#644 John Legend “Love in the Future” (2013)

John Legend, laureat Oscara, posiadacz Złotego Globu i dziesięciu nagród Grammy, powrócił w 2013 roku po pięciu latach przerwy z nowym albumem. Mało jednak czasu poświęcił na słodkie nicnierobienie, bo w międzyczasie zdążył nagrać z The Roots pełen znakomitych coverów krążek “Wake Up!” i zaśpiewać u boku takich artystów jak Kanye West, Stevie Wonder, Melanie Fiona, Snoop Dogg i Herbie Hancock. W międzyczasie znalazł chwilę na miłość. Zaręczył się i nagrał płytę o swoim szczęściu.

“Męska Alicia Keys” ze swoim czwartym albumem “Love in the Future” doceniona została nie tylko przez krytyków, ale i słuchaczy, którym szczególnie do gustu przypadła kompozycja “All of Me”. Wywindowali ją na szczyty list przebojów i sprawili, że stała się jednym z największych przebojów 2014 roku, zostawiając w tyle utwory o bardziej komercyjnej naturze (m.in. “Dark Horse” Katy Perry, “Shake It Off” Taylor Swift, “Summer” Calvina Harrisa).

Nad swoimi nowymi kompozycjami John Legend pracował z wieloma producentami, którzy umiejętnie dodawali do piosenek coś od siebie, nie burząc jednocześnie spójności albumu. W studiu nagraniowym artysta spotkał się m.in. z Kanye Westem, Davem Tozerem, Malay’em i The Runners. Odwiedzili go także Rick Ross, Kimbra i Stacy Barthe, których usłyszeć możemy w konkretnych utworach.

Intro, noszące taki sam tytuł co recenzowana płyta, niejako podpowiada nam, w jakim nastroju będą nowe utwory Johna.

This is a new year for love, love in the future, not the love I lost (PL: to jest nowy rok dla miłości, miłości w przyszłości, nie dla miłości, którą utraciłem)

śpiewa Legend we wspaniałym, akustycznym wstępie, dając do zrozumienia, że ma za sobą czas, w którym miłość faktycznie dodawała mu skrzydeł i sprawiała, że nie miał ochoty na rozpamiętywanie poprzednich, nieudanych związków. Takich udanych, krótkich kawałków na albumie jest jeszcze dwójka. Słuchając wspomaganego trąbkami “What If I Told You?” czy soulowego “Angel” (z gościnnymi, doskonałymi wokalami Stacy Barthe) żałuję, że John Legend nie zdecydował się podciągnąć pomysłów i stworzyć z nich dłuższe utwory. Tym bardziej, że pozostałe piosenki udowadniają, iż muzyk miał za sobą twórczy i kreatywny okres.

“Love in the Future” zawiera wiele piosenek, którymi wokalista mnie do siebie przekonuje i sprawia, że chcę postawić sobie jego album na półce. Świetnie wypada utrzymane w duchu lat 70. “Open Your Eyes”, zawierającego sample z utworu o tym samym tytule autorstwa Bobby’ego Caldwella. Ciężko uwolnić się od pełnego pasji, ognistego “Who Do We Think We Are”, którego melodia opiera się na dźwiękach m.in. pianina, basu i klawiszy. Do najlepszych kompozycji nie sposób nie zaliczyć fortepianowej ballady “All of Me”; genialnej, retro-współczesnej produkcji Q-Tip’a “Tomorrow”; popisu zmysłowego r&b “Wanna Be Loved”; emocjonalnego “Dream” i musicalowego, balladowego “Hold on Longer”.

Pozostałe utwory tylko trochę im ustępują. John Legend serwuje nam chociażby pełne komercyjnego potencjału “The Beginning…”; zapadające  w pamięć “Save the Night” i inspirowane rockowymi balladami, stadionowe “You & I (Nobody in the World)”. Interesująco wypada końcówka albumu – innowacyjne, sięgające elektronicznych, mrocznych brzmień “Asylum” i będące ukłonem w stronę minionych dekad “Caught Up”. Najsłabszą kompozycją na “Love in the Future” jest syntetyczne, nowoczesne “Made to Love” (z chórkami tworzonymi przez Kimbrę), które wypada przy pozostałych piosenkach dość blado i nieciekawie.

Szesnaście piosenek na jednej płycie to dziś niespotykany widok. Szczerze przyznam, że obawiałam się, czy w połowie nie zacznę ziewać, bo John Legend nie wygląda mi na osobę chętną do muzycznych eksperymentów. Jego czwarty studyjny album, “Love in the Future”, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. To krążek wykonany starannie i ze swego rodzaju rozmachem.

4 Replies to “#644 John Legend “Love in the Future” (2013)”

  1. Może się zabiorę za ten album i przesłucham, chociaż zawsze podchodziłam do tego artysty z rezerwą. No i liczba szesnastu utworów i to jeszcze o miłości mnie lekko przeraża. 🙂

Odpowiedz na „AniaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *