RANKING TOP75: najlepsze albumy 2014 roku (50-26)

50. KILO KISH ACROSS EP Na amerykańską wokalistkę i raperkę Kilo Kish trafiłam dzięki piosence “Melt” Cheta Fakera. Tak mi się spodobał jej występ w tym utworze, że zaczęłam wyglądać jej solowego materiału. Długo nie czekałam. W połowie roku ukazała się klimatyczna epka “Across”, zawierająca kilka kompozycji z pogranicza hip hopu i alternatywnego r&b. Piosenki te pokazały, że mamy już teraz do czynienia z artystką, która wie, czego chce i za sobą ma już męczące poszukiwania swojego stylu, choć mogłaby popracować nad różnorodnością swoich utworów. Polecam: Curious, Locket, Wrong.

49. TONI BRAXTON & BABYFACE LOVE, MARRIAGE & DIVORCE Jako wielka fanka Toni Braxton, jej wspólny album z Babyface’m pochłonęłam od razu. I tak samo szybko polubiłam. Główną cechą albumu „Love, Marriage & Divorce” jest jego spójność. Wszystkie piosenki trzymają równy poziom. Są świetnie wyprodukowane, napisane i zaśpiewane. Artyści nagrali płytę, która z pewnością umili wielu osobom nie tylko Walentynki, ale i inne dni. Może nie ma tu wielu przebojowych piosenek i część osób słuchając płyty przyśnie już po piątym kawałku, ale nie można odmówić zestawowi przygotowanemu przez artystów uroku i klasy. Polecam: I Wish, Hurt You, Sweat.

48. LYKKE LI I NEVER LEARN Chociaż uważam Lykke Li za jedną z lepszych i ciekawszych wokalistek, jej nowa płyta nie do końca spełniła moje oczekiwania. Może miałam co do niej za duże wymagania? Może oczy (albo lepiej – uszy) zamydliły mi cztery piosenki (m.in. „I Never Learn” i „Gunshot”), które poznaliśmy przed ukazaniem się krążka? Wydaje mi się, że tym razem artystka bardziej skupiła się na przekazaniu emocji i samych tekstach piosenek, niż nad ich ostatecznym brzmieniem. Mimo to polecam gorąco ten album wszystkim, którzy mają ochotę na odrobinę poruszających momentów. Polecam: No Rest For the Wicked, I Never Learn, Love Me Like I’m Not Made of Stone.

47. MICHAŁ ŁANUSZKA ŁANUSZKA/COHEN Nazwisko kanadyjskiego artysty Leonarda Cohena przyciąga jak magnes. Polski wokalista Michał Łanuszka nie nagrał (na szczęście) zwykłej płyty z coverami. To mogłoby być zbyt oczywiste, zbyt nudne. Michał sięgnął po teksty Cohena w polskich, znakomitych przekładach. Wspaniale zaśpiewane, świetnie zaaranżowane piosenki pozwoliły mi spojrzeć inaczej na twórczość Cohena. I chociażby tylko dla tego polecam wam sięgnąć po ten krążek. Tego po prostu chce się słuchać. Idealna płyta na samotne wieczory. Polecam: Hallelujah, W stu pocałunków toń, Tańczmy po miłości śmierć.

46. PERFUME GENIUS TOO BRIGHT W 2010 roku na albumie “Learning” był tylko on i pianino. W spokojne rejony prowadziła nas również płyta “Put Your Back N 2 It”. Na “Too Bright” wreszcie zaczyna się coś dziać. Perfume Genius zatracił się w elektronicznych dźwiękach. Nie jest już tak smutno i łzawo, ale całkiem przebojowo i bujająco. Muzyka artysty stała się przestrzenna i magnetyczna, a utwory nabrały blasku i świeca się nie mniej niż koszulka, którą Perfume Genius założył do okładkowego zdjęcia. Polecam: Queens, Fool, Grid.

45. PALOMA FAITH A PERFECT CONTRADICTION Trzeci album barwnej, charyzmatycznej Brytyjki. Paloma zabiera nas w krótką (trwającą niecałe czterdzieści minut) podróż po minionych dekadach, szczególną uwagą obdarzając lata 60. oraz 70. Piosenki są utrzymane (mniej więcej) w jednym klimacie, tworzą spójną, nastrojową całość. Za fasadą bujających, sprawiających wrażenie wesołych melodii kryją się historie o złamanym sercu i miłosnym rozczarowaniu. Piękna sprzeczność, można rzec, tłumacząc na polski tytuł albumu. Polecam: Can’t Rely on You, Trouble Will My Baby, Love Only Leaves You Lonely.

44. MARIAH CAREY ME. I AM MARIAH…THE ELUSIVE CHANTEEUSE 5 lat musieliśmy czekać na nowy autorski album amerykańskiej divy. Zmieniły się trendy, pojawiły się nowe wokalistki. Mariah jednak nic się nie zmieniła. Jej muzyka to nadal niezłe r&b zmieszane z popowymi i soulowymi melodiami. Artystka pozostaje wierna swojej stylistyce. Nagrała naturalny, kobiecy album. Sporo na nim duetów. Tym razem Mariah zaprosiła do współpracy m.in. Nasa, Miguela oraz Fabolousa. Nie zabrakło i ballad, z których artystka jest w końcu znana, choć nie są one tak wspaniałe jak jej starsze spokojne kompozycje. Polecam: You Don’t Know What to Do, Cry., Thirsty.

43. MEGHAN TRAINOR TITLE EP Oj narobiła zamieszania młoda amerykańska wokalistka. Nie dość, że wydała jeden z najbardziej przebojowych singli roku, to jeszcze przeciwstawiła się kultowi bardzo szczupłej sylwetki. Dziewczyna ma talent, dystans do siebie, a przy tym wydaje się być niesamowicie pogodną, niezmanierowaną wokalistką. Piosenki pasują do jej wieku, co jest sporym atutem. Mam nadzieję, że pannie Trainor kariera nie rozsypie się jak domek z kart, bo – jakby to powiedziała Dżoana Krupa – Meghan ma potenszjal. Polecam: All About That Bass, Close Your Eyes.

42. U2 SONGS OF INNOCENCE Ciągłe przekładanie premiery następcy nudnego “No Line on the Horizon”, straszenie słuchaczy przypuszczalną listą producentów (RedOne, David Guetta – brrr) aż w końcu nagła premiera na iTunes. U2 zdecydowali się na rozdanie tej płyty za darmo. Czyżby była aż tak słaba, że nikt nie chciałby za nią zapłacić? Skądże. To porcja melodyjnego, rockowego grania, będąca kolejnym dojrzałym etapem w kilkudziesięcioletniej karierze Irlandczyków. U2 to zespół, który nic nie musi już nikomu udowadniać, więc nagrywać może bez spiny. I tą radość ze wspólnego grania słychać na albumie. Polecam: The Troubles, Volcano, The Miracle (Of Joey Ramone).

41. KIMBRA THE GOLDEN ECHO Dla jednych nowozelandzka wokalistka wciąż jest jedynie koleżanką Gotye z przeboju “Somebody That I Used to Know”. A dla tych, którzy przesłuchali jej płyt, stała się mocnym nazwiskiem w świecie alternatywnego popu. Potwierdza to “The Golden Echo” – drugi studyjny krążek Kimbry. Wydawało mi się, że już na “Vows” sporo się dzieje. Jednak na nowej płycie artystka wyczynia prawdziwe muzyczne cuda. Łączy gatunki, bawi się aranżacjami, nie daje się przeciętności i banalności. Polecam: 90s Music, Madhouse, Goldmine.

40. TINASHE AQUARIUS Odświeżanie czarnych brzmień trwa w najlepsze. Segment PBR&B rozwija się w szybkim tempie, co mnie osobiście bardzo cieszy. A jeszcze większy uśmiech powodują u mnie płyty takie, jak “Aquarius” debiutującej wokalistki Tinashe. Obdarzona ładnym, dziewczęcym głosem artystka inspiracje czerpie z twórczości takich sław jak Aaliyah i Brandy, ale brzmienie dostosowuje do wymogów dzisiejszego rynku. Sukcesów komercyjnych z tego nie ma, ale kogo to obchodzi. Liczy się muzyka, a ta świetnie się broni. Polecam: Far Side of the Moon, Cold Sweat, Pretend.

39. BANKS GODDESS Jillian Banks atmosferę wokół siebie podgrzewała od początku 2013 roku, kiedy tu ukazała się jej pierwsza epka. Cały longplay Amerykanki robi jeszcze większe wrażenie, niż mini album. Muzykę BANKS określić możemy mianem eleganckiej, gustownej elektroniki połączonej z rhythm’and’bluesowymi rytmami. Wokalistka zręcznie lawiruje swoim głosem między balladowymi melodiami a mocniejszymi bitami, płynnie przechodząc od elektronicznego “Alibi” do akustycznego (!) “Someone New”. Polecam: Waiting Game, Warm Water, Under the Table.

38. DAMIEN RICE MY FAVOURITE FADED FANTASY Osiem lat fani Rice’a czekać musieli na jego nowe wydawnictwo. Po zobaczeniu tracklisty musiała nieco zrzednąć im mina, bo muzyk przygotował zaledwie osiem kawałków. Ale za to jakich. “My Favourite Faded Fantasy” tylko z pozoru jest prostym, folkowym krążkiem. W rzeczywistości to zbiór emocji, pięknych tekstów i wspaniałych aranżacji (wykorzystano całą gamę instrumentów – od tak oczywistych jak perkusja i gitara akustyczna, po nie często spotykane tamburyno i fisharmonię). Polecam: It Takes a Lot to Know a Man, I Don’t Want to Change You, The Box.

37. SOPHIE ELLIS-BEXTOR ШАNDԐЯLUЅT Brytyjska królowa parkietu opuszcza densflor i kieruje swe kroki na wschód Europy. Jej nowy album jest mieszanką popowych, folkowych i rockowych brzmień. Razem z niesamowicie przyjemnym i nieirytującym głosem Ellis-Bextor oraz niezłymi tekstami tworzą płytę, o której tak szybko się nie zapomina. Ellis-Bextor należą się wielkie brawa za chęci i odwagę. Mało kto porzuca taneczne melodie, z którymi przez długi czas był utożsamiany, i sięga po coś niszowego. Zazwyczaj dzieje się, niestety, na odwrót. Polecam: Birth of an Empire, Love Is a Camera, Cry to the Beat of the Band.

36. JACK WHITE LAZARETTO Druga solowa płyta członka takich zespołów jak The White Stripes, The Dead Weather i The Raconteurs. Jack White od lat jest wierny swoim rock & rollowym ideałom. Na nowym albumie nie zaszalał z brzmieniem, nie próbował bawić się z modną elektroniką czy zapraszać do współpracy raperów. Jego piosenki są połączeniem bluesa i rocka z folkowymi inspiracjami oraz elementami country. „Lazaretto” to krążek ciekawy i wpadający w ucho. A do tego bardzo naturalny. Jack White nie udaje, że nagrywa blues rocka. On czuje ten gatunek całym sobą. Polecam: Three Woman, Lazaretto, Would You Fight For My Love?.

35. ALT-J THIS IS ALL YOURS Brytyjska grupa powróciła z następcą bestsellerowego krążka “An Awesome Wave”. I to powróciła dość szybko, bo zaledwie po dwóch latach. Presja, by “This Is All Yours” doścignęło świetny debiut, była ogromna. Moim zdaniem udało się. Nowy krążek Alt-J to płyta ciekawa, choć na pierwszy rzut ucha dość prosta. Skrywa jednak wiele muzycznych smaczków i jest przyjemną mieszanką indie rocka, folku oraz elektroniki. Raz przebojową, innym razem melancholijną i smutną. Polecam: Hunger of the Pine, Left Hand Free, Choice Kingdom.

34. KATY B LITTLE RED Czy osoba zasłuchana w The National, Coldplay i Alicii Keys może zakochać się i w twórczości Katy B, skoro ta idealnie nadaje się nie na chwile sam na sam, ale na klubowy parkiet? Jak widać – tak! Piosenki artystki łączą w sobie dance, house i pop, r&b. Katy reprezentuje sobą młodość i świeże spojrzenie na muzykę. Płyta nie wymaga żądnego mixowania. Ze sklepowych półek spokojnie może zawitać na klubowe parkiety i wywołać na nich niezłe poruszenie. Panie i panowie – tak robi się muzykę taneczną w XXI wieku. Imprezowy must have nie tylko nadchodzącego karnawału. Polecam: Aaliyah, I Like You, All My Lovin’.

33. JESSIE WARE TOUGH LOVE Druga studyjna płyta Jessie Ware, „Tough Love”, ma większą siłę przebicia niż nieco hermetyczne „Devotion”. Jest prostsza w odbiorze i nie potrzeba siedzieć nad nią zbyt długo, by dogrzebać się do wszystkich smaczków. „Devotion” nie było tak oczywistym albumem, dlatego stawiam go nad nowym wydawnictwem Jessie. Warto jednak dodać, że Ware jest tak ciekawą wokalistką, że czego by nam nie zaprezentowała, i tak będzie dobrze. Raz bardzo, raz po prostu przyzwoicie. „Tough Love” plasuje się gdzieś w środku. Polecam: Kind of…Sometimes…Maybe, Want Your Feeling, Sweetest Song.

32. CHET FAKER BUILT ON GLASS Debiutancka płyta australijskiego wokalisty powstała w wynajętym pokoju na znacznie tańszych odpowiednikach różnych studyjnych bajerów. Słuchając „Built on Glass” ma się jednak ochotę powiedzieć, że nie liczy się sposób, ale efekt. A ten jest produktem z górnej półki. Muzyka Fakera to wysmakowana elektronika wzbogacona wpływami soulu, r&b czy jazzu. Chet nie tworzy muzyki do tańca. Prędzej oczaruje słuchacza, który z parkietu zejdzie i będzie miał ochotę na chillout przy dobrych dźwiękach. Tak najprościej można opisać twórczość Australijczyka. Polecam: Talk Is Cheap, Melt, 1998.

31. SOHN TREMORS Na muzyczną scenę pewnym krokiem wkroczył w 2014 roku kolejny przedstawiciel alternatywnego, elektronicznego światka – Brytyjczyk SOHN. Jego debiutancki album “Tremors” to udana mieszanka zimnej elektroniki, r&b oraz soulu, której najlepiej słucha się wieczorami. Chociaż piosenki artysty wydają się być dość intymne i kameralne (w swojej elektronicznej kategorii), świetnie sprawdzają się na koncertach, o czym miałam okazję przekonać się jakiś czas temu. Polecam: The Wheel, Artifice, Veto.

30. WISH I WAS HERE (SOUNDTRACK) Krążek z muzyką, mającą służyć za tło dla losów bohaterów filmu Zacha Braffa “Gdybym tylko tu był”, to najstaranniej przygotowany soundtrack 2014 roku. „Wish I Was Here” to album stanowiący klimatyczną całość. Zach Braff zgromadził utwory proste, ale szybko trafiające do słuchacza. Na płycie nie ma elektronicznych brzmień, nie ma radiowych kompozycji. Są za to szczere, niewyreżyserowane emocje i ładne piosenki z pogranicza folku, country i muzyki akustycznej, za przygotowanie których odpowiadają m.in. Bon Iver, Cat Power czy Hozier. Polecam: Cherry Wine, Heavenly Father, Raven’s Song.

29. ST. VINCENT ST. VINCENT Przeglądając zestawienia najlepszych płyt 2014 roku, stworzone przez inne muzyczne magazyny, towarzyszyło mi uczucie deja vu. Prawie wszędzie w czołówce plasowała się nowa płyta Annie Clark, ukrywającej się pod pseudonimem St. Vincent. Chociaż nie udało mi się jej imiennego wydawnictwa pokochać, sądzę, że jest to dość udany album, łączący popowe melodie z elektronicznymi smaczkami i dźwiękami gitary elektrycznej, na której grę artystka opanowała do perfekcji. Polecam: Prince Johnny, Digital Witness, Every Tears Disappears.

28. NICK MULVEY FIRST MIND Utalentowanych chłopaków z gitarą nigdy dość. A właściwie, w przypadku Brytyjczyka Nicka Mulvey’a, mężczyzn. Debiutujący w tym roku artysta ma za sobą trzydzieste urodziny. Przekłada się to w pewnym sensie na jego muzykę. “First Mind”, album nominowany do prestiżowego Mercury Prize, zawiera dojrzały, ale niepozbawiony pewnego uroku i  dozy naiwności materiał. Folkowe melodie w cenie są już od kilku lat i cieszy, że co jakiś czas pojawia się ktoś, kto prezentuje nam swoją definicję takich brzmień. Polecam: Juramidam, Ailsa Craig, I Don’t Want to Go Home.

27. BEN HOWARD I FORGET WHERE WE WERE I kolejny chłopak z gitarą w moim zestawieniu. Po głośnym debiucie (“Every Kingdom”, 2011 rok) Ben Howard powrócił z nowym, jeszcze lepszym krążkiem. Album “I Forget Where We Were” brzmi mroczniej i zimniej niż poprzednik. Spora w tym zasługa gitar elektrycznych, które kontrastują ze stonowanym wokalem Bena. Ciekawiej wypadają również same kompozycje, które są bardzo rozbudowane, i nieraz dochodzą do ponad pięciu minut. Polecam: Small Things, In Dreams, Conrad.

26. GEORGE EZRA WANTED ON VOYAGE Rok temu mieliśmy Toma Odella, a w 2012 roku zasłuchiwaliśmy się w Jake’u Buggu. W ostatnich dwunastu miesiącach nowym idolem fanów gitarowych brzmień, głębokich wokali i dojrzałych tekstów stał się dwudziestojednoletni George Ezra. Tak jak wspomniani wcześniej koledzy z branży pochodzi z Wielkiej Brytanii, lecz jego folkowo-rockowo-bluesowa muzyka jest wspaniale amerykańska. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, bo Amerykanie w końcu znani są też z muzycznych fast foodów dla niewymagających. Polecam: Spectacular Rival, Did You Hear the Rain?, Song 6.

5 Replies to “RANKING TOP75: najlepsze albumy 2014 roku (50-26)”

  1. Z takich lubianych widzę w tym zestawieniu Palomę i U2. Podobają mi się piosenki od nich. Paloma w swoich utworach brzmi bardzo ciekawie i interesująco, a za to U2 to jest muzyka, że ciarki potrafią przejść. No to za te albumy w zestawieniu muszę pochwalić. Ogólnie zestawienie bardzo ładnie się prezentuje, ale czekam na te podium. 🙂
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

  2. Kiedy czytam podsumowania 2014 roku to uświadamiam sobie, jak daleko jestem w Afryce ze współczesnością… Przesłuchałam może tylko z 9 płyt. W 2015 muszę być na bieżąco.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „~AniaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *