#515 Broken Bells “After the Disco” (2014)

Recenzując “Trouble Will Find Me” The National, wskazałam ten album jako przykład płyty, która z początku nie zachwyca, ale mimo to co i raz wraca się do zawartych na niej kompozycji, by w końcu odkryć tkwiący w niej potencjał. Amerykański duet Broken Bells, złożony z producenta i muzyka Briana Burtona (znać możecie go pod pseudonimem Danger Mouse) oraz wokalistę zespołu The Shins Jamesa Mercera, w jednym rzędzie z panami z The National stawiać nie wypada, bo nie ten sam staż wspólnego grania, nie ta sama stylistyka. Ich drugi krążek “After the Disco” poznałam chwilę po styczniowej premierze, ale – podobnie, jak to miało miejsce w przypadku ostatniego wydawnictwa The National – jego uroki udało mi się dostrzec dopiero po czasie.

James i Brian razem zaczęli działać w 2009 roku. Kilka miesięcy później do sklepów trafiła ich pierwsza płyta – “Broken Bells”. Przyniosła takie przeboje jak “The High Road” oraz “The Ghost Inside”, a duetowi zapewniła nominację do nagród Grammy w kategorii Best Alternative Music Album. Z powodu innych zawodowych zobowiązań dwójki muzyków, kolejny krążek nagrany pod szyldem Broken Bells ukazał się dopiero cztery lata później.

Danger Mouse od kilku lat współpracuje z blues rockowym duetem The Black Keys. Być może to sprawiło, że dzięki kompozycjom Broken Bells bez trudu wyobraziłam sobie Dana Auerbacha i Patricka Carney’a w kołyszących, nawiązujących do lat 80. i okraszonych dawką elektronicznych, syntetycznych brzmień piosenkach. Słowem – po sporym liftingu i w sosie retro. Czy Broken Bells są taneczną wersją nieco szorstkich The Black Keys? Podpisuję się pod tym stwierdzeniem. Może nie wszystkimi kończynami, ale jedną ręką na pewno.

Podoba mi się tytuł drugiego albumu Broken Bells. Dobrany został niezwykle trafnie. Po zakończonej imprezie ich post-dyskotekowe nagrania zadziałają jak balsam na nasze poranione ciężkimi bitami uszy. Poza tym płyta jest tak subtelnie przebojowa, że nie wybija nas z imprezowego klimatu.

Zabawa zaczyna się już od pierwszego kawałka. Nieco zimna, trwająca ponad sześć minut (najdłuższa na krążku) kompozycja “A Perfect World” należy do tych piosenek, których pominąć nie wypada. Chwytliwy, choć bez przesady dynamiczny refren ładnie komponuje się z nieco tylko spokojniejszymi zwrotkami. Następna piosenka, “After the Disco”, brzmi oszczędniej. Stanowi więc dobry wstęp do pełnego wrażeń “Holding On For Life”. To nie tylko najlepiej zaśpiewany utwór na albumie (falset Mercera jest obłędny!), ale i najciekawszy pod względem aranżacji kawałek, który jest swoistym hołdem dla ery disco. Nagranie to spędza mi sen z powiek od dłuższego czasu. Wspaniała robota.

Do gustu szybko przypadło mi również balladowe “Leave It Alone”, w którym muzyka robi świetne wrażenie. Obok najbardziej eksploatowanej gitary akustycznej usłyszeć możemy smyczki. Obecność chórku nadaje piosence soulowego posmaku. Osoby spragnione większej dawki mniej elektronicznych kawałków, sięgnąć powinny po urocze, rozmarzone “Lazy Wonderland”; ostrzejsze “No Matter What You’re Told” oraz eleganckie (te skrzypce!) “The Remains of Rock & Roll”, które z tytułowym gatunkiem, uprzedzając pytania, dużo wspólnego nie ma.

Jeśli chodzi o pozostałe piosenki, zespół również nie popełnił żadnej gafy. Takich utworów jak zakorzenionego w bluesowym graniu “The Changing Lights”; lekko sunącego “Control”; kołyszącego, przywołującego lata 70. “Medicine” czy w końcu balladowego, zachwycającego “The Angel and the Fool” (polecam zwrócić uwagę na chórek oraz instrumentarium – niby jest monotonnie, ale naprawdę hipnotyzująco) po prostu chce się słuchać.

Dla kogo jest album “After the Disco”? Na pewno nie dla osób, które w tytule płyty Broken Bells zwróciły uwagę tylko i wyłącznie na słówko disco. Nie jest to krążek mający rozgrzewać klubowe parkiety, choć piosenek z tanecznym potencjałem znajdziemy na nim więcej niż na albumie niejednej topowej wokalistki. Lubię określać drugą płytę Briana i Jamesa zestawem utworów, które mogą połączyć miłośników indie rockowego grania, z fanami niesztampowych elektronicznych rozwiązań. I pierwsi i drudzy powinni być zadowoleni. Nawet jeśli, jak to miało miejsce w moim przypadku, muzykę prezentowaną przez duet docenią dopiero po czasie. “After the Disco” jest jednym z najciekawszych wydawnictw tego roku.

 

3 Replies to “#515 Broken Bells “After the Disco” (2014)”

Odpowiedz na „~Vilppu (@ FizzzReviews)Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *