#671 Beirut “No No No” (2015)

Nigdy nie byłem w Bejrucie, ale spodobała mi się chwytliwa nazwa tego miasta –  tak genezę nazwania swojej kapeli na cześć stolicy Libanu tłumaczy Zach Condon. Przeglądając płyty założonej dekadę temu grupy nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że do czynienia mam z… najbardziej geograficznym zespołem, jaki kiedykolwiek wpadł mi w ucho. “Brandenburg”, “Bratislava”, “Nantes” i “Santa Fe” to tylko kilka przykładów z muzycznego atlasu Amerykanów. W końcu od podróży wszystko się zaczęło, Zresztą ciągle ona trwa, zostawiając po sobie w 2015 roku nowy znak –  album “No No No”.

Wspomniane we wstępie podróże nie są podróżami “palcem po mapie” czy, dostosowując się do realiów XXI wieku, przez Google Earth. Założyciel zespołu Beirut mając 17 lat porzucił szkołę, wyjeżdżając… na Bałkany. Zachłysnął się tamtejszym folklorem, czego owocem był nagrany po powrocie do USA za małe pieniądze album “The Gulag Orkestar”. Zainteresowanie bałkańskim folkiem nie przeszło, lecz z czasem muzyka Beirut nabrała nowocześniejszego, indie folkowego sznytu.

Everything should be fine (PL: Wszystko powinno być w porządku)

takie słowa otrzymujemy od zespołu “na dzień dobry”. “Gibraltar”, piosenka, w której padają, to zaaranżowana głównie na gitarę akustyczną i klawisze sympatyczna propozycja, z której powiewa ciepły wiaterek, tworząc nastrój rozpoczynających się właśnie wakacji. Mniej pozytywnie odbieram tytułowe nagranie. Niby wpada w ucho, niby zwraca uwagę podgrywającymi dęciakami, ale sprawia wrażenie utworu, na który każdy miał dużo pomysłów, a nikt nie potrafił wypracować kompromisu. Świetnie za to brzmi następujące po “No No No” spokojne, bogatsze w instrumenty dęte “At Once”. Do gustu przypadła mi nowocześnie orkiestrowa aranżacja “August Holland” i aż szkoda mówić, że najsłabszym ogniwem kompozycji jest śpiewający jakby od niechcenia, bez zaangażowania Zach Condon. Chęci mu najprawdopodobniej zabrakło także w “As Needed” – zupełnie pozbawionej wokalu piosence, w której cała uwaga skupić się może na muzykach, m.in. chwytających za skrzypce i siadających do fortepianu.

Niewesołe wykonanie towarzyszy żywszemu kawałkowi “Perth”. Do nie jedyna szybsza, głośniejsza piosenka, jaką Beirut zostawili nam na koniec. Warto sięgnąć po kołyszące “Fener”, którego nie oszczędziła lekka zmiana tempa. Niełatwą, ale ciekawą kompozycją jest także “Pacheco”, wykonane na bluesową modłę i nagrane przy udziale niewielkiego chórku. Na koniec grupa zostawiła kolejną balladkę – “So Allowed”.

“No No No” jest płytą, która zapewnić ma Beirut nowych słuchaczy. A to wszystko dzięki prostszym, łatwiejszym w odbiorze melodiom, które zostawiają daleko za sobą bałkańskie inspiracje. Trochę mnie to jednak zmartwiło. “No No No” może być takim beirutowym “Wilder Mind” – zatraceniem własnego wypracowanego stylu oraz estetyki, która sprawiała, że słysząc jakiekolwiek starsze utwory amerykańskiej grupy od razu wiedziało się, kto daną piosenkę popełnił. Plusy? Przy czwartym wydawnictwie kapeli Zacha Condona bez trudu można się zrelaksować.

6 Replies to “#671 Beirut “No No No” (2015)”

Odpowiedz na „Arco IrisAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *