#553 Benjamin Clementine “At Least for Now” (2015)


Gdyby Nina Simone miała syna, z pewnością nazywałby się on Benjamin Clementine. Takie spostrzeżenie nasunęło mi się na myśl po pierwszym spotkaniu z twórczością brytyjskiego wokalisty. Zmarłą ponad dziesięć lat temu legendę muzyki i debiutującego w tym roku artystę łączy nie tylko kolor skóry, ale i podobna charyzma oraz angażowanie się całym sobą w wyśpiewywane wersy, co z odpowiednią i pozytywną mocą uderza w słuchacza. Benjamin Clementine to wokalista niezwykły. Wydając na początku roku debiutancki album “At Least for Now” ustawił poprzeczkę niezwykle wysoko. Nie tylko sobie, ale i konkurencji.

Pierwsze długogrające wydawnictwo Brytyjczyka zapowiadały dwie epki (“Cornerstone EP” oraz “Glorious You EP”). Rozbudziły one apetyt na nową muzykę artysty. W czasach, kiedy zachwycamy się debiutującymi artystami, dla których komputer jest podstawowym narzędziem pracy przy tworzeniu muzyki i którzy sprawiają wrażenie, jakby elektronikę wyssali z mlekiem matki (FKA twigs, BANKS, James Blake), pojawienie się na scenie kogoś takiego jak Clementine jest nie tyle sporym wydarzeniem, co wspaniałą niespodzianką i pobudką z długiego, elektronicznego snu.

Artysta chętnie siada do pianina, a także sięga po orkiestrowe aranżacje. Mimo wszystko jego muzyka nie razi natłokiem wrażeń i efektów. To raczej kameralne melodie, których – jak przekonałam się na własnej skórze – najlepiej słucha się w samotności. Gdybym miała przypisać Benjamina do jednego z muzycznych gatunków, umieściłabym go w szufladce z napisem soul. “At Least for Now” jest najbardziej natchnioną płytą ostatnich miesięcy. To muzyka z duszą – zwrot oklepany, ale pasujący do Clementine’a idealnie.

Album rozpoczyna subtelna, zagrana na pianinie kompozycja “Winston Churchill’s Boy”. Benjamin swoim wykonaniem powoli stopniuje napięcie, dochodząc w końcu do klimatycznego, orkiestrowego wykończenia oraz cichutkiego zakończenia. Teatralne “Then I Heard a Bachelor’s Cry” dla mnie zaczyna się dopiero w okolicach piątej minuty, kiedy w towarzystwie niemalże kabaretowych inspiracji Clementine pokazuje nam swoją szaleńczą twarz. Dotknięte musicalową różdżką melancholijne “London” to najbardziej popowa i przystępna piosenka na “At Least for Now”. Dlatego też polecam wam rozpoczęcie przygody z muzyką Benjamina właśnie od tej kompozycji.

Do najlepszych nagrań na debiutanckim wydawnictwie Benjamina zaliczyć mogę nieco nerwowy, bardzo wyrazisty utwór “Adios”, który charakteryzuje się niemalże anielskim mostkiem. Świetne wrażenie robi także filmowa piosenka “Nemesis” opowiadająca o… zemście i zostawiająca po sobie dość prostą, ale ważną mądrość

Treat others the way you want to be treated (PL: Traktuj innych tak, jak chcesz być traktowana)

Nie trudno wzruszyć się słuchając delikatnej ballady “The People and I” czy sentymentalnego “Gone”. Samego siebie Clementine przechodzi w kapitalnie zaśpiewanym “Quiver a Little” (czaruje pianino!), który zdaje się być przemową artysty do słuchaczy. Przy tym utworze nie sposób się nudzić. Tym bardziej, że jego końcówka lekko się rozkręca, skręcając w bluesowe klimaty. Warto zarezerwować sobie czas dodatkowo na takie piosenki jak śpiewano-mówione “Condolence” oraz smutne, przesiąknięte tęsknotą i nostalgią “Cornerstone”.

Przesłuchując piosenki Benjamina, jak już wspomniałam, nie sposób odnieść wrażenia, że wokalista spełniać by się mógł również w aktorstwie. Sięgając natomiast do tekstów, aż chciałoby się powiedzieć, że z Clementine’a niezły jest także poeta, który potrafi pięknie ubierać w słowa swoje uczucia, co sprawia, że “At Least for Now” jest tak wrażliwą, sentymentalną płytą. Istnym pamiętnikiem artysty, do którego możemy, a nawet powinniśmy zajrzeć.

Chociaż po listach przebojów płyta Benjamina Clementine nie hula, tak swoje pięć minut będzie mieć pod koniec bieżącego roku. Nie wyobrażam sobie, by zabrakło jej w zestawieniach najlepszych wydawnictw 2015 roku. To po prostu pozycja obowiązkowa i (tłumacząc na polski tytuł pierwszego dzieła Benjamina) przynajmniej na razie najlepszy album tego roku.

12 Replies to “#553 Benjamin Clementine “At Least for Now” (2015)”

  1. Po Twojej recenzji wiem, po co muszę sięgnąć 😉
    Zapraszam na nowy post – o 6 płytach słów parę
    bruisesly.blogspot.com

  2. Odniosłem delikatne wrażenie jakbyś uważała korzystanie z elektroniki za coś nie do końca dobrego. Zapewne jest to wrażenie mylne. Pozdrawiam
    Ben mnie nie kupił.

    1. Niestety jest to mylne wrażenie. Kiedyś byłam niezbyt dobrze do elektroniki nastawiona, ale dziś bardzo ją lubię. Ma wiele odcieni. Chociaż te wszystkie electropopy niesamowicie mnie irytują, ale jak ktoś umie bawić się komputerem (np. SBTRKT, Goldfrapp, The xx) to może wyjść z tego coś cudnego.

  3. Przyznam się szczerze to pierwszy raz słyszę o tym artyście 🙂
    Jakoś jednak nie przypadła mi do gustu jego muzyka…

    mlwdragon.blogspot.com

  4. Oczywiście z stwierdzeniem “najlepszy album roku” można się kłócić, bo to w dużej mierze zależy od gustu słuchacza… Dla mnie prawdopodobnie najlepszym albumem będzie nowy krążek Oomph! który słucham, ba, maltretuję od miesiąca i z każdym dniem jestem pod jeszcze większym wrażeniem niż byłam… Z drugiej strony nie można tych obu albumów porównać, bo porównywanie dwóch albumów z kompletnie różnych gatunków muzycznych obraża oba dzieła 🙂
    Muszę powiedzieć, że zaciekawiłaś mnie tą recenzją, z chęcią przesłuchań ten album, ale nie mam pewności, czy zrobię to w tym roku 🙂

Odpowiedz na „~Vilppu (@ FizzzReviews)Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *