyć komercyjne, choć nie do końca radiowe piosenki. Jednak jeśli macie ochotę na więcej hip hopu w jej wykonaniu, polecam mixtape’y “Classik” oraz “Reservation”, które zawierają najmocniejszy materiał z całej kariery Haze.

Gdyby przeprowadzić wśród nastoletnich słuchaczy sondę na temat tego, która młodociana gwiazda muzyki jest ich idolką, spora część z nich na pewno wskazałaby Selenę Gomez lub Demi Lovato. Pozostała grupa, skręcająca się na dźwięki “Neon Lights” czy “Love You Like a Love Song”, na swoją alternatywna księżniczkę wybrała Lorde. Ta urodzona w leżącej na końcu świata Nowej Zelandii wydaje się być osobą tak bardzo oddaloną od głównego nurtu dzisiejszej popowej muzyki, jak to tylko możliwe. Po niespodziewanym sukcesie jej pierwszego singla “Royals” (kawałek ten zdobył w tym roku nagrodę Grammy, pokonując Katy Perry, Bruno Marsa czy P!nk), okrzyknięta została nową muzyczną nadzieją i nie zawiodła nas swoim debiutanckim longplayem “Pure Heroine”. A co było wcześniej?

Nad swoją pierwszą epką ta utalentowana (a przede wszystkim jakże normalna i zdystansowana!) nastolatka pracowała z niezbyt znanym producentem Joelem Little. Na mini album trafiło pięć kompozycji, które powstawały powoli od 2011 roku. Tylko jedna z nich – będące prztyczkiem w nos gwiazd śpiewających o życiu w luksusie “Royals” – trafiła w późniejszym czasie na album.

Najbardziej zaskoczył mnie utwór “Million Dollar Bills”. Ta niesamowicie elektroniczna piosenka nie przypomina niczego, co Lorde nagrała w późniejszym czasie. Jest taka… jasna, przestrzenna. Bardziej pasowałaby do Charli XCX, niż tej tajemniczej wokalistki. Pozostałe kawałki są już bardziej ‘lordowskie’. Nie bez przyczyny właśnie tak zapisałam pseudonim młodej artystki. Takimi piosenkami jak synth popowe “Bravado”, popowo-rhythm’and’bluesowe “The Love Club” czy wyrazistym, elektronicznym, znakomitym “Biting Down” Lorde zbudowała swoją wysoką, niemalże szlachecką pozycję w świecie alternatywnego popu.

Od zera do bohatera? W przypadku pochodzącej z Nowego Jorku raperki Azeali Banks swobodnie możemy powiedzenie to przestawić. Artystka miała bowiem mocne wejście. Szybko zwróciła na siebie uwagę znanej wytwórni płytowej. Magazyn “NME” umieścił ją na swojej “Cool List” zaraz przed muzykami z Kasabian, Arctic Monkeys czy Hurts a stacja BBC nominowała do prestiżowego Sound of 2012. Cały muzyczny świat Azealia miała u swoich stóp. Wydała świetnie przyjętą epkę “1991 EP” oraz ciekawy, eksperymentalny mixtape “Fantasea” i… to wszystko. Częściej niż na łamy muzycznej prasy, trafiała na portale plotkarskie, kłócąc się za pośrednictwem Twittera z innymi artystami. A mogło być tak pięknie… . Cofnijmy się więc do jej głośnej epki “1991 EP”.

Azealia Banks miała szansę na odświeżenie sceny żeńskiego hip hopu. Mogła zostać jedną z najważniejszych przedstawicielek tego gatunku, bo nie dość, że posiada talent do rymowania, to jeszcze ma osobowość i własny styl. Nie boi się eksperymentować, czego dowodem są zawarte na “1991 EP” piosenki czerpiące całymi garściami z dokonań muzyki klubowej.

Otrzymujemy od tej barwnej artystki małą porcję świetnych kawałków, które absolutnie nie nadają się do podbijania stacji radiowych. Zaczyna się od niespiesznego, utrzymanego w jednym rytmie “1991”. Następnie Banks serwuje nam klaskane, charakteryzujące się mnogością dźwięków (ja wyłapuję nawet szczekanie psa) “Van Vogue” oraz elektroniczne, taneczne “212” z ciekawymi fragmentami, kiedy muzyka cichnie i możemy posłuchać śpiewającej Azeali. Epkę zamyka równie udane “Liquorice”.

Co z tą Azealią? Czemu po tak obiecującym początku na Banks spogląda się dziś z kpiącym uśmiechem? Żałuję, że raperka nie wykorzystała swojej szansy. Byłaby świetną alternatywą dla mainstreamowej Iggy Azalei. Mam nadzieję, że Azealia weźmie się ostro do pracy, bo na samych pyskówkach daleko nie zajedzie. Chciałabym, by nawiązała współpracę z Disclosure, bo epka “1991 EP” pokazała, że w klubowo-hip hopowych brzmieniach czuje się jak ryba w wodzie.

Na szczyt ponoć wejść jest łatwo. Dużo więcej pracy trzeba wykonać, by utrzymać na nim równowagę i nie runąć w dół. Rzecz ta o tyle może być bolesna, że o czyimś być albo nie być decydują słuchacze, którzy znani są z tego, że jak kochają, to na maksa, ale też nie mają oporów odwróceniem się od artysty tylko z tego powodu, że na horyzoncie pojawił się kolejny. Czy taki los czeka sympatyczną dwudziestoletnią Meghan Trainor, która zawojowała świat przebojem “All About That Bass”? Czy dołączy ona m.in. do Baauera, PSY, Carly Rae Jepsen i Gotye, których określić dziś możemy mianem one hit wonder?

Nie obserwuję list przebojów. Nie czekam na cotygodniowe aktualizacje Billboardu. Czemu? Bo nie oceniam muzyki przez pryzmat wyników na chartsach. Najlepsze produkcje i tak bardzo rzadko na nie wchodzą. Wyjątki zdarzają się sporadycznie. Właśnie obserwujemy jeden z nich – Meghan ze swoim utworem odniosła zasłużony sukces. “All About That Bass” to chwytliwa, zadziorna piosenka (charakteryzująca się wspaniałą, niecodzienną melodią) z prostym przesłaniem – akceptujmy siebie.

Kawałek ten jest najmocniejszą piosenką na “Title EP”. Pozostałe jednak również zasługują na chwilę uwagi. Warto sięgnąć po słoneczne, lekkie “Title”; bujające “Dear Future Housband” utrzymane w duchu doo-wop, a także spokojniejsze, zahaczające o soul “Close Your Eyes”, kojarzące się z poprzednią płytą Ariany Grande “Yours Truly”.

Jak potoczą się losy Meghan, przekonamy się już wkrótce, bo do sklepów trafi jej longplay. Dziewczyna ma talent i wydaje się być niesamowicie pogodną, niezmanierowaną wokalistką. Piosenki pasują do jej wieku, co jest sporym atutem. Mam nadzieję, że pannie Trainor kariera nie rozsypie się jak domek z kart, bo – jakby to powiedziała Dżoana Krupa – ma potenszjal.

10 Replies to “#509, 510, 511, 512 Angel Haze “New York” (EP) & Lorde “The Love Club” (EP) & Azealia Banks “1991” (EP) & Meghan Trainor “Title” (EP)”

  1. Oprócz tego, że wszystkie Panie właśnie debiutują lub nie dawno co debiutowały, to łączy je również pewnego rodzaju świeżość. Każda na swój sposób oryginalna i ciekawa z kilkoma udanymi singlami. Fajnie, że się pojawiły i dały o sobie znać.

  2. Azealia i Lorde <3 Obie EPki znam, obie EPki mi się podobały, jednak ze wskazaniem na Azealię. Szkoda mi jej kariery, tego w jakim ona punkcie tkwi… PS. Warta odnotowania wiadomość – powstała ponoć piosenka Azealii z Disclosure, jednak raperka nazwała ją "dziwną" i pewnie nie ujrzy ona światła dziennego… szkoda.

    Jeśli chodzi o dwie pozostałe panie, to Meghan wyjątkowo działa mi na nerwy, jednak jej nowy singiel – "Lips Are Movin' " jest do przyjęcia. Angel z kolei w ogóle nie przykuwa mojej uwagi i nie wzbudza mojego zainteresowania. Dlatego ich EPek nie sprawdzę.

    http://your-chart.blogspot.com/

  3. Angel Haze znam tylko z piosenki Battle Cry, która brzmi całkiem przyzwoicie.
    Lorde uwielbiam. Strasznie podoba mi się jej styl bycia i śpiewania. Ta tajemniczość i “lordostwo”. Team, Tennis Court, Glory And Gore to świetne utwory i zostaną długo w mojej pamięci. 🙂 Fakt, że “Million Dollars Bills” nie pasuje do Lorde.
    Trzeciej pani nie znam.
    A o czwartej nie chcę się wypowiadać, bo nie chcę całkowicie zjechać utworu i samej Trainor.
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

  4. Aż dziwne, że nie zostawiłem tu swojego komentarza 😀 Nie lubię Azeali Banks i jej muzyka w ogóle do mnie nie trafia :/ O Meghan wolę się wypowiadać, bo jeszcze fazy na Adele można wrzucić do worka z uznanymi światowymi gwiazdami, a Amerykanki nie ;c Lorde również <33, zresztą recenzowałem kiedyś tę EP'kę 😀 Od Haze perfekcyjne jest Battle Cry, reszta mnie aż tak nie ujęła ;c

Odpowiedz na „Aga_12Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *