#626 The Supremes “Merry Christmas” (1965)

Chęć podejrzenia, jak Boże Narodzenie celebrowało się w przeszłości, zaprowadziła mnie do kolejnej płyty z lat 60. Jednak o ile z Johnnym Cashem i jego “The Christmas Spirit” wylądowałam w klimatach amerykańskiego południa, tak girlsband The Supremes zabiera mnie na Północ do rodzinnego Detroit i pokazuje święta w stylistyce legendarnej wytwórni Motown.

Florence Ballard, Diana Ross i Mary Wilson, trójka utalentowanych Amerykanek, wspólnie śpiewać zaczęły w latach 50. Najpierw działały jako The Primettes, po rozpoczęciu współpracy z wielką wytwórnią zmieniły “szyld” na The Supremes. Girlsband szybko zdobył popularność, lansując takie przeboje jak “Where Did Our Love Go”, “Stop! In the Name of Love” czy “Back in My Arms Again”. Dziewczyny nagrywały prawie bez przerwy. Świąteczna płyta, zatytułowana po prostu “Merry Christmas”, była ich czwartym wydawnictwem, jakie ukazało się w 1965 roku. Jak po pięćdziesięciu latach brzmi ten album?

The Supremes prezentują nam swoje wersje bożonarodzeniowych klasyków, nie siląc się jednak na wykonywanie tradycyjnych kompozycji pokroju “O Holy Night” czy “O Little Town Of Bethlehem”. Zamiast nich otrzymujemy chociażby “Rudolph the Red-Nosed Reindeer” i “My Favorite Things”. Pojawiają się także piosenki, które nigdy wcześniej nie wpadły mi w ręce. Ich przedstawicielami są np. “Children’s Christmas Song” i “Born of Mary”.

The Supremes witają nas napisaną w latach 40. kompozycją “White Christmas”. Powolne wykonanie, klasyczna melodia i pojawiające się co i rusz dzwoneczki przypominają mi, że (jednak) idą Święta. W podobnym tonie utrzymane jest “Silver Bells”. Prostszą, ale piękniej wykonaną piosenką (te wokalne harmonie!) jest “Born of Mary”. Chociaż początek albumu zaskakuje swoim poważnym i dystyngowanym nastrojem, znika on wraz z uroczym utworem “Children’s Christmas Song”, w którym girlsbandowi towarzyszą dziecięce głosy, a całość brzmi jakby nagrana została w przedszkolu.

Beztroskim klimatem charakteryzują się musicalowe “My Christmas Tree” i “My Favorite Things”. Utrzymane w szybszym tempie i wspierane dęciakami “Rudolph the Red-Nosed Reindeer” byłoby idealnym muzycznym podkładem do dobrego świątecznego filmu familijnego. Baśniowo-popowo brzmi “Santa Claus Is Coming to Town”, choć przyznam, że bliższa jest mi retro wersja tej kompozycji w wykonaniu Franka Sinatry czy The Andrews Sisters (feat. Bing Crosby). “Twinkle Twinkle Little Me” to powrót błogich, lekkich jak płatki śniegu melodii. Dwie ostatnie piosenki zawarte na “Merry Christmas” podobają mi się najmniej. “Little Bright Star” zwyczajnie nudzi, nie zachwycając ani wykonaniem, ani samym pomysłem. W kościelnym “Joy to the World” zabrakło zaś tej tytułowej radości.

“Merry Christmas” girlsbandu The Supremes nie jest płytą nie wiadomo jak ambitną czy zajmującą. Za to bardzo naturalną i niewymuszoną. Momentami refleksyjną, lecz częściej dzielącą się ze słuchaczami radością i uśmiechem. Mimo upływu lat dobrze się jej słucha, ale widocznie już taki urok świątecznych piosenek nagranych kilka dekad temu. Po “Merry Christmas” warto sięgnąć również dlatego, by przekonać się, jak w latach 60. brzmiała muzyka pop.

7 Replies to “#626 The Supremes “Merry Christmas” (1965)”

  1. Lubię ich piosenki, chociaż nie wzbudzają jakiegoś większego zachwytu. Może zrecenzujesz płytę Troye Sivana? 🙂

  2. Kompletnie nie kojarzę tego girlsbandu, ale lubię lata 60’te w muzyce, więc może się skuszę.
    No i widzę nowy wygląd. 🙂 Kurde… Przywykłam do starego. 🙁

  3. “Santa Claus is Comin’ to Town” to jeden z tych świątecznych klasyków, które uwielbiam i podoba mi się w prawie każdej wersji. “White Christmas” już mniej.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „Zuzanna JanickaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *