#636 Rihanna “ANTI” (2016)


Dawno już żaden album tak nie rozgrzewał popowego świata jak ósme studyjne wydawnictwo Rihanny. Plotek o nim było co niemiara. Gdyby wszystkie zebrać do kupy, okazałoby się, że płyta tworzona była przez dziesiątki producentów i songwriterów, znalazła się na niej niezliczona liczba utworów, a ona sama ukazywała się co tydzień. Barbadoska gwiazda wystawiła cierpliwość swoich fanów na wielką próbę, wydając longplay ponad trzy lata po poprzednim, i drocząc się z nimi, publikując co jakiś czas nowe single. W końcu “ANTI” ujrzało światło dzienne i każdy może sobie odpowiedzieć, czy płyta zawiera muzykę, jakiej oczekiwaliśmy.

No właśnie – czego dokładnie oczekiwaliśmy? Kolejnych piosenek hulających po listach przebojów i rozgrzewających parkiety pokroju “Only Girl (in the World)” czy czegoś ambitniejszego, co udowodniłoby niedowiarkom, że Rihannę da się lubić?

Trzy ostatnie albumy wokalistki (“Loud”, “Talk That Talk”, “Unapologetic”) były jednym wielkim bałaganem. Rihanna kombinowała z brzmieniem, sprawdzając, w czym czułaby się najbardziej komfortowo. Czasem więc serwowała niezłe balladki postaci “Stay”, “Drunk on Love” i “California King Bed”. Innym razem bawiła się EDM (“Right Now”, “We Found Love”, “Where Have You Been”), r&b (“Loveeeeeee Song”, “What’s My Name”), reggae (“Man Down”, “No Love Allowed”), trapem (“Pour It Up”) czy najzwyklejszym popem (“Diamonds”, “Complicated”). “ANTI” jest jej najspójniejszym albumem od pamiętnego (rewelacyjnego!) “Rated R”. Nie jest to już nieprzemyślany zbiór kilkunastu kompozycji, lecz płyta, którą można (a nawet wypada) słuchać od A do Z.

I got to do things my own way, darling

śpiewa Rihanna w otwierającym album nagraniu “Consideration”, dając do zrozumienia, że przyszła pora na nowe porządki. Piosenka, będąca duetem z debiutującą wokalistką SZA, opiera się na przybrudzonych, czarnych dźwiękach. Nowoczesny utwór jest jednym z najmocniejszych punktów “ANTI”. W bardziej tradycyjną stronę zmierzają spokojne, zahaczające o neosoul interlude “James Joint” oraz łączące r&b i pop, balladowe “Kiss It Better”, charakteryzujące się przebijającą się w tle gitarą elektryczną. Obie piosenki są niezłymi kawałkami, choć dalsza część albumu przedstawia się ciekawiej.

Do gustu przypadł mi nieco monotonny, ale starannie wykonany singiel “Work” z gościnnym udziałem Drake’a. Zachwyca mroczne, flirtujące z trip hopem “Desperado”. W pamięci zostaje zdeformowane “Woo”, któremu warto dać szansę, bo za pierwszym razem może wydawać się asłuchalne. Świetnie wypadają także wyprodukowany przez DJ Mustarda, utrzymany w średnim tempie popis PBR&B “Needed Me” oraz zmysłowe, zabarwione romantyczną nutą “Yeah, I Said It”. Największym zaskoczeniem (i zarazem najlepszym utworem na “ANTI”) jest “Same Ol’ Mistakes”, będące coverem “New Person, Same Old Mistakes” z ubiegłorocznej płyty Tame Impala “Currents”. Rihanna na szczęście nie zmieniła aranżacji, pozostawiając sunącą, lekko psychodeliczną i będącą miksem elektroniki, popu i rocka melodię, która wspaniale koresponduje z jej nietypową barwą głosu. Na takie piosenki warto było czekać te trzy lata.

Znajdujące się na końcu albumu utwory skręcają w stronę balladowych klimatów. Słuchając akustycznego “Never Ending” przed oczami staje mi ta niepozorna nastolatka, która kilka lat temu wyśpiewywała “Unfaithful”. Zaskakuje (w pozytywnym tego słowa znaczeniu!) retro “Love On the Brain”, które dzięki swoim inspiracjom latami 50. odnalazłoby się na debiutanckim albumie Amy Winehouse. Podziwiam wykonanie i cieszę się, że Rihanna pozwala wędrować swojemu wokalowi do zupełnie nowych krain. Z “Love on the Brain” koresponduje równie oldskulowe, skrzypkowe “Higher”. Nieco przekrzyczane, lecz ekspresyjne i będące piosenką, obok której obojętnie nikt przejdzie. Podstawową wersję “ANTI” zamyka zagrana na pianinie ballada “Close to You”. Nie grzesząca wprawdzie oryginalnością, ale będąca naturalnym, emocjonalnym numerem dla wrażliwców.

Przez dziesięć lat, jakie już minęły od pojawienia się Rihanny na scenie, wokalistka zyskując ogromną popularność, zyskała i wolność, którą przy okazji “ANTI” umiejętnie wykorzystała. Mamy tu do czynienia z podobną sytuacją, jaka miała miejsce w ubiegłym roku. Miley Cyrus również porzuciła bezpieczne, popowe rejony i, co tu dużo mówić, zaszalała. U Rihanny ta rewolucja jest wprawdzie mniejsza, ale równie imponująca. Nowe wydawnictwo Barbadoski nie jest albumem, z którego wylansowanych zostanie kilka hitów. Nie można mieć wszystkiego, a jeśli ja miałabym wybierać, to zdecydowanie bardziej cieszę się na niemainstreamowe “ANTI”, niż kolejne “Loud”.

20 Replies to “#636 Rihanna “ANTI” (2016)”

  1. Moim ulubionym albumem Rihanny nadal pozostaje “Rated R”. Na “ANTI” jako tako podobają mi się raptem trzy piosenki. Mimo tego, że przesłuchałem, jak sugerujesz, od A do Z i to w wersji Deluxe, całość spłynęła po mnie bez wielkiego szału i niewiele pozostało mi w pamięci.

    Odnośnie LION BABE, to już Ci odpisałem u siebie, więc nie będę się powtarzać 😉

    Pozdrowienia, Bartek

    http://bartosz-po-prostu.blog.pl

  2. Jestem zachwycona tym albumem, cieszy mnie to, że większość artystów obecnie podąża już ta lepszą drogą, Riri zachwyca w tym roku. :3

    Pozdrawiam muzyczne-opinie.blogspot.com 🙂

  3. Zaskoczyła mnie tą płytą w pozytywnym sensie. nie wiedziałam wcześniej czego się spodziewać… jakby wydała kolejne LOUD to bym nieźle się na nią wkurzyła. Jednak moim numerem jeden z jej dyskografii wciąż pozostaje RR.

    1. Po dwóch piosenkach nie można patrzeć przez pryzmat całości.Ta płyta akurat jest niemal wybitna,więc powinnaś najpierw na nią zerknąć,a potem dopiero (ewentualnie) oceniać.

      1. Stawianie słów “wybitna” i “Rihanna” obok siebie to niemal zbrodnia przeciw ludzkości, więc zamilcz, proszę.

        1. Ja do przesłuchania tej płyty rzeczywiście myślałam tak samo.Jednak jestem zdania,że w życiu nie warto czegoś oceniać,jeśli się tego dobrze nie zna,więc postanowiłam przesłuchać i się nie zawiodłam.

  4. Ten album jest olbrzymim zaskoczeniem. Najbardziej do gustu przypadły mi “Love on the Brain”, “Same Ol’ Mistakes”, “Higher”, “Consideration”, “Kiss It Better”.

    Pozdrawiam, Namuzowani

  5. Czekalem na twoja ocene tego albumu. To teraz moge spokojnie zaczac sluchac nowej Rihanny, bo musze sie przyznac ze jeszcze nie mialem okazji posluchac tego wydawnictwa, poza oczywiscie singlowym “Work”.
    coffeecharts.blogspot.com

  6. Krytycy chwalą, fani mają niezadowolone miny. Rihanna przyzwyczaiła, że nagrywa radiowe przeboje i takiej też płyty wielu ludzi się spodziewało i to jest jej największą wadą. Dla mnie płyta dobra. Nie nudzi, ciekawy klimat, solidne utwory, choć brakuje mi tego jednego kawałka w stylu “We Found Love”.

Odpowiedz na „AnonimAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *