#674 Angel Haze “Back to the Woods” (2015)

Lil Kim nie może pogodzić się z tym, że jej kwadrans już minął, Nicki Minaj nie potrafi się zdecydować, czy chce nagrywać pod listy przebojów czy zadowalać fanów hip hopu, a Iggy Azalea zaczyna flopować nawet w duecie z Britney Spears. Przy ich dokonaniach Angel Haze może czuć się zawstydzona. Jednak potem wyciąga album “Back to the Woods” i jej koleżanki po fachu nie mają już nic do powiedzenia, zarapowania, zaśpiewania – to wszystko robi za nie Haze, po raz kolejny sprawiając, że nie wyobrażam sobie kobiecej hip hopowej sceny bez jej osoby.

W jednym z wywiadów po premierze “Dirty Gold” Angel powiedziała coś, co bardzo mnie zaniepokoiło. Artystka chciała skończyć z rapowaniem, skupiając się wyłącznie na śpiewaniu. Z jej zapowiedzi na szczęście nic nie wyszło, ale śpiewanych (i to czysto!) momentów na “Back to the Woods” jest nadzwyczaj sporo. Ich najlepszym reprezentantem jest nostalgiczne “Moonrise Kingdom”. Nieźle wypadają osadzone w klimacie PBR&B “The Eulogy”, akcentujące niemalże każde słowo “Gods”, charakteryzujące się bardziej delikatną, popową produkcją “Bruises” oraz poprzedzone przemową, refleksyjne “The Woods”. Z pozostałych numerów najlepiej wypadają te, w których Angel daje upust swojej złości i agresji. Warto więc sięgnąć po “połamane”, nerwowe “Impossible”; dzikie “The Wolves” oraz niepokorne “Babe Ruthless”. Utworami godnymi polecenia są także cechujące się wolniejszą nawijką i niemalże soulującymi przyśpiewkami “Detox” oraz duszne, zachwycające mrocznym podkładem “Exposed”. Słabe strony albumu? Nie przekonuje mnie robiące za intro “D-Day”, które nim się rozkręci, już się kończy, pozostawiając niedosyt. Nieczęsto wracam do “On Fire”, utworu zarapowanego bez przekonania, a wykonanego dodatkowo w taki sposób, że mam wrażenie, że słucham dwóch różnych, nawzajem sobie przeszkadzających taśm.

Artystce ponownie nie zależało na podbijaniu list przebojów – przez pewien czas krążek można było pobrać za darmo. Czy dużo osób to zrobiło, nie mam pojęcia. “Back to the Woods” nie jest płytą dla wszystkich. Obcowanie z wydawnictwem przypomina przechadzkę po ciemnym, gęstym lesie połączoną z gorączkowym poszukiwaniem wyjścia, by choć na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza i wyrwać się z labiryntu pisanych depresją kompozycji. O ile “Dirty Gold” uchodzić mogło za przypadkowy zbiór piosenek, tak “Back to the Woods” określić można mianem całości. Dobra robota, Angel.

2 Replies to “#674 Angel Haze “Back to the Woods” (2015)”

Odpowiedz na „RblfleurAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *