#572 Patrick the Pan “…niczym jak liśćmi” (2015)

Naprawdę na imię ma Piotrek, ale występuje jako Patrick the Pan. Naprawdę debiutancki album wydał w 2012 roku, ale dopiero w minionym roku muzyka na nim zawarta dotarła do moich uszu. W międzyczasie wokalista zaliczył wspólną trasę koncertową z Arturem Rojkiem, wystąpił na paru festiwalach oraz przygotował premierowy materiał, który zebrany został pod intrygującym szyldem “…niczym jak liśćmi”.

Debiutancki album Patricka the Pana, “Something of an End”, to świetna propozycja dla wrażliwców oraz słuchaczy zakochanych w spokojnych, melancholijnych dźwiękach. Płyta pełna jest delikatnych, nastrojowych kompozycji, które w cudowny sposób potrafią przenieść nas do pełnej ciszy krainy oderwanej od zgiełku współczesnego świata. “…niczym jak liśćmi”, tegoroczny prezent Patricka the Pana dla melomanów, uwagę moją przyciągnął nie tylko ciekawym tytułem, ale i okładką. Zima w środku pięknej wiosny? Czemu nie? Tym bardziej, że słuchając zawartych na albumie piosenek nie jesteśmy dotykani promykami słońca. To płyta pięknie jesienno-zimowa.

O ile na “Something of an End” tylko jeden utwór nagrany został po polsku, tak na nowym wydawnictwie artysty mamy więcej kawałków w ojczystym języku. I to od nich zacznę. Intryguje otwierające album “Zdejmij. Wyłącz. Zobacz” – piosenka charakteryzująca się elektronicznym, komputerowym podkładem i przerobionym do granic możliwości głosem Patricka the Pana. Całość przywodzi na myśl dokonania Radiohead i jest jedynym tego typu kawałkiem na krążku.

Zachwyca akustyczne, urocze “Pikselove”, będące niesamowicie smutnym obrazem dzisiejszego świata z jego pustymi relacjami międzyludzkimi zawieranymi przez Internet. Świetnie prezentuje się także singlowy utwór “Niedopowieści” z gościnnym udziałem Dawida Podsiadło. Jest to duet, który zaskakuje. Nie tyle muzyką (ach, ten puzon!), co harmonią. O ile refren tego utworu często chodzi mi po głowie, ciężej zanucić “52”. To jedna z najciekawszych propozycji wokalisty. Raz pięknie rockowa, raz podszyta tanecznym bitem. Marzę, by usłyszeć ją na żywo. Nie sposób przejść obojętnie obok jazzującego, subtelnego nagrania “Lewiwa”.

Angielska część albumu prezentuje się nie mniej okazale. Utwór “Space, 1961” to powolna, świetnie zaśpiewana kompozycja, która mogłaby spodobać się zespołowi Balthazar. Następujące po nim “#idiots” to, dla odmiany, szybsze granie, które jednak wydaje się być niesamowite lekkie przy “Dare”. Cóż to jest za piosenka! Z jednej strony bardzo spokojna, z drugiej atakująca nas ostrymi jak brzytwa wstawkami. A w tym wszystkim śpiewający z pewna dozą melancholii Patrick the Pan. Brawo. Nie daleko od “Dare” pada nagranie “Lunatique”. Z początku nieco senna (aczkolwiek bardzo tajemnicza) melodia przeradza się w ogniste, rockowe granie. Osoby spragnione ballad zostaną usatysfakcjonowane takimi propozycjami jak melodyjnym “The Ballad of an Elephant” oraz “I Know How Am I Going to End”. Kilka minut w zupełnie innym świecie.

Narzekać można, że Patrick the Pan umieścił na albumie zarówno utwory po angielsku jak i polsku, mijając się z konsekwencją. Ja jednak sądzę, że to był dobry pomysł. Trafionym zamysłem było także chwilowe wyrwanie się z rejonów bardzo spokojnych kawałków i urozmaicenie swoich kompozycji mocniejszymi rytmami. “…niczym jak liśćmi” to płyta, która podoba się od razu. Świetna robota.

6 Replies to “#572 Patrick the Pan “…niczym jak liśćmi” (2015)”

  1. Szczerze mówiąc,pierwszy raz o nim słyszę.Raczej nie słucham polskiej muzyki,ale Niedopowieści to całkiem przyjemny kawałek.Jeśli cała płyta jest równie spokojna i klimatyczna ,tak jak piszesz,to muszę koniecznie jej przesłuchać 🙂

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *