#666, 667 Brodka “Clashes” (2016) & Rebeka “Davos” (2016)

Kiedy dziś oglądalność polskich muzycznych talent show utrzymuje się na niezbyt zadowalającym poziomie, na początku XXI wieku pojawienie się “Idola” wywołało niemałe emocje. Program wylansował sporo nazwisk, które po dziś dzień lepiej lub gorzej radzą sobie na rodzimej scenie. Nie do poznania zmieniła się Monika Brodka, która będąc nastolatką triumfowała w trzeciej edycji. Takie metamorfozy zdarzają się raz na długi czas. Polska wokalistka ponownie kieruje swoją muzykę do innej grupy odbiorców.

Początków Brodki na ma nawet po co wspominać. Popowe piosenki, radiowe przeboje. Sympatyczne, nieco naiwne, ale na dłuższą metę niezajmujące. Przełomem była “Granda”, do której doczepiono łatki płyty awangardowej i alternatywnej. Cóż to się nie działo! Album odbił się szerokim echem, zdobył kilka nagród i urósł do miana jakiegoś sacrum. Mnie krążek ten jednak nie zachwyca. Co nie udało się “Grandzie”, wyczynia “Clashes”. Brodka bez żalu porzuca polskie góry i udaje się w podróż, zatrzymując się na dłużej w USA i przygotowując płytę  pod okiem tamtejszych producentów.

Już pierwsza piosenka daje nam do zrozumienia, że Brodka zamknęła etap “Grandy” i wymyśliła siebie na nowo. Utkane z delikatnych, akustycznych nici “Mirror Mirror” olśniewa. Na uwagę zasługują przede wszystkim momenty, w których wokal artystki dosięga nas z oddali. Piosenka nie należy do przebojowych, czego nie można powiedzieć o singlowym “Horses”. Refren tego kawałka potrafi trzymać się mnie przez długie godziny. Po przesłuchaniu albumu jeszcze dwie kompozycji bez problemu zagnieżdżają się w pamięci. Pierwszą z nich jest “My Name Is Youth” – hałaśliwe, krzykliwe, garażowe granie zahaczające o punk. Druga to lekki, najbardziej popowy na “Clashes” kawałek “Up in the Hill”. Pogodna, słoneczna piosenka nie dorównuje jednak swoim albumowym znajomym.

Warto sięgnąć po charakteryzujące się mrocznym klimatem i pogrywającymi w tle bębnami “Can’t Wait For War”; gitarowe, nawiązujące do stylistyki shoegaze “Holy Holes” oraz wielogłosowe “Haiti” z pulsującą perkusją. Do grona moich ulubionych brodkowych utworów należy “Funeral”. Aranżacja tej kompozycji wspaniale współgra z intrygującym tekstem. Kościele organy i walczykowaty takt tworzą niepokojący obraz, choć nagranie nie należy do najmroczniejszych. Pięknie wokalistce wyszła także końcówka albumu. Spokojne punkty w postaci nuconego, zainscenizowanego na gitarę akustyczną “Kyrie”, marzycielskiego, filmowego “Hamlet” i zwracającego uwagę głównie wokalizami, onirycznego “Dreamstreamextreme” tworzą spójną, choć trudną w odbiorze tajemniczą trylogię.

“Clashes” jest płytą, która dzieli. Obok opinii niezwykle euforycznych pojawiają się i te o innym wydźwięku. Albumowi na pewno zarzucić można małą ilość chwil, które zostają w pamięci na długo. Komercyjny potencjał tego wydawnictwa jest niewielki, więc szybko ucichną głosy o tym, że Polka podbija zagraniczne rynki. Muzyka jednak broni się świetnie. “Clashes” potrafi wciągnąć, o czym sama przekonałam się jakiś czas temu. Cenię melancholijny i nieco smutny wydźwięk tego materiału. Ten spokój płynący z (prawie) wszystkich kompozycji sprawia wrażenie czegoś odrealnionego, magicznego. Na koniec chyba wypadałoby wymienić kilka artystek, do których twórczości podobna jest nowa Brodka, bo czymże jest recenzja “Clashes” bez tego? Dziennikarze prześcigali się w coraz to ciekawszych porównaniach (PJ Harvey, Björk, Lykke Li, Florence Welch, Bat For Lashes), lecz nie znajduje to pokrycia w piosenkach Moniki. Brodka to Brodka. Perfekcyjna jak nigdy wcześniej.

Duet Rebeka zadebiutował w 2013 roku prezentując album “Hellada”. Płyta, promowana takimi singlami jak “Fail”, “Unconscious” czy “Stars” (wykorzystane jakiś czas temu w ramówce TVN), jest wydawnictwem dość łagodnym i całkiem sympatycznym. Epka “Breath” z 2014 roku (zawierająca raptem dwa premierowe nagrania) pozwala sobie na większe eksperymenty. Jednak z każdym utworem Rebeki mam jeden problem – piosenki duetu lepiej brzmią na żywo, ujawniając wówczas swoją głębię i przebojowy charakter. Czy kompozycje zawarte na “Davos” też powstały z myślą o występach, czy może słuchanie ich w czterech ścianach da taką samą satysfakcję?

Płytę otwiera piosenka “The Trip”, której mięsisty, elektroniczny podkład świetnie kontrastuje z nieprzesadnie emocjonalnymi wokalizami Iwony. Zadziwia kolejna kompozycja, “What Have I Done”, która zwraca uwagę momentami dochodzącą do pewnej granicy obróbką wokalu Skwarek. To utwór, którego interpretację i analizę warto sobie odpuścić, pozwalając swoim myślom choć na chwilę odpłynąć od szarej rzeczywistości. Dwie pierwsze piosenki nie należą do zbyt przebojowych nagrań. Co innego “Falling”, które brzmi jak skrzyżowanie Kylie Minogue z czasów albumu “Fever” i Goldfrapp składających krążek “Head First”. Ten ukłon w stronę lat 80. bardzo przypadł mi do gustu. Do innych kawałków, które zachęcić mogą do zabawy, należą “Today”, “Promised Land” (ten podkład! majstersztyk) oraz “Białe kwiaty” (pierwsza polskojęzyczna piosenka duetu).

Więcej jednak na “Davos” mroczniejszych, ciemniejszych utworów. Świetnie słucha się miotającego się od melancholii ku klubowym klimatom “Perfect Man” oraz wyciszonego “The Wish”, które przez swoją baśniową atmosferę skłoniło mnie do zastanowienia się, jak w elektronicznym wydaniu brzmiałaby twórczość… Enyi. Warto sięgnąć także po “Wake Up”, intrygującym od pierwszej do ostatniej sekundy i będącym wariackim, zakręconym numerem.

Stylistycznie to, co otrzymaliśmy na “Davos”, nie odbiega od brzmień znanych z “Hellada”. Rebeka ponownie zanurkowali w świat elektronicznych, synthpopowych melodii, które na koncertach sprawdzają się świetnie. Druga płyta duetu prezentuje nam jednak mroczniejsze i bardziej melancholijne oblicze Iwony i Bartosza. Przedsmak tego otrzymaliśmy już na epce “Breath”. Kontynuacja wyszła zespołowi na dobre, a niewielka liczba utworów (dziesiątka) sprawia, iż krążek się niepotrzebnie nie dłuży.

7 Replies to “#666, 667 Brodka “Clashes” (2016) & Rebeka “Davos” (2016)”

  1. Wow, takiej oceny “Clashes” się nie spodziewałem! Nie zgodzę się jednak z Twoją opinią odnośnie początków Brodki – jak na radiowy pop były naprawdę dobre, zresztą single a reszta debiutanckiego albumu to inne kwestie. Najnowsze dzieło Moniki jednak czeka na moją motywację, pewnie po sesji sprawdzę. Póki co zacząłem ogarniać xxanaxx.

    Rebeką z kolei nie byłem nigdy zafascynowany. Cieszy mnie jednak boom na “Stars” – widać, że niewiele potrzeba DOBREJ POLSKIEJ MUZYCE, by zaistnieć w świadomości masowego odbiorcy.

    http://this-is-the-chart.blogspot.com/

  2. Zgadzam się z Twoją recenzją “Clashes”. Album jest znakomity, niesamowicie klimatyczny i po prostu wspaniały. Na chwilę obecną moje tegoroczne TOP 1 😉

    Pozdrawiam, Namuzowani

  3. Clashes to cudeńko! Perełka tego roku. Trudno mi było przekonać się do tego albumu, ale dzisiaj go uwielbiam. Kariera Brodki jest zadziwiająca-od przebojowej nastolatki z talent show do alternatywnej artystki. Świetny blog! Dobra robota! Korzystając z okazji zapraszam do siebie- holkamusic.blogspot.com Nowy post o polskich nastolatkach z Idola, którzy stworzyli kawał świetnej muzyki m.in Brodka 😀

  4. Dla mnie niestety nie da się nowej Moniki słuchać. Jak dla mnie zbyt mroczna i psychodeliczna. Taka muzyka to jednak nie moja bajka.

Odpowiedz na „~MrDmnAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *