#694 Sophie Ellis-Bextor “Familia” (2016)

Nie sądziłam, że nową (już szóstą) płytę brytyjskiej wokalistki Sophie Ellis-Bextor otrzymamy tak szybko, bo zaledwie dwa i pół roku po poprzedniej. “Wanderlust” naznaczone było wieloma podróżami artystki wgłąb Starego Kontynentu i do miejsc, które nie cieszą się zbytnią popularnością wśród turystów. Tegoroczne wydawnictwo Ellis-Bextor powstawało w jej ojczyźnie. Wokalistka ponownie skupiona była na macierzyństwie, które wpłynęło na jej twórczość i zainspirowało powstanie nowych utworów. Zebrane zostały one na albumie, którego tytuł nie dziwi: “Familia”.

Nie trzeba było być jasnowidzem, by przewidzieć, że muzyka zawarta na “Wanderlust” nie podbije list przebojów. Fani Sophie Ellis-Bextor mogli czuć się zdezorientowani. Gdzie podziała się królowa brytyjskiego densfloru? Znak zapytania postawić można było przy “Familia”. Dance pop czy kontynuacja przygody z indie? Chyba najłatwiej będzie powiedzieć, że wokalistka starała się zadowolić obie strony, choć album “Familia” bardziej polecam osobom, które polubiły Brytyjkę za jej poprzednie dzieło. Także sama Ellis-Bextor bardziej widzi w nim siostrę “Wanderlust” aniżeli takiego “Read My Lips”.

Pierwsza piosenka potrafi zmylić. “Wild Forever” śmiało zerka w stronę tanecznych, elektronicznych melodii, urozmaicając je mocniejszym, tworzonymi głównie przez perkusję, dźwiękami. Mimo, iż kawałek trwa ponad cztery minuty, nie dłuży się. Następujące po nim “Death of Love” także chętnie łączy proste, komputerowe efekty z brzmieniami indie. Całość utrzymana jest jednak w wolniejszym tempie i przygotowuje nas na nadejście pierwszej z ballad – “Crystallise”, będącej znakomicie zaśpiewaną piosenką o ładnej aranżacji. Do innych spokojnych punktów albumu “Familia” należą także dwie utrzymane w klimacie poprzedniego longplay’a kompozycje: “Here Comes the Rapture” i “Unrequited”. Pierwszy z nich zwraca uwagę grą instrumentów smyczkowych, które zdominowały podkład muzyczny. W drugiej także się one pojawiają. Razem z m.in. niespiesznymi gitarami i chórkami tworzą niesamowitą, lekko folkową mieszankę. Ich towarzystwo niekorzystanie wpływa na zamykające krążek (także zyskujące łatkę mid-tempo) “Don’t Shy Away”. Piosenka jest dość pospolita. Do nieprzesadnie dynamicznych nagrań należy także mój drugi faworyt – “Hush Little Voices”, którego początek przywodzi mi na myśl bałkańskie inspiracje zespołu Beirut.

A pozostałe nagrania? Podoba mi się singiel “Come With Us”, nawiązujący lekko do disco lat 70. Nieźle prezentują się wyrafinowana “Cassandra” oraz rozmarzone “The Saddest Happiness”. Nużące “The Puppet Heart” – podobnie jak wspomniane wcześniej “Don’t Shy Away” – zaliczyć mogę do najsłabszych momentów płyty “Familia”.

Jakiś czas temu piętnaste urodziny obchodził przebojowy (i naprawdę udany) debiut Sophie Ellis-Bextor “Read My Lips”. Sama Brytyjka nie mogła przypuszczać, jak z biegiem lat zmieni się jej muzyka. Wciąż lubi piosenki, do których potupać da się nóżką, choć teraz ubiera je w mniej dyskotekowe dźwięki, dbając przy okazji o klimat nagrań. Z moim ulubionym (i to się przy okazji premiery nowego wydawnictwa nie zmieniło) “Wanderlust” krążek “Familia” łączy nie tylko śmiałe czerpanie z brzmień indie i folk, ale i uważny dobór współpracowników. Sophie nie potrzebuje już rzeszy songwriterów i producentów. Mniej znaczy więcej. Nowa płyta tylko to potwierdza.

5 Replies to “#694 Sophie Ellis-Bextor “Familia” (2016)”

Odpowiedz na „~marta102Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *