#540 VA “Fifty Shades of Grey” (soundtrack) (2015)

Dawno już żadna ekranizacja książki nie wzbudziła takich emocji, jak filmowa wersja dzieła E. L. James “Pięćdziesiąt twarzy Grey’a”. Powieść skierowana głównie do kobiet, szybko stała się bestsellerem, zyskując tyle samo przeciwników, co zwolenników. Porno dla gospodyń domowych, jak zwykło się określać książkę James, w moje ręce nigdy nie trafiło. Nie mam zbyt dużo czasu na czytanie, dlatego uważnie wybieram książkowe pozycje, kierując zawsze swoje kroki w stronę regałów ze szwedzkimi kryminałami. Dlatego też nie przyłączę się do żadnej ze stron Grey’owego konfliktu i nie pochwalę lub nie skrytykuję pisarskich umiejętności E. L. James. Ale soundtrack do filmu bazującego na powieści to już moja bajka.

Twórcy płyty “Fifty Shades of Grey” zadbali o to, by o ich dziele było głośno na długo przed zapowiedzianą premierą. Na jednym albumie zebrali kilkanaście z pozoru niepasujących do siebie nazwisk. The Rolling Stones obok Ellie Goulding? Frank Sinatra przy The Weeknd? A na dokładkę jeden z czołowych amerykańskich kompozytorów muzyki filmowej? To nie mogło się udać… .

Na album “Fifty Shades of Grey” trafiło aż szesnaście kompozycji. Kto oczekuje samych nowości, może nieco się zawieść, ale złość z pewnością minie po przesłuchaniu starszych propozycji. Podoba mi się to, że na soundtracku nie znalazły się najbardziej znane piosenki sygnowane nazwiskami Annie Lennox czy Franka Sinatry, a The Rolling Stones na chwilę w szufladce zamknęli przeboje “Angie”, “(I Can’t Get No) Satisfaction” czy “Paint It, Black”. Od wokalistki Eurythmics otrzymaliśmy jej ubiegłoroczny singiel, “I Put a Spell on You”, będący coverem utworu Screamin’ Jay’a Hawkinsa. Jej wersja zachwyca nie tylko emocjonalnym wykonaniem, ale i wspaniałą aranżacją. Moje serce zdobyło również “Witchcraft” Franka Sinatry. Swingujący numer, mimo upływu lat, wciąż brzmi całkiem aktualnie. Podobnie zresztą jak blues rockowe “Beast of Burden” The Rolling Stones z lat 70.

Do nowości ciężko też zaliczyć piosenki Beyonce i Laury Welsh. Na szczęście udostępniono nam je w zmienionych wersjach. Od królowej r&b posłuchać możemy odświeżonego “Haunted” z imiennego albumu-niespodzianki. Tak jak oryginał uwielbiam, tak remix zupełnie mi nie podszedł. Inaczej sprawa ma się z “Crazy in Love”. Przystępna, ale nieco trącąca banałem piosenka stała się klimatycznym, mocnym numerem, charakteryzującym się hipnotyczną wręcz melodią i opętanym wykonaniem Beyonce. Z kolei Laura swój kawałek “Undiscovered” wykonywała już na żywo, ale dopiero wersja studyjna faktycznie mi się spodobała. Ta lekko rhythm’and’bluesowa piosenka pasowałaby i na “JHUD” Jennifer Hudson.

Z premierowych nagrań, które powstały specjalnie na potrzeby filmu, moje uwielbienie rozłożyło się po równo między Jessie Ware, grupę AWOLNATION oraz Się. Brytyjska wokalistka zaskoczyła eleganckim, ale nie pozbawionym pieprznego pierwiastka “Meet Me in the Middle”. Znana z niemalże epickiego “Sail” formacja AWOLNATION zaprezentowała nam zwiewny, gitarowy, folkowy numer “I’m on Fire”. Pod płaszczykiem akustycznego grania skrywają się jednak ledwo wyczuwalne elektroniczne dźwięki. Całość, choć brzmi prosto, robi spore wrażenie. Zachwyca także Sia. Już nie raz udowodniła, że w balladowym repertuarze czuje się jak ryba w wodzie. Na pierwszy rzut ucha jej “Salted Wound” nie powala na kolana. Wystarczy jednak porządnie się wsłuchać, by wychwycić wszystkie smaczki, które tworzą ten utwór, do których należy chociażby stonowany, nieco przygaszony wokal Sii.

Na wokalne szaleństwa pozwoliła sobie Skylar Grey w mocnej balladzie “I Know You”. Dobre wrażenie robi również nowoczesny numer “One Last Night” Vaults. Do klimatu filmu idealnie pasuje The Weeknd. Nic więc dziwnego, że znajdziemy tu aż dwie jego kompozycje. Jego twórczość jest niesamowicie sensualna, pościelowa, przesiąknięta zmysłowością. Idealna do słuchania po zmroku. Te cechy bardziej czuć w rhythm’and’bluesowym, wzbogaconym orkiestrową melodią “Earned It”, aniżeli spokojniejszym “Where You Belong”, ale obie propozycje Kanadyjczyka należą do najciekawszych momentów płyty “Fifty Shades of Grey”. O ile piosenek The Weeknd słucham z wypiekami na twarzy, tak ziewać zaczynam przy… Ellie Goulding. Brytyjska wokalistka nagrała może jeden z najlepszych utworów w swojej karierze, ale  i tak synthpopowe “Love Me Like You Do” jest za radiowe, za lekkie, za dziecinne.

Ilość znanych nazwisk, które pojawiają się na soundtracku, zagwarantowała płycie wielki rozgłos. Chociaż dziwić może zestawienie Annie Lennox obok Laury Welsh czy Franka Sinatry przy Beyonce, twórcy soundtracku “Fifty Shades of Grey” wykazali się niebywałym sprytem i wyczuciem. Tej mieszanki naprawdę dobrze się słucha. Jeden z najbardziej przyciągających i nietuzinkowych soundtracków ostatnich paru lat.

11 Replies to “#540 VA “Fifty Shades of Grey” (soundtrack) (2015)”

  1. Nie zabiorę się ani za książkę, ani za film, ani za muzykę tym bardziej. Nie chcę mieć z tym “dziełem” nic wspólnego. Z ciekawości przesłuchałam “Crazy In Love” i muszę przyznać, że to całkiem ciekawe wykonanie.

    Pozdrawiam, Namuzowani.blog.onet.pl

  2. Mi również bardzo podoba się soundtrack, w szczególności utwór Sii, Skylar Grey no i oczywiście Crazy in Love.

    theawkwardbear.blogspot.com

  3. Mi przede wszystkim podoba się nagranie od Ellie – Love Me Like You Do. W sumie to nie jest nic dziwnego, bo ja wszystko od niej kocham. Przesłuchałem też kilka innych utworów. Na liście znalazło się m.in. Awolnation i całkiem podchodzi mi ten utwór, ale Sail nie przebiją. Przesłuchałem też Się, która świetnie odnajduje się w takim klimacie. Earned It od The Weekend nie podoba mi się jakoś bardzo, jest takie do posłuchania, ale nie zachwyca.
    http://zyciejestmuzykaaa.blogspot.com

  4. Ja czytałam i nie zostałam fanką książki, ale na film się wybiorę z ciekawości. Soundtrack przesłuchałam i jest super. Najbardziej lubię Crazy In Love. Love Me Like You Do szybko mi się znudziła….

  5. Słuchałam już kilka z tych piosenek i jestem niektórymi z nich naprawdę zachwycona. Takie zestawienie utworów i wykonawców było świetnym pomysłem. Ale wiadome przecież było, że ta ekranizacja będzie głośno omawiana, więc nie mogli w tej kwestii zrobić fuszerki.
    Z chęcią przesłucham całą płytę.
    Szczególnie zachwyciła nie nowa aranżacja “Crazy in love” Beyonce. Brzmi nieziemsko.

  6. Dobrze, że książki nie czytałaś. Szkoda czasu. Żałowałabym jej przeczytania, ale ostatecznie wiem, jaka ona jest i mogę ją spokojnie krytykować, wiedząc, że do krytykowania jest tam baaardzo dużo.
    Filmu nie zamierzam oglądać, brrr, szczególnie, że obejrzałam zwiastun i Ci aktorzy… brr
    Sountracku też nie zamierzam przesłuchiwac. Miałam kontakt z książką i wystarczy mi do końca życia, jeśli chodzi o wszystko związane z Greyem 🙂

Odpowiedz na „~mntrAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *