Relacja z koncertu Rihanny

Jej ostatni koncert w Polsce (2013 r.) wywołał lawinę komentarzy. Głównie tych nieprzychylnych. Rihannę krytykowano za spóźnienie, śpiewanie z playbacku i show rodem z wiejskiego festynu. 5 sierpnia 2016 roku wokalistka powróciła do naszego kraju (zmieniając jednak morze na stolicę), by zaśpiewać dla rzeszy swoich fanów w ramach trwającej już jakiś czas trasy Anti World Tour.

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę uczestniczyć z własnej woli w koncercie tej barbadoskiej gwiazdy, kazałabym mu puknąć się w czoło. Nie jestem “navy” (jak samych siebie nazywają fani Rihanny), nie zachwycam się wszystkimi jej piosenkami, a do tego pamiętam czasy, kiedy Fenty niemiłosiernie mnie irytowała (choć będąc w podstawówce uwielbiałam jej pierwsze single). Co więc się zmieniło? A może raczej – kto? Rihanna z nadejściem 2015 roku, kiedy co jakiś czas pojawiały się nowe single (“Bitch Better Have My Money”!), zaczęła mnie do siebie przekonywać. Album “Anti” tylko to przyspieszył. Wokalistka przeistoczyła się w artystkę, która ma ochotę na eksperymenty i nie chce już bawić się w radiowe numery.

Kiedy planuję wybrać się na jakiś koncert, unikam wyszukiwania na YouTubie filmików z trasy. Chcę mieć niespodziankę, chcę czuć się zaskoczona. Okazało się to być dobrą strategią, bo gdybym wiedziała, co mnie czeka, nie podnosiłabym już na samym początku występu Rihanny szczęki z podłogi.  Zwykłe wejście na scenę nie jest dla niej. Barbadoska przy dźwiękach ballady “Stay” zaczęła przechadzać się między płytą a GC, wywołując głośne piski zgromadzonej obok publiczności. Pojawiła się niczym duch, a ten tajemniczy efekt tylko spotęgował jej strój – biała kurtka z kapturem, którym przez kilka minut “odgradzała” się od świata. Wybór kompozycji rozpoczynających Anti World Tour jest niespotykany. Artystka wprawiła nas bowiem w refleksyjny nastrój za sprawą smutnego, spokojnego “Stay” i nie mniej poruszającego “Love the Way You Lie (Part II)”. Jednak już po chwili, z nadejściem “Woo”, atmosfera zmieniła o 180 stopni i mogliśmy bawić się m.in. do “Birthday Cake”, “Pour It Up” oraz mocniejszego, wzbogaconego gitarami “Bitch Better Have My Money”, po którym Rihanna na chwilę opuściła scenę, by zmienić kostium. My w tym czasie słuchaliśmy “Goodnight Gotham” oraz podziwialiśmy taneczne umiejętności jej tancerzy.

W kolejnej części swojego show wokalistka przeniosła się w czasie o kilka lat i przypomniała fragmenty kolaboracji, w których się pojawiała – “Live Your Life” (T.I.), “All of the Lights” (Kanye West), “Run This Town” (Kanye West, Jay Z). Ku uciesze fanów wykonała także swój wielki hit “Umbrella” – jedyną piosenkę z początków kariery, po którą sięga dziś na koncertach. Ja jednak bardziej czekałam na “Man Down”, będące jednym z moich ulubionych utworów Barbadoski. Niestety, nieco się zawiodłam. Nie dość, że kawałek zremixowano odbierając mu te wspaniałe brzmienie reggae, to jeszcze wykonano go we fragmencie. Co zresztą nie było odosobnionym przypadkiem, bo Rihanna dość szybko nudziła się wieloma kompozycjami.

Cieplej Fenty traktowała piosenki ze swojej najnowszej płyty. Prócz wspomnianego już “Woo” pierwszy raz w Polsce zabrzmiały takie utwory jak “Consideration”, “Desperado”, rozpalone “Work” i “Sex With Me”. Chociaż rozstawiają po kątach starsze nagrania Rihanny, charakteryzują się mniejszą przebojowością i nie porwały mnie tak do tańca jak… znienawidzone przeze mnie EDM’owe “We Found Love” i “Where Have You Been”. Dobra zabawa dobrą zabawą, ale najlepiej wspominam ostatnią część koncertu, którą otworzyło “Needed Me”. Set złożony z takich kompozycji jak “FourFiveSeconds”, wyczekiwane “Love on the Brain” czy brzmiące lepiej niż w studyjnej wersji “Kiss It Better” wymagał skupienia. Zachwyciło mnie “Diamonds”, które przez Rihannę nigdy nie powinno być pominięte przy kompletowaniu listy utworów przyszłych tras. Ta piosenka budzi emocje, wzrusza i pozwala słuchaczom choć na chwilę być ważniejszą od samej wokalistki częścią koncertu. W górę poszły telefony rozświetlające stadion, a na telebimach pokazywano głównie publikę. Mam mieszane uczucia dotyczące wykonania “Same Ol’ Mistakes”. Odniosłam wrażenie, że wokal puszczony został z taśmy. To było aż za dobre.

No właśnie – wokal. Głos, o który ciągle kłóci się masa osób. Fani zawsze będą zachwyceni. Inni zawsze będą mówić, że Rihanna powinna zamilknąć. Między bajki trzeba jednak włożyć opowieści, zgodnie z którymi wokalistka przez cały koncert tylko porusza ustami. Setki występów sprawiły, że nabrała wprawy i poprawiła się w śpiewaniu. Dobrze słychać to przede wszystkim w piosenkach, w których Fenty stoi w miejscu. Bo kiedy nadchodzą szybsze numery, łączące ruch ze śpiewem, artystka nieco odpuszcza, omijając nieraz słowo, nieraz całe wersy, czasem korzystając z półplaybacku, czasem oddając głos publiczności lub swojemu chórkowi. I to, moim zdaniem, było największym minusem warszawskiego koncertu Rihanny.

ANTI World Tour to sprawnie wyreżyserowane widowisko, w którym większy nacisk położono na muzykę, ograniczając jednocześnie rolę różnych efektów występujących za plecami wokalistki. Ciężko już zarzucić artystce odwracanie uwagi od braków wokalnych golizną, bo tak ubranej dawno jej nie widzieliśmy. Wyglądała seksownie, ale nie wulgarnie. Można nie lubić piosenek Rihanny, ale należy szanować ją za ogrom pracy, którą od 2005 roku wkłada w swoją karierę, i która zaprowadziła ją do miejsca, w którym obecnie się znajduje – na szczyty list przebojów i największe koncertowe areny świata.

SETLISTA

Stay
Love the Way You Lie (Part II)
Woo
Sex With Me
Birthday Cake
Pour It Up
Numb (fragmencik)
Bitch Better Have My Money
Goodnight Gotham (interlude)
Consideration
Live Your Life / All of the Lights / Run This Town (medley)
Umbrella

Desperado
Man Down
Rude Boy
Work
Take Care (fragmencik)
We Found Love (z elementami “How Deep Is Your Love Calvina Harrisa)
Where Have You Been
Needed Me
Same Ol’ Mistakes (cover Tame Impala)
Diamonds
FourFiveSeconds
Love on the Brain
Kiss It Better
Higher (outro)

6 Replies to “Relacja z koncertu Rihanny”

    1. Z takim samym nastawieniem zabrałam swoich przyjaciół,którzy poszli tylko dlatego,że ich namówiłam.Ale po koncercie byli szczerze zachwyceni,dała super show i Rihanna przekonała do siebie nawet takich antyfanów jak moi znajomi …Warto było i każdy kto był Ci to powie…;-) Super relacja !

  1. Na Rihannę wybrałbym się może kiedyś z czystej ciekawości, chociaż póki co brak mi motywacji. Ale obejrzałem sobie niedawno fragment “Diamonds” z tej trasy i atmosfera rzeczywiście była nieziemska 🙂

    Pozdrowienia,
    Bartek

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *