#573, 574 Kate Bush “The Kick Inside” (1978) & “Lionheart” (1978)

Zanim w tym swoim zmysłowym świecie biegała po pagórkach, zanim wyrecytowała wszystkie cyfry tworzące liczbę π, a nawet zanim w porannej mgle wraz ze swoją armią marzycieli witała cały świat słowami hello earth, Kate Bush szlifowała debiutanckie kompozycje. Prowadzony popularnymi singlami (“Wuthering Heights”, “The Man With the Child in His Eyes”) album “The Kick Inside” uczynił z niej wokalistkę numer 1 na Wyspach Brytyjskich. Szybko postanowiono wykorzystać szał na młodą debiutantkę i jeszcze w tym samym roku do sprzedaży trafiła jej kolejna płyta.

Dziś Kate Bush nazywana jest legendą muzyki. Jej albumy pokroju “Hounds of Love” czy “Aerial” są doceniane i chwalone przez melomanów. O brytyjskiej artystce po prostu nie wypada mówić źle, bo jej twórczość nie spada nigdy poniżej pewnego poziomu. A jak było na samym początku? Czy Kate tak samo mocno była świadoma swojego talentu? Co skrywa album obdarzony ciekawym tytułem “The Kick Inside”? Czy faktycznie był tym uderzeniem?

Historia współpracy Bush z wytwórnią płytową EMI mnie zaskoczyła. W obecnych czasach młodzi wykonawcy szybko promowani są przez swoje labele. I jeszcze szybciej przez nich opuszczani, kiedy na horyzoncie pojawi się kolejna osoba typowana na idola młodzieży. W latach 70. młodziutka Kate długo czekała na wejście do studia. Priorytetem był jej muzyczny rozwój i dopracowywanie kompozycji. Ważne było także zdobycie scenicznego doświadczenia (występy w londyńskich klubach pod szyldem The KT Bush Band). Sława swoją drogą.

Debiutancki album artystki “The Kick Inside” powstawał około dwóch lat. Chociaż Kate była jeszcze nastolatką, doskonale wiedziała, jaki efekt chce uzyskać. Pisała i komponowała od najmłodszych lat, zaskakując niezwykłą dojrzałością. Jej młody wiek najbardziej odznaczał się w samym wykonaniu – Bush śpiewała wysoko i nieco piskliwie. A i tak zdobywała serca.

“The Kick Inside” wita nas niespiesznym utworem “Moving”. W tej ładnie skomponowanej piosence uwagę przyciągają przede wszystkim klawisze oraz wokal Kate. Utwór należy do czołówki moich ulubionych nagrań z tego albumu. Cenię także “The Saxophone Song” o jazzującym posmaku, wspaniałej saksofonowej solówce i długim, instrumentalnym zakończeniu. Balladę “The Man with the Child in His Eyes” uważam nie tylko za najmocniejszy fragment debiutu Bush, ale także za jedną z najlepszych piosenek w jej karierze. Bez eksperymentów z głosem, przy udziale fortepianu i orkiestry, subtelnie i delikatnie. Po prostu – popis wokalny i kompozytorski. Nie sposób przejść obojętnie obok knajpianego, ostrzejszego “James and the Cold Gun” i z pozoru zwyczajnego, ale przyjemnego i tętniącego życiem “Oh to Be in Love”.

Z pozostałych propozycji Kate Bush wybija się tylko kilka piosenek. Numer “Kite”, tak lekki, jak tylko utwór o latawcu może być, zawiera w sobie wpływy reggae. Pojawiają się one także – w mniejszej ilości – w “Them Heavy People”. Flagowy przebój artystki, “Wuthering Heights”, to magiczna piosenka przenosząca nas na skąpane w wiosennym słońcu tytułowe wichrowe wzgórza, po których swoim głosem oprowadza nas Kate. Fanów ballad w wykonaniu Brytyjki na pewno ucieszy obecność “Feel It” i “The Kick Inside”. Niby udane, ale jednak jakieś takie… wybrakowane.

Kilka lat temu ciężko słuchało mi się pierwszych płyt Kate Bush. Przeszkadzał mi jej nierozwinięty jeszcze głos a same piosenki wydawały się banalne. Dałam im jednak szansę i nie żałuję. “The Kick Inside” nie jest albumem perfekcyjnym, ale zostawił po sobie trwały ślad. Nie tylko w historii muzyki, ale przede wszystkim w moich myślach.

 

Niespodziewany sukces debiutanckiej płyty Kate Bush “The Kick Inside” sprawił, że wokalistka trafiła na usta wszystkich. Nie była jednak typem osoby, która rozkoszowałaby się byciem w świetle reflektorów i blasku fleszy. Niechętnie udzielała wywiadów, nie czerpała przyjemności z podróżowania po świecie i występowania w celu promocji własnej twórczości. Szybko wróciła do studia, by przygotowywać materiał na kolejne wydawnictwo. I tak oto w dwa miesiące powstała płyta “Lionheart”.

Album nagrywany był w pięknym miejscu – w Nicei położonej na Lazurowym Wybrzeżu. Kate mogła więc poczuć się jak na urlopie wpadając do studia między opalaniem się a kąpaniem w ciepłym morzu. W rzeczywistości artystka pracowała nad nim ciężej niż w przypadku poprzedniego wydawnictwa. Nauczona doświadczeniem zdobytym podczas tworzenia “The Kick Inside” postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i towarzyszyła Andrewowi Powellowi przy produkcji swoich piosenek. Nie była jednak tak odważna jak przy kolejnych płytach, dlatego też “Lionheart” wydaje się być albumem bezpiecznym, mało odkrywczym i ani trochę nieeksperymentalnym. Charyzma i talent Bush sprawiły, że mimo wszystko tych popowych kawałków słucha się nieźle.

Do najlepszych nagrań z tego krótkiego (jedynie dziesięć kompozycji) krążka zaliczyć mogę piosenkę, którą Kate umieściła na początku albumu. “Symphony in Blue” ujęło mnie melodyjnym refrenem i pięknymi wokalizami. Głos Brytyjki z całą mocą rozbrzmiewa we wpadającym w ucho “Wow”, utworze, który charakteryzuje się filmowym klimatem. Zachwyca melancholijna, delikatna ballada “Oh England My Lionheart”. Dobrze słucha się żywiołowego, wspartego gitarami i ekspresyjnym wykonaniem Kate “Fullhouse” oraz wyróżniającego się obecnością chórku i opowiadającego o homoseksualizmie “Kashka from Baghdad”. Nie sposób przejść obojętnie obok kabaretowego, tak niepasującego do reszty albumu “Coffee Homeground” oraz zaskakującego, odznaczającego się rockowym sznytem “Hammer Horror”.

Nie ma na “Lionheart” kompozycji, które zaliczyć mogłabym do grupy najgorszych nagrań w karierze Kate. Jednak średnie wrażenie robią na mnie takie piosenki jak disney’owskie i za banalne “In Search of Peter Pan”, gitarowe “Don’t Push Your Foot on the Heartbrake” oraz ballada “In the Warm Room”, która zadziwia minimalizmem nie tyle w kwestii muzycznego podkładu, co, niestety, emocji.

Wydaje mi się, że gdyby Kate Bush dostała trochę więcej czasu na przygotowanie swojej drugiej płyty, moglibyśmy otrzymać wydawnictwo dużo lepsze. Chociaż na “Lionheart” więcej piosenek przypadło mi do gustu niż na “The Kick Inside”, razi mnie nieco brak spójności. Swoimi pomysłami Kate mogłaby obdarować niejedną wokalistkę. Piosenki są różnorodne, ale w zasadzie nie wiemy, o jaki efekt artystce chodziło. Warto jednak sięgnąć po ten krążek by przekonać się, jak wyglądał pop w latach 70.

9 Replies to “#573, 574 Kate Bush “The Kick Inside” (1978) & “Lionheart” (1978)”

  1. To już któryś raz z kolei kiedy czytam recenzje całkowicie zachwalającą Kate Bush a mimo to wciąż nie mogę się do niej przekonać. Oczywiście znam kilka utworów, ale nigdy nie zapadły mi na dłużej w głowie. Być może nie mój gatunek 😉

  2. Witam! Po pierwsze – duże pochwały za bloga, widać, że włożyłaś dużo pracy, rzeczy, które recenzujesz są bardzo zróżnicowane, ale fajnie uporządkowane 🙂 Ja dopiero zaczynam przygodę z blogiem muzycznym, ale na pewno Twój będzie jedną z inspiracji.
    Co do Kate Bush, bardzo cenie jej wokal, ale jednak nie do końca jest to mój styl muzyczny. Spróbuję jednak posluchać tej płyty, może coś się zmieni 🙂
    http://improvisation-no11.blogspot.com Zapraszam!

Odpowiedz na „Aga_12Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *