#661 Marilyn Manson “The Pale Emperor” (2015)

Widząc zbliżającą się liczbę 666* w numeracji moich recenzji, w głowie pojawiła mi się myśl dotycząca tego, o czyjej płycie mogłabym skrobnąć parę zdań. Na Briana Hugha Warnera, znanego jako Marilyn Manson, z miłą chęcią wiadro święconej wody wylałby niejeden ksiądz. Znany z kontrowersyjnego wizerunku artysta od lat konsekwentnie buduje swoją markę. Na koncie ma już wiele bestsellerów (m.in. album “Antichrist Superstar” z 1996 roku, który zakupiło ponad siedem milionów osób) oraz znanych nie tylko miłośnikom ostrzejszego  grania przebojów (“The Beautiful People”, cover “Tainted Love”). Płyta, którą dziś wam proponuję, to ostatni studyjny album Briana.

Do pisania recenzji “The Pale Emperor” siadłam z pozycji osoby, która nie zna poprzednich albumów Marilyna Mansona. I nie starałam się nawet tego zmienić, bo Amerykanin jest jednym z tych artystów, do których zbliżać się powinnam powoli. Wybór właśnie tej płyty nie był przypadkowy – będąc osobą, dla której Manson jest kompletnie obojętny, trafiłam na singiel “Third Day Of a Seven Day Binge”. Tak mnie zauroczył, że kiedy tylko było to możliwe, pochłonęłam “The Pale Emperor” w całości, nie zapominając umieścić wydawnictwa w zestawieniu najlepszych albumów 2015 roku. Mansonowi inspirowanie się bluesem naprawdę służy. Mam wrażenie, że złagodniał nieco jego wizerunek, choć w piosenkach często pojawiają się odniesienia do szatana, piekła, śmierci i samodestrukcji.

Płytę otwiera kompozycja “Killing Strangers”, która zainspirowana została opowieściami ojca wokalisty, służącego kilka dekad temu w amerykańskiej armii. Nie jest to najlepszy utwór na krążku, ale nie sposób nie docenić muzyki, będącej przeplatanką elektroniki i niespiesznego, niepokojącego rocka. W ostrzejsze klimaty celuje następna piosenka. W post punkowym “Deep Six” wrażenie robi dynamiczny refren, który kontrastuje z nieco spokojniejszymi zwrotkami.

Uwielbiam wracać do “Third Day Of A Seven Day Binge”, która oczarowała mnie swoimi ciężkimi riffami i bluesowymi naleciałościami. Dobrze słucha się lżejszego, utrzymanego w średnim tempie “The Mephistopheles of Los Angeles”, które jest… niesamowicie przebojowym kawałkiem. Do grona moich ulubieńców należą także “Warship My Wreck” oraz “Odds of Even”. Pierwsza z kompozycji potrafi wywołać dyskomfort u słuchacza, ale właśnie to przyczynia się do tego, że tak mi się podoba – nietrudno ją dzięki temu poczuć całym sobą. Przez niemalże cały utwór panuje złudny spokój, który w odpowiednich chwilach artysta burzy (choć, szczerze mówiąc, zrobić to mógł bardziej spektakularnie). Do opanowanych kompozycji należy także wspomniane “Odds of Even”, którego żółwi wręcz rytm tworzy cudowną mieszankę z posępnymi wokalizami Mansona.

Co jeszcze tytułowy blady cesarz skrywa? W sumie niewiele innych kompozycji, bo podstawowa wersja wydawnictwa zawiera zaledwie dziesięć piosenek (polecam deluxe, gdzie znajdziecie zaskakujące wersje kilku z nich). Warto sięgnąć po zwracające uwagę mówionym intrem “Slave Only Dreams to Be King”; mające coś z glam rocka “The Devil Beneath My Feet”; osnute mrokiem, psychodeliczne “Birds of Hell Awaiting” (świetne krzyczane momenty!) oraz posiadające intrygujący tytuł “Cupid Carries a Gun”.

Marilyn Manson wciąż jest postacią budzącą kontrowersje. Zapewne jest wiele osób odsuwających od siebie myśl, że mogłyby posłuchać jego muzyki, bo jej autorowi dziwnie z oczu patrzy (dosłownie), a on sam widnieje na wysokim miejscu listy postaci, które Kościołowi zawadzają. A może by tak pomyśleć o tym wszystkim jak o przedstawieniu, które kończy się z chwilą, gdy wciskany jest guzik stop? “The Pale Emperor” to dobry wybór na pierwsze spotkanie z twórczością Mansona. Podobają mi się odniesienia do bluesa, choć jeśli ktoś liczy na brzmienie a’la B.B. King, to może się zdziwić. Wokaliście bliżej do Jacka White’a, choć przegania muzyka pod względem drapieżności i ciemności przygotowanych melodii.

* Okazało się, że matematyczka ze mnie żadna i gdzieś kiedyś walnęłam się w numeracji recenzji. Udajemy, że 661 to nowe 666.

10 Replies to “#661 Marilyn Manson “The Pale Emperor” (2015)”

  1. Ha ha, świetny pomysł na uczczenie tej numerologicznej rocznicy! 🙂 Mansona słuchałem lata temu i zawsze wydawał mi się taką Madonną mroczniejszych brzmień 😉 Niby wszystko okej, ale nachalnie na pokaz. Mimo tego (tak jak i zresztą do Madonny) lubię do niego wracać i się czasami w tym blichtrze wytarzać 😉

    Pozdrowienia 😀

    http://bartosz-po-prostu.blog.pl

  2. Jeden z gorszych albumów z jakimi się spotkałam. Ani to mroczne, ani ładne, ani ambitne. A na dodatek po prostu źle zaśpiewane.

  3. Nigdy nie sądziłam, że doczekam się u Ciebie recenzji albumu Mansona. Naprawdę cudowna niespodzianka <3 Cały wpis przeczytałam z szerokim uśmiechem na ustach. Cieszę się, że album tak Ci się spodobał. Jak wiesz, u mnie jest on absolutnym TOP 1 ubiegłego roku.
    Zaskoczyło mnie to, że "Killing Strangers" opowiada o Hugh Warnerze. Z tego co wiem przez wiele lat o wojnie w Wietnamie w domu Briana po prostu się nie mówiło, a sama relacja ojca z synem nie należała do najlepszych. Od paru lat, a głównie od śmierci Barbary (matki Marilyna) podobno ich stosunki się poprawiły, całkiem niedawno mieli nawet wspólną, dość zabawną sesję. Wracając jeszcze do samego utworu, w jednym z wywiadów przeczytałam, że zaczyna się on tam, gdzie kończy się "Holy Wood". Coś w tym jest. Puść sobie 2-3 ostatnie piosenki z tego albumu a z pewnością zauważysz podobieństwo i może "Killing Strangers" jeszcze bardziej Cię do siebie przekona. To także niezły chwyt od strony marketingowej bo ostatnim naprawdę wyśmienitym albumem MM jest właśnie "Holy Wood" z 2000 roku. Ale słuchania całości póki co bym odradzała, może przytłoczyć Cię jego ciężka symbolika i oczywiście samo mocne brzmienie. Dalszą przygodę z Mansonem polecałabym kontynuować od "Mechanical Animals". Nie oczekuj jednak, że usłyszysz tam metalowe łojenie albo "brudnego" bluesa. Cała ta era poświęcona została największej inspiracji Marilyna – Davidowi Bowiemu. Widać to zarówno w ówczesnym image'u i symbolice jak i samej muzyce.

    Spodziewam się teraz masy hejtu w komentarzach, trudno 🙂 "Ludzie którzy mnie nienawidzą niech nienawidzą mnie jeszcze bardziej. Nie chcę ich uszczęśliwiać" – Marilyn Manson

    Pozdrawiam, Namuzowani

    1. A możesz mi powiedzieć czego dokładnie w nim nie lubisz? Wizerunku, wypowiedzi, teledysków, muzyki? Słuchałaś w ogóle jakiegokolwiek albumu? Wiesz, że każdy z nich prezentuje odmienne brzmienie? 😉

      Wiem, odpowiedzi się raczej nie doczekam 😀

  4. Nie słuchałam tego albumu, ale może kiedyś po niego sięgnę. Wbrew pozorom u Mansona nie ma aż tyle mocnych gitarowych brzmień, można wychwycić u niego inne inspiracje, ale mimo to Manson to przede wszystkim jego wizerunek. Dobrze ujął to Bartek – Manson jest taką Madonną mroczniejszych brzmień 😉

    Pozdrawiam 🙂

  5. Tak właśnie patrzę na tą notkę i liczbę w tytule, i już wiedziałam dlaczego znalazł się tu Manson :D. Płyty nie słuchałam, bo nie przepadam za jego wokalem, ale może akurat na tą się skuszę. Zobaczymy.

    U mnie pojawił się nowy post. Zapraszam.
    http://www.Rebelle-K.blog.pl

Odpowiedz na „AniaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *