Open’er Festival 2016 – dzień czwarty

Słaby line up “na papierze”, jesienna, smutna pogoda, ogromne zaskoczenie, tańce, fajerwerki i osiemnaście zawałów serca – 2 lipca piętnasta edycja Open’er Festival przeszła do historii.

CHVRCHES

Gdyby ktoś mi powiedział, że spędzę czas na koncercie CHVRCHES (synth popowego zespołu ze Szkocji), kazałabym takiej osobie puknąć się w czoło. Muzyka dowodzonej przez uroczą Lauren Mayberry grupy nie przypadła mi do gustu. Wydaje mi się być nieco tandetna i denerwująca. Pozostanie na koncercie CHVRCHES nie było podyktowane ciekawością. Do głosu doszedł rozsądek,  który podpowiadał, że w tak niepewną pogodę lepiej nie ruszać się z Tent Stage (gdzie wcześniej występowali At The Drive In) i stać pod “parasolem”, jak zadaszenie określiła wokalistka grupy. Na dużo nie liczyłam – te słowa towarzyszyły mi zresztą także podczas występów dwóch kolejnych artystów czwartego dnia. I miło się zaskoczyłam. Wciąż muzykę CHVRCHES będę w domu trzymać z daleka od siebie, ale na koncercie przy takich numerach jak “We Sink”, “Empty Threat” czy “The Mother We Share” dobrze bawiłam się w niemałym tłumie sympatyków Szkotów.

PHARRELL WILLIAMS

Zabawa była słowem-kluczem do kolejnego koncertu. Pharrell Williams, multiinstrumentalista, producent i wokalista, pokazał wszystkim, co to znaczy show. Na scenie pojawił się w towarzystwie zespołu (ogromny plus za to, że nie puszczał muzyki z laptopa) oraz tancerek. Jeśli ktoś myślał, że przyjedzie wielka gwiazda, z obolałą miną odbębni koncert dla polskiej publiczności i zrobi to bez najmniejszego zaangażowania, powinien Pharrella natychmiast przeprosić. Williams, który częściej produkuje cudze piosenki niż nagrywa własne utwory (25 lat kariery i tylko dwie studyjne płyty!), przywiózł do Gdyni porcję numerów, które porywały do tańca. Wykonał nie tylko swoje najpopularniejsze kawałki (było i “Come Get It Bae”, i zagrane na bis “Happy”, i poruszające “Freedom”), ale przede wszystkim przeboje, których nie kojarzyłaby tylko osoba spędzająca kolejny rok w głuchej puszczy. Usłyszeliśmy więc “Blurred Lines”, “Drop It Like It’s Hot”, “Get Lucky” i fragmencik “Lose Yourself to Dance”. Łezka się w oku zakręcić mogła podczas krótkiego tanecznego pokazu, podczas którego za muzyczny podkład robił medley takich hitów jak “Hollaback Girl” Gwen Stefani czy “Milkshake” Kelis. Na chwilę zrobiło się sentymentalnie. Cały koncert był jednak wydarzeniem, podczas którego ani chwilę nie stałam w miejscu. Sam Pharrell to performer z krwi i kości, który nie zapomina o publiczności. Wciągnął kilka osób na scenę oraz co jakiś czas komplementował polskich widzów. We do it better!, parafrazując Williamsa. Bałam się tego koncertu (na papierze jako headliner Pharrell wyglądał słabiej w zestawieniu z Red Hot’ami czy LCD Soundsystem), a wyszłam z opinią, że właśnie uczestniczyłam w najlepszym show tej edycji Open’era. Ja chcę jeszcze raz!

GRIMES

Taneczny, imprezowy klimat nie obcy jest również koncertom Grimes – kanadyjskiej wokalistki.  Zanim jednak pospieszyłam w kierunku Tent Stage, nie mogłam nie zostać w zorganizowanej naprędce dwa dni wcześniej strefie kibica, gdzie reprezentacja Niemiec (której kibicuję od lat) mierzyła się z Włochami w rzutach karnych. Trwająca zaskakująco długo potyczka zakończyła się ostatecznie zwycięstwem mojej drużyny, ale emocji i nerwów było przy tym co niemiara. W doskonałym humorze udałam się na występ Grimes, tańcząc i ciesząc się ze świetnie spędzonych czterech dni oraz obserwując piękny pokaz sztucznych ogni, które o północy rozświetliły noc z okazji piętnastych urodzin festiwalu. Chociaż muzyka artystki zbiera świetne recenzje, ja niechętnie sięgam po takie krążki jak “Art Angels” czy “Visions”. Nie raz się już jednak przekonałam, że koncerty potrafią tchnąć nowe życie w pozornie nudne piosenki. Nie inaczej było z Grimes, której występ określić mogę jednym słowem – sztos. Genialna atmosfera, mocne, niedające ustać w miejscu aranżacje i świetne taneczne pokazy. Nie obyło się bez zaskoczeń. “Ave Maria” między takimi kawałkami jak “World Princess Part II” czy “Oblivion”? Tak! Grimes ma dobry kontakt z publiką, którą wprawiła w osłupienie wyznaniem “jestem nieśmiała”. Zupełnie po niej tego nie widać, tak jak po mnie nie było widać tego dnia zmęczenia. Z żalem opuszczałam teren festiwalu. Do zobaczenia za rok!

4 Replies to “Open’er Festival 2016 – dzień czwarty”

    1. Nie zwracałam na to uwagi. Ważniejsza dla mnie była dobra zabawa, a ją mi jego koncert dostarczył.

  1. Również podobało mi się na Pharrellu! Wybawiłam się za wszystkie cztery dni! Nie rozumiem skąd to rozczarowanie wśród festiwalowiczów.Przecież to było do przewidzenia, że będzie sobie “pomagał” playbackiem. Było fajnie,choć zapowiadało się fatalnie. Nie słucham zwykle takiej muzyki. Miałam zostać na chwilkę, zostałam na całym koncercie 😀

Odpowiedz na „~AgaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *