#682 Fantasia “The Definition of…” (2016)

Jest cała masa wykonawców, których sława nie wychodzi poza pewien obszar ze względu na prezentowaną muzykę. W Polsce takim gatunkiem, z którym ciężko jest się przebić, jest r&b. Wprawdzie w radiu można usłyszeć utwory Beyonce czy Alicii Keys, ale najczęściej są to te z ich propozycji, które chętniej zerkają w stronę popu. Mniej znane nazwiska nie mają u nas czego szukać. Jedną z takich “poszkodowanych” wokalistek jest Fantasia, laureatka trzeciej edycji “American Idol”. Właśnie wydała swoją czwartą płytę. W polskich sklepach raczej jej nie znajdziemy, ale od czego jest Internet, który bariery terytorialne pokonuje w mgnieniu oka. Dla “The Definition of…” warto z tego skorzystać.

Tegoroczne wydawnictwo Fantasii jest następcą płyty “Side Effects of You”, która premierę miała przed trzema laty. Dawno już nie wracałam to tego krążka, ale miło wspominam takie kompozycje jak wypełnione gośćmi “Haunted”, pościelowe “In Deep” czy szybkie, porywające do tańca “Get It Right”. Ciekawa byłam, czy “The Definition of…” również przyniesie mi porcję piosenek, które będę pamiętać po latach.

Fantasia po raz kolejny próbuje wymknąć się z szufladki “wokalistka r&b”, wzbogacając swoje kompozycje o elementy podpatrzone u innych gatunków. W otwierającym album świetnym nagraniu “Crazy” śmiało zaprasza do współpracy elektryczną gitarę i dęciaki, które tworzą nowoczesno-oldskulową produkcję. Pobrzękującą w tle gitarą charakteryzuje się także “Lonely Legend”, które kojarzy mi się z czasami albumu “Control” Janet Jackson. Akustyczna gitara plumka w “Stay Up” – najciekawszej kompozycji na “The Definition of…”, która przyciąga uwagę elektrycznym bitem, perkusją i gościnnymi wokalami Stacy Barthe. Te trzy kawałki należą do moich ulubieńców, choć pozostałe w dużej mierze wcale im nie ustępują.

Dobrze słucha się “So Blue” z niemalże zahaczającymi o hip hop zwrotkami (wykonanie!), będącego drugą (po wspomnianym “Lonely Legend”) piosenką zerkającą w stronę lat 80. Nieźle wyglądają spokojniejsi reprezentanci albumu – eleganckie “When I Met You” oraz zaaranżowane na pianino “Ugly”. Nie wytrzymują jednak porównania z napisanym i wyprodukowanym przez R. Kelly soulującym “Sleeping With the One I Love”. Zachwyca mnie filmowy klimat tej kompozycji. Z pozostałych nagrań warto posłuchać “Roller Coaster” (duet z Aloe Blacc’em o bogatej aranżacji) oraz gospelowego “I Made It”. Słabsze wrażenie zostawiają po sobie jedynie “No Time For It” i “Wait For You”. Pierwsza z nich to najzwyklejsze kobiece r&b. Druga posiada taneczny bit i wyróżnia się (nieco przeciągniętą) telefoniczną rozmową, ale brzmi dość pospolicie.

Fantasia ponownie zaskoczyła mnie tym, jak chętnie wychodzi poza ramy tradycyjnego r&b. Przypatrywanie się innym gatunkom na pewno wpłynęło na to, że “The Definition of…” jest niespójnym wydawnictwem, ale nie należy mieć wokalistce tego za złe, gdy przygotowane kompozycje trzymają wysoki poziom i nie nużą słuchacza. Dobra płyta.

2 Replies to “#682 Fantasia “The Definition of…” (2016)”

  1. Przesłuchałam kilka utworów. Fajna muzyka, ale jakoś nie zostaje w pamięci.
    Życzę udanej zabawy na koncercie Rihanny. 🙂
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

Odpowiedz na „SzafiraAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *