RANKING: Drugie albumy lepsze od debiutanckich płyt

Poprzednim razem przedstawiłam wam piętnaście debiutanckich płyt, które zostawiły po sobie dużo lepsze wrażenie niż ich następcy. Dziś natomiast postanowiłam się skupić na drugich albumach, którymi ich autorzy udowodnili, że z biegiem czasu stali się lepszymi twórcami. Ponownie przyjęłam założenie, że biorę pod uwagę tylko tych artystów, którzy mają na koncie dokładnie dwie studyjne płyty. Krążki uszeregowane są według największego progresu.

1. THE PRETTY RECKLESS GOING TO HELL (2014) Dobrze pamiętam, jak pięć lat temu zakochana byłam w debiucie zespołu, “Light Me Up”. Dziś album ten wydaje mi się być niezwykle infantylnym i bezpiecznym, choć przebojowym dziełem. Zespół dorósł i jest bardziej świadomy swojej muzyki niż kiedykolwiek wcześniej. Taylor nie oszczędza swoich strun głosowych, śpiewa dużo lepiej niż na początku kariery. Zachwyca też muzyka, będąca połączeniem klasycznego rocka z hard rockiem. Zabójcza mieszanka, zabierająca nas do muzycznego nieba.

Perełki: House on a Hill, Waiting For a Friend

2. LANA DEL REY ULTRAVIOLENCE (2014) Sama się sobie dziś dziwię, jaką miłością swego czasu obdarzyłam album “Born to Die”. Jest to płyta na wysokim poziomie, ale nie robi na mnie już wrażenia jako całość. Wolę słuchać pojedynczych piosenek. Co innego ponure “Ultraviolence”. Nie brzmiące jak przypadkowy zbiór kilku utworów, ale tworzące piękną, klimatyczną całość. Uwielbiam w tej płycie zapożyczenia z bluesowego grania, które dodało temu wydawnictwo stylu, smaku i charakteru. Tego właśnie brakowało mi na “Born to Die”.

Perełki: Old Money, The Other Woman

3. HURTS EXILE (2013) Brytyjski duet zaskoczył debiutanckim albumem “Happiness”. Płyta została bardzo dobrze przyjęta, single nie schodziły z list przebojów. Album ten jest dość spokojny, elegancki i… całkiem romantyczny. Jednak to “Exile” skradło moje serce. Z grzecznego, spokojnego popu Hurts przeszli w pop bardziej agresywny. Zaczęli śmiało korzystać z gitar, basu i perkusji, wzbogacając kompozycje także o chórek, i otrzymując zestaw zgrabnych, koncertowych hymnów. “Exile” jest wyrazistym, bogatym wydawnictwem.

Perełki: Exile, Miracle

4. KATY B LITTLE RED (2014) Chociaż albumem “On a Mission” Brytyjka Katy B otworzyła sobie drzwi do serca miłośników tanecznych rytmów, do mnie udało jej się trafić dopiero drugim krążkiem. Album noszący uroczy tytuł „Little Red” to nowy rozdział w twórczości Brytyjki. Może i brzmienie za bardzo się nie zmieniło w porównaniu do „On a Mission”, ale utwory sprawiają wrażenie dojrzalszych i bardziej poukładanych. A cała płyta to idealny soundtrack do każdej sobotniej nocy. Nie wymaga żadnych zmian.

Perełki: I Like You, All My Lovin’

5. NATALIA KILLS TROUBLE (2013) Swoim debiutanckim albumem “Perfectionist” Natalia chciała przekonać nas, że jest perfekcjonistką. Cała płyta jednak daleka była od ideału, choć charakteryzowała się niezłym, nieco mrocznym klimatem. Następca tego albumu, “Trouble”, stylistycznie nie odstaje od niego, lecz zawiera po prostu ciekawsze piosenki. Jest tanecznie, ale nie banalnie. I inaczej. Po prostu – Natalia znów zaprezentowała ciemniejszą stronę muzyki pop.

Perełki: Controversy, Problem

6. AMY WINEHOUSE BACK TO BLACK (2006) Debiut jednej z najważniejszych wokalistek w moim krótkim życiu, “Frank”, zauroczył mnie dopiero kilka miesięcy temu. Mimo to nie było szans, by przeskoczył poziomem album “Back to Black”. To trudna, niesamowicie emocjonalna płyta. Powstawała w ciężkim dla Amy okresie, co przełożyło się nie tyle na brzmienie, co atmosferę tych kompozycji. Jest nieco ponuro, posępnie. Czasem smutno i melancholijnie. A zawsze bardzo pięknie i uczuciowo.

Perełki: You Know I’m No Good, Back to Black

7. SBTRTK WONDER WHERE WE LAND (2014) Imienna, debiutancka płyta brytyjskiego producenta z 2011 roku nie do końca mi się podoba. Muszę być w odpowiednim humorze, by wsłuchiwać się w zawarte na niej piosenki. Inaczej było z „Wonder Where We Land” – pierwsze skosztowanie, drugie, dziesiąte, a krążek ten smakuje mi wciąż tak samo. Chociaż i na „SBTRKT” jak i nowym albumie Brytyjczyk miesza piosenki śpiewane z tymi pozbawionymi ludzkich wokali, zmieniła się nieco jego muzyka. Nowa płyta jest ciekawsza i nie tak jednostajna.

Perełki: NEW DORP. NEW YORK, Higher

8. ED SHEERAN X (2014) Nie należę do fanów tego brytyjskiego rudzielca. Szanuję jego osobowość i talent, ale jego muzyka niezbyt mnie rusza. Debiutancka płyta “+”, choć urocza, nieco mnie usypiała. Na jej następczyni Ed Sheeran kontynuuje temat akustycznych brzmień, ale też chętniej sięga po wyraziste, rhythm’and’bluesowe rytmy. I w takich kołyszących piosenkach podoba mi się bardziej. Rymujący Ed? Też spoko!

Perełki: Runaway, The Man

9. NICOLE SCHERZINGER BIG FAT LIE (2014) Z byłą wokalistką Pussycat Dolls jest taki problem, że lepiej wypada w coverach, niż własnych kompozycjach. Cudzych piosenek nagrywać jednak nie chce i próbuje przekonać nas do własnych numerów. Na “Killer Love” niezbyt jej to wyszło. Była ta po prostu nudna płyta. “Big Fat Lie” jest albumem bardziej ułożonym i dopracowanym, choć brakuje na nim wokalnych popisów Nicole. Mimo to za ten krążek Scherzinger wstydzić się nie musi.

Perełki: Run, Electric Blue

10. BROKEN BELLS AFTER THE DISCO (2014) Producent Danger Mouse i wokalista zespołu The Shins, James Mercer, tworzą jeden z ciekawszych duetów na współczesnej scenie muzycznej. Ich debiut, choć krążkiem jest udanym, nie porywa tak jak “After the Disco”. Płyta jest subtelnie przebojowa. Nie jest to jednak krążek mający rozgrzewać klubowe parkiety, choć piosenek z tanecznym potencjałem znajdziemy na nim więcej niż na albumie niejednej topowej wokalistki.

Perełki: Holding On For Life, Leave It Alone

11. KIMBRA THE GOLDEN ECHO (2014) Znana z wielkiego przeboju Gotye nowozelandzka wokalistka Kimbra należy do najbarwniejszych postaci muzycznego światka. Jeśli album “Vows” wydawał się wam być bogatym w brzmienia i wrażenia dziełem krążkiem, za głowę łapiecie się słuchając “The Golden Echo”. Artystka wyczynia prawdziwe muzyczne cuda. Łączy gatunki, bawi się aranżacjami, nie daje się przeciętności i banalności.

Perełki: Madhouse, Goldmine

12. CARO EMERALD THE SHOCKING MISS EMERALD (2013) Jedna z najbardziej lubianych i cenionych przeze mnie wokalistek do swojej muzyki podchodzi na luzie, bez zadęcia. Brzmienie sprzed paru dekad miesza z nowoczesnymi melodiami, otrzymując przebojowe numery. „The Shocking Miss Emerald” to album nieco tylko lepszy niż „Deleted Scenes from the Cutting Room Floor”. Przede wszystkim ciekawszy, bardziej dopracowany I przemyślany. Idealny. Z klasą.

Perełki: Coming Back As a Man, Tangled Up

13. CORINNE BAILEY RAE THE SEA (2010) Gdzie jest Corinne? To pytanie zadaję sobie od dawna, bo ostatni longplay artystki dostaliśmy w 2010 roku. Płyta “The Sea” stylistycznie nie odbiera od imiennego debiutu. Krążek utrzymany jest w klimacie akustycznego soulu z elementami r&b, jazzu i bluesa. Jednak więcej na nim, w porównaniu do “Corinne Bailey Rae”, emocji i uczuć. Nic dziwnego, album powstał po śmierci ukochanego męża brytyjskiej wokalistki.

Perełki: The Sea, Paris Nights New York Mornings

14. IMAGINE DRAGONS SMOKE + MIRRORS (2015)  Debiutancki album grupy, „Night Visions”, to płyta bardzo pogodna, emanująca pozytywną energią, żywiołowa. Tegoroczny następca skręca w ciemniejsze rejony, i za to tylko cenię go bardziej. „Smoke + Mirrors” zyskuje także nieco dzięki temu, że więcej na nim piosenek, które wpadają w ucho, chociaż często nie dorównują one przebojowością starszym nagraniom grupy.

Perełki: Gold, I’m so Sorry

15. FLORENCE + THE MACHINE CEREMONIALS (2011) Ostatni będą pierwszymi. Wydany w 2011 roku album “Ceremonials” nie odbiega wcale od wydanego jakiś czas wcześniej debiutu “Lungs”. To wciąż pomysłowe i wyrafinowane granie na poziomie. Utwory nadal odznaczają się bogatą aranżacją. Zespół korzystał z wielu instrumentów. Jednak “Ceremonials” zyskuje w moich oczach tym, że jest spójniejszym wydawnictwem. I znacznie prostszym do polubienia.

Perełki: What the Water Gave Me, Lover to Lover


10 Replies to “RANKING: Drugie albumy lepsze od debiutanckich płyt”

  1. Ehh, przecież Ultraviolence to trzecia płyta Lany :< Debiutem jest "Lana Del Ray A.K.A. Lizzy Grant". Zgadzam się natomiast z tym, że UV jest znacznie lepsze od BTD. Zaskoczeniem jest dla mnie miejsce pierwsze – nie sądziłam, że umieścisz ten album aż tak wysoko. No cóż, zasłużył 😉

    Pozdrawiam, Namuzowani

  2. Zdecydowanie album Lany to jeden z najbardziej spójnych współczesnych albumów. Od początku do końca trzyma poziom, wiernie trzymając się gatunku. Do tego te wszystkie smaczki muzyczne + wokal Lany tworzy, tak jak napisałaś “pękną, klimatyczną całość”. Jeden z moich ulubionych albumów 🙂

  3. Gdybym ja zrobiła taki ranking to z pewnością nie znalazłyby się na nim “Ultraviolence” i “Ceremonials”. Bardzo dobrą “drugą płytą” jest “Surrealistic Pillow” Jefferson Airplane, całkowicie przyćmiła ona debiut. Tylko JA mają na koncie więcej niż tylko dwie płyty.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  4. Oto kolejne sofomory lepsze od debiutów

    Talk Talk – It’s My Life
    The Smiths – Meat is Murder
    Nirvana – Nevermind
    Alice in Chains – Dirt
    The Smashing Pumpkins – Siamese Dream
    Edyta Bartosiewicz – Sen
    Radiohead – The Bends
    Oasis – (What’s the Story) Morning Glory?
    Firebirds – Kolory
    Fugees – The Score
    Neutral Milk Hotel – In the Aeroplane Over the Sea
    Eminem – The Slim Shady LP
    Limp Bizkit – Significant Other
    Adele – 21

Odpowiedz na „~EwaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *