Relacja z koncertu Mariah Carey

Są takie wiadomości, w które trudno uwierzyć. Dla mnie takową był news o polskim koncercie Mariah Carey, amerykańskiej diwy, twórczością której męczyłam was już nie raz. Informacja o jej pierwszym (!) i jedynym polskim show dostałam na najnudniejszym wykładzie ubiegłego semestru, z miejsca stając się najbardziej uśmiechniętą studentką na sali (co mogło wyglądać co najmniej podejrzanie). Nic nie mogło powstrzymać mnie przed pojawieniem się 11 kwietnia w krakowskiej Tauron Arenie. W końcu marzenia są po to, by je spełniać. Mam rację?

Mariah ma za sobą słodko-gorzki czas. Jej ostatni studyjny album (“Me. I Am Mariah. The Elusive Chanteuse”) był komercyjną klapą, a promujące go single przeszły bez echa. Jednocześnie cykl koncertów Amerykanki w Las Vegas cieszy się sporym powodzeniem. Tournee, podczas którego diwa wykonuje swoje największe przeboje, zawitało do Europy pod nazwą The Sweet Sweet Fantasy Tour. Carey, co warto odnotować, na Starym Kontynencie koncertuje pierwszy raz od czasu płyty “Charmbracelet”. Zapowiadała niespodzianki. A takową była na pewno setlista, na której zabrakło… “Vision of Love”. Na szczęście inne flagowe numery artystki się pojawiły.

Mariah Carey to prawdziwa diwa naszych czasów. Przyzwyczajona do luksusów. Latająca po świecie prywatnym samolotem z całą świtą. Mająca swoje wymagania i kaprysy. Lubiąca błyskotki (jej koncertowe kreacje pięknie lśniły). Żyjąca w swoim nieskazitelnym świecie. Słynąca z zamiłowania do kiczu. Sam początek koncertu był w stylu Mariah. Zwykłe wkroczenie na scenę nie jest dla niej. Wokalistka… wniesiona na nią została przez tancerzy, wykonując utwór “Fantasy” w podkręconej wersji. Na jakiś czas zostaliśmy jeszcze w świecie lat 90. (mój ulubiony okres w karierze artystki), bawiąc się przy tanecznym “Emotions” i wzruszając przy balladzie “My All”. Mariah zaśpiewała także urocze “Always Be My Baby” (prezentując filmiki ze swoimi dziećmi) oraz “I’ll Be There” z repertuaru Jacksons 5, zapraszając do duetu Trey’a Lorenza. Utwór zwieńczyło wyświetlone zdjęcie Carey z Michaelem Jacksonem. Zrobiło się sentymentalnie, jednak po chwili wrócił imprezowy klimat, a na scenie ubrana w czarny, obcisły kombinezon powróciła wokalistka. Przyśpiewując sobie “Touch My Body” otworzyła najdziwniejszą część swojego krakowskiego koncertu.

Kiedy zerknęłam na setlistę i zobaczyłam sporą grupkę kompozycji z XXI wieku, byłam przekonana, że każdą Mariah zamierza wykonać oddzielnie, wynagradzając tym samym Europejczykom fakt, że nie wpadła do nas promować występami takich płyt jak “E=MC²” czy “The Emancipation of Mimi”. A tymczasem przygotowano trwający kilka minut medley złożony z “Touch My Body”, “I Know What You Want”, “Obsessed”, “It’s Like That”, “Shake It Off”, “Loverboy”, “Heartbreaker”, urozmaicany fragmentami poszczególnych teledysków. Z jednej strony byłam zadowolona z takiego obrotu spraw, gdyż nie są to moje ulubione kompozycje Carey. Z drugiej jednak uważam to za pójście na łatwiznę.

Największe wrażenie zrobiła na mnie druga połowa występu, podczas której dostałam to, po co właściwie na koncert przyszłam – ballady. Od samego początku kariery Mariah udowadnia, że spokojne, emocjonalne kompozycje wychodzą jej jak nikomu innemu. W Krakowie usłyszałam te, które od lat są moimi ulubionymi. Artystka wykonała utwór Phila Cillinsa “Against All Odds (Take a Look at Me Now)”, wspaniałe “Hero” oraz entuzjastycznie przyjęte “Without You”. Mnie jednak najbardziej zachwyciły wzruszająca ballada “One Sweet Day” oraz “When You Believe” – utwór, który w latach 90. Carey nagrała z Whitney Houston.

Koncert wokalistki rozczarować mógł osoby, które spodziewały się wymyślnych efektów specjalnych, sztucznych ogni i innych dziwactw. Tymczasem Mariah postawiła na prostotę, pojawiając się na estradzie w towarzystwie zespołu i paru tancerzy. Tu chodziło o głos. O TEN pięciooktawowy głos. Mówi się, że w ostatnich latach Carey jest w gorszej formie wokalnej. W Polsce wypadła tak znakomicie (nie szczędząc nam różnych ozdobników, w tym i słynnego już rejestru gwizdkowego), że momentami miałam problem z rozpoznaniem, czy jeszcze śpiewa na żywo, czy już bawi się w playback. Zawiodły mnie nieco żywsze momenty. Mariah chodziła po scenie w tę i z powrotem, nie siląc się nawet na choćby krótki układ taneczny. Wpadką (przy tak wielkim obiekcie) był brak telebimów. Pozytywnie natomiast oceniam podejście artystki do publiczności. Nie jest zamkniętą w sobie osobą, lecz ma ciepłe podejście do ludzi.

Nie był to może występ, który określiłabym mianem “koncertu życia”, mimo to na zawsze zapamiętam to wydarzenie. Jestem szczęśliwa, że mogłam uczestniczyć w pierwszym (i być może jedynym) polskim show legendarnej Mariah Carey.


Zdjęcie z Facebooka Mariah Carey

SETLISTA

Fantasy (remix)
Emotions
My All
Always Be My Baby
I’ll Be There
Touch My Body, I Know What You Want, Obsessed, It’s Like That, Shake It Off, Loverboy, Heartbreaker (medley)
Against All Odds (Take a Look at Me Now)
One Sweet Day
When You Believe
Hero
Without You
Butterfly (outro)

Chciałam go wziąć do domu, ale był przyklejony od wewnątrz 🙂

6 Replies to “Relacja z koncertu Mariah Carey”

  1. Nikt mi się tak nie kojarzy ze zmanierowaniem i kompletną martwicą mózgu wywołaną sławą, jak Mariah…
    PS Tam powinno być, że kreacje “lśniły”, a nie “się lśniły”.

  2. Tak, marzenia są zdecydowanie po to, żeby je spełniać, ale z drugiej strony “be careful what you wish for” 😉 A jak już jesteśmy przy temacie “guilty pleasures”, to kiedyś specjalnie poleciałem na koncert Madonny. Chyba nie muszę mówić, jak to się dla mnie skończyło… 😉

    Pozdrawiam serdecznie,
    Bartek

    http://bartosz-po-prostu.blog.pl

  3. Też jestem ogromną fanką Mariah (chociaż mam nieco więcej lat co Ty, to tylko pokazuje jak długo już ją lubię). Byłam na koncercie i jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona. Bałam się, że będą niewypały, ale brzmiała naprawdę świetnie. Nawet jeżeli używała pół-playbacku to w momentach, w których śpiewała na żywo wypadała naprawdę świetnie. Żałuję, że tak mało piosenek up-tempo, ale wiem, że Mariah przed każdym koncertem miała robić research i śpiewać piosenkę, która była największym hitem w danym kraju. W Polsce był to Hero, nie bardzo lubiany przez samą artystkę, ale mimo to zaśpiewała go bardzo dobrze tym samym pokazując jak bardzo fani są dla niej ważni. Również żałuję, że nie było telebimów, byśmy mieli lepsze zdjęcia 😉 Ale wrażenia niesamowite i warto było się wybrać do Krakowa! PS: Moim uwielbianym albumem MC jest Butterfly i takiego r&b mi bardzo brakuje w dzisiejszych czasach.

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *