Relacja z koncertu Hurts

Kiedy kilka miesięcy temu koleżanka rzuciła hasło, że mogłybyśmy iść na koncert Hurts, byłam nieco do tego pomysłu sceptycznie nastawiona. Muzyka Adama i Theo dawno już przestała robić na mnie duże wrażenie. Koncert to jednak coś zupełnie innego. W efekcie wyszłam z niego z podobnymi odczuciami co większość widowni: “ja chcę jeszcze raz”.

Hurts kochają Polskę. Z wzajemnością. Udowodnili to nie tylko dając świetne show (o którym za momencik napiszę), ale i zgadzając się na rozdawanie autografów. Kolejka w Starym Browarze ustawiała się od wczesnych godzin, a miejscowy Empik przeżywał prawdziwe oblężenie po wystawieniu płyt chłopaków w miejscu, którego nie dało się nie zauważyć. Business is business. Dzięki narzuceniu kilku zasad (m.in. jedna osoba – jedna rzecz do podpisania) rozdawanie autografów poszło niezwykle szybko i sprawnie. Mogę więc się dziś cieszyć ze śladu, jaki Theo i Adam zostawili w booklecie albumu “Happiness”.

Przed i po

Wydawało mi się, że popularność brytyjskiego duetu w ostatnim czasie zmalała. Kolejne płyty nie osiągały takich nakładów, jak “Happiness”. Brakowało też przebojów na miarę “Wonderful Life”. Nie przeszkadza to jednak Hurts w gromadzeniu publiczności, jakiej niektórzy starsi stażem artyści tylko mogą pozazdrościć. Poznański koncert wyprzedał się dość szybko. Parę wejściówek zostało na warszawskie, marcowe show.

Duet przyjechał do Polski w ramach promocji swojej trzeciej studyjnej płyty “Surrender”, która do sprzedaży trafiła w drugiej połowie 2015 roku. Zanim jednak Hurts pojawili się na scenie, na pół godziny słuchaczami postanowiła zaopiekować się K Bleax. Zdziwiło mnie, że wokalistka jest… Polką. Sądziłam, że to zagraniczna debiutantka, która kieruje swoją muzykę do fanów elektronicznych, kobiecych melodii. Chociaż oficjalne wydała dwa single (“So Spiritual” i “Survival”), swój krótki występ dopełniła materiałem z nadchodzącej płyty.

Równo wpół do dziewiątej dobiegły nas dźwięki intra “Surrender”, które płynnie przeszło w dobrze przyjęty singiel “Some Kind of Heaven”. Przez kilkadziesiąt pierwszych sekund Theo (wokal) i Adam (gitara, klawisze) grali zza wielkiej firany, która efektywnie została opuszczona w dół podczas refrenu, zmniejszając dystans między zespołem a słuchaczami.

“Some Kind of Heaven” nie było – łatwo przewidzieć – jedyną kompozycją z “Surrender”, czyli płyty, która nieco podkopała moją wiarę w duet. Koncerty jednak mają to do siebie, że wszelkie uprzedzenia potrafią zniknąć, zostawiając miejsce dobrej zabawie. Tym bardziej, że utwory z nowego albumu Hurts stworzone zostały do tego, by nasze nogi nie postały długo w miejscu. Co zespół nam zaprezentował? Oprócz wcześniej wspomnianych piosenek usłyszeliśmy jeszcze sześć nowości. Nieźle wypada wersja live “Why”, mocniejsza aranżacja “Weight of the World” czy singlowe “Rolling Stone” i “Lights”. Pozytywnym zaskoczeniem było kapitalne wykonanie “Wings” oraz szlachetniejsze oblicze “Nothing Will Be Bigger Than Us”.

Gdy kilka tygodni temu przeglądałam setlisty z koncertów Hurts z innych miast, zauważyłam śladowe ilości piosenek z mojego ulubionego krążka duetu – “Exile”. W Poznaniu Theo i Adam przypomnieli jednak “Sandman”, “Somebody to Die For” oraz porywające “Miracle”. Nie mniejszym wzięciem niż “Surrender” cieszyła się debiutancka płyta Brytyjczyków, “Happiness”, która w Polsce szybko stała się bestsellerem. Duet musi mieć do niej niezwykły sentyment, bo aż osiem kompozycji zagranych podczas koncertu pochodziło z niej. Nie zabrakło więc “Sunday”, “Better Than Love” i “Blood, Tears & Gold”. Pojawiły się także balladowe “Illuminated” (wsparte światełkami z naszych telefonów, rozjaśniających halę) oraz dwa nie-singlowe kawałki (“Evelyn” i nie często wykonywane “Affair”). Nawet jeśli komuś udało się cały koncert przespać, nie sposób było nie obudzić się na chóralnie odśpiewanym “Wonderful Life” oraz “Stay”, które pięknie zamknęło cały występ.

Koncert byłby tylko koncertem, gdyby nie kilka szczegółów, które uczyniły te show takim, które będę pamiętać do końca życia. Przede wszystkim spisała się publiczność, która w większej mierze składała się z osób, które faktycznie wiedziały, po co wyszły w niedzielę z domu. Mało kto stał bez ruchu w miejscu. Hurts nie urządzali sobie wprawdzie długich pogadanek, ale co jakiś czas dawali nam odczuć, że koncert dla polskiej publiczności to dla nich przyjemność. A ta lubi zaskakiwać swoich ulubionych wykonawców. Długo nic nie przebije reakcji Theo, który po zobaczeniu rzeszy kartek z napisem “Hurts Are Our Wings” wypuścił z ręki mikrofon.

Show, jakie duet dał w Poznaniu, po raz kolejny mi pokazało, że czasem nie warto kierować się tym, co słyszymy z głośników, bo wersje live wielu piosenek są od nich lata świetlne do przodu. Słuchanie w domowym zaciszu płyt Hurts nieco mnie męczy, ale ich koncertowe postacie potrafią powalić na kolana. Są mocniejsze, odważniejsze, zaśpiewane z większą pasją.

SETLISTA

Surrender (intro)
Some Kind of Heaven
Miracle
Why
Somebody to Die For
Weight of the World
Blood, Tears & Gold
Evelyn
Illuminated
Affair
Rolling Stone
Lights
Sunday
Sandman
Wonderful Life
Better Than Love
Wings
Nothing Will Be Bigger Than Us
Stay

Wasza ulubiona dziennikarka z autografami od Theo i Adama 😉

 

5 Replies to “Relacja z koncertu Hurts”

  1. Faktycznie słuchanie ich dłużej męczy, dlatego ciekaw jestem ich wykonów na żywo. Miło słyszeć, że wracają z chęcią do Polski i lubią tu grać.

Odpowiedz na „~T.K.Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *