#609 Selena Gomez “Revival” (2015)

Życie lubi zaskakiwać. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że znana z bujania się na betonowej kuli Miley Cyrus nagra tak nowatorski album jak “Miley Cyrus & Her Dead Petz”, kazałabym zgłosić się tej osobie na badania psychiatryczne. Czułam się też skołowana, kiedy przed rokiem otrzymaliśmy od Seleny Gomez kompozycję “The Heart Wants What It Wants”. Jak to? Jedna z najbardziej plastikowych gwiazdek młodego pokolenia była w stanie nagrać tak dojrzały, leżący daleko od krainy kiczu utwór? Świat chyba stanął na głowie… I na razie ani myśli wrócić do poprzedniego stanu, bo swoją premierę miała nowa płyta Gomez, która pokazała, że muzyka wokalistki trafiła w końcu na właściwe tory.

Selena, jak niemalże każda gwiazda zdobywająca sławę w serialach i filmach Disney’a, szybko weszła do studia pracować nad własnymi piosenkami. Kontrakt z Hollywood Records zobowiązywał Amerykankę do nagrywania piosenek prostych i niewymagających. Popowych, tanecznych i trudnych do zniesienia dla słuchacza, który od muzyki oczekuje czegoś więcej. Jednak każdy prędzej czy później dojrzewa i ani myśli bawić się dalej w tak głupiutkie kawałki jak “As a Blonde” czy “Forget Forever”. Na do widzenia Selena wydała kompilację “For You” a pod skrzydłami nowej wytwórni przygotowała płytę, która powinna być jej debiutem.

W wywiadach wokalistka powtarzała, że “Revival” inspirowany jest pamiętnym “Stripped” Christiny Aguilery. Może muzyczne stawianie płyty Gomez obok wydawnictwa Xtiny jest przesadą, jednak krążki są pierwszymi albumami obu gwiazd, bazującymi na szczerości i skupiającymi się na odsłanianiu osobowości. Miejsce electropopu i dance popu zajął pop zmieszany z minimalistycznym r&b i lekką elektroniką. Selena odstawiła na półkę płyty Britney Spears, Lady Gagi i Rihanny i zwróciła swoje uszy w kierunku m.in. Ciary, Janet Jackson i Tinashe.

I feel like I’ve awakened lately, the chains around me are finally breaking, I’ve been under self restoration (PL: Czuję, jakbym obudziła się niedawno, łańcuchy wokół mnie w końcu pękają, odbudowywałam swoją osobowość)

śpiewa Selena w zgrabnym, synthpopowym utworze “Revival”. Tekst piosenki nie należy do odkrywczych. Podobne nagranie ma chyba każdy artysta, który odważył się rozwinąć skrzydła i postawić na swoim. W przypadku Gomez, jak się za chwilę okaże, nie są to słowa rzucone na wiatr.

Płytę “Revival” zwiastowała utrzymana w średnim tempie piosenka “Good For You”. Nie przesadzę, kiedy określę ją mianem najlepszej kompozycji w karierze młodej wokalistki. Łatwo się w tym numerze zakochać. Kobiece, delikatne dźwięki spod znaku PBR&B świetnie komponują się z niespiesznym rapem A$AP Rocky’ego, a klimat i budowa utworu przywodzą mi na myśl “Let Us Move On” Dido i Kendricka Lamara. Do najlepszych utworów na albumie należy również pulsujące, ciekawie zaśpiewane “Hands to Myself”, które równie dobrze trafić by mogło na krążek Ariany Grande. Bardzo dobre wrażenie zostaje po przesłuchaniu zagranej na pianinie ballady “Camouflage” (melodia ładnie współgra ze słodką barwą głosu Gomez) oraz “Body Heat”. Ta lekko orientalna, taneczna kompozycja z wplecioną gdzieniegdzie latynoską gitarą i dźwiękami imitującymi dęciaki jest najciekawszym nagraniem na “Revival”.

Pozostałe piosenki to numery, które oznaczyć możemy jako “dobre”. W każdym razie brzmiące o wiele lepiej niż starsze dokonania Seleny. Podszyte tanecznym bitem, wakacyjne utwory “Kill ‘Em With Kindness” i “Survivors” są piosenkami, które mogłyby nieco namieszać na listach przebojów. O ile jednak pierwsza z propozycji zwraca moją uwagę gwizdaną melodią, tak jej koleżanka nie ma się niestety czym pochwalić. Przyjemnie słucha się popowego, ale z pewną porcją elegancji “Same Old Love”. W ucho wpada kołyszące, inspirowane erą disco “Me & the Rhythm”. Na zakończenie warto zostawić sobie ni to taneczne ni balladowe “Sober” oraz z początku spokojne “Rise”, które posiada żywiołowy, chóralny refren, w którym Selena bawi się w rapowanie.

“Revival” jest ogromnym krokiem na przód zrobionym przez Selenę Gomez. Zmiana otoczenia zdecydowanie wyszła wokalistce na dobre. Jest ona dziś nie marionetką, lecz artystką, która angażuje się w tworzenie swojej muzyki, a nie jedynie podpisuje byle co własnym nazwiskiem. Sprawia to, że “Revival” polecać mogę nie tyle dotychczasowym sympatykom Seleny, co osobom, które do dziś patrzyły na Gomez z politowaniem. Ta płyta nieźle się broni.

16 Replies to “#609 Selena Gomez “Revival” (2015)”

  1. Od jakiegoś czasu byłam sceptycznie nastawiona do Seleny, te jej single mi nie podchodziły, ale może się skuszę i zamknę się z tą płytą na kilka dni. Wtedy sobie wyrobię opinię.

  2. Selena Gomez nie ma głosu i nie potrafi śpiewać. Słychać to wyraźnie na “The Heart Wants What It Wants”, gdzie najtrudniejsze frazy wyśpiewywane są z pomocą syntezatora. Pomimo, ze kawałek nie jest najgorszy, to szybko daje o sobie zapomnieć. I taka też jest jej cała twórczość. Nic specjalnego, na jeden raz.

  3. Chciałbym napisać coś pozytywnego o Selenie Gomez, ale nie mogę. Niczym mnie dotychczas nie zaskoczyła. Właśnie przesłuchuję ją na Spotify (mimo wszystko, zachęciłaś mnie 😉 ), ale nie, dziękuję, dalej za dużo plastiku 😀 Pozdrowienia! 🙂

  4. Póki co utknęłam na 3 pierwszych albumach Seleny, ale zamierzam przesłuchać następnie, również ten najnowszy. Ten szczególnie mnie interesuje, ponieważ oglądałam jeden czy dwa teledyski i utwory na tyle mnie zaciekawiły, żeby sięgnąć po całość 🙂

  5. Płyta jest świetna, kocham Survivours całym serduszkiem. Już Same Old Lovr sprawiło, że strasznie czekałam i nie zawiodłam się, naprawdę. Selena naprawdę dała radę, pierwszy raz przekonała mnie muzyką.

  6. Nie jest to dokładnie to, czego oczekiwałem (lekko się rozczarowałem, jeśli mam być szczery), ale i tak jest to jej zdecydowanie najlepszy album, no i zmiażdżyła swoją koleżankę, Poot Lovato.

    Me & the Rhythm albo Me & My Girls na singla <3

Odpowiedz na „Zuzanna JanickaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *