#708 Lady Gaga “Joanne” (2016)

Pamiętam ten moment, gdy na scenie pojawiła się Lady Gaga, Amerykanka oddająca swoim pseudonimem hołd zespołowi Queen. Wzbogaciła muzykę pop elektroniczno-tanecznym pierwiastkiem, a czerwone dywany zaskakiwała wymyślnymi, dziwacznymi i często paskudnymi kreacjami. Patrząc na okładkę jej nowej płyty, nie widzę już ani grama tamtej kobiety. Szaleństwo, wariactwo i balansowanie na granicy dobrego smaku zastąpione zostały naturalnością i surowością. O tym, że to wciąż Gaga, przekonuje nas podpis. A może warto było zaprezentować ten album pod prawdziwym imieniem, co Stefani?

Trzy świeczki na urodzinowym torcie zdmuchnie lada chwila “Artpop”. Na tej przekombinowanej płycie Lady Gaga sprawiała wrażenie osoby zmęczonej ciągłym szokowaniem i wymyślaniem siebie na nowo. Pomógł Tony Bennett, z którym wokalistka nagrała jazzowy krążek “Cheek to Cheek”, pokazując się jednocześnie z innej strony. “Joanne” nie jest krokiem w tył. Stefani nie wróciła do coraz mniej jej przyjaznego electropopu, zmieniła eleganckie kreacje na coś wygodniejszego, założyła kapelusz i z gitarą w ręku wyruszyła w podróż wgłąb swojej ojczyzny, zabierając z sobą płyty Bruce’a Springsteen’a, Dolly Parton i Boba Dylana.

Bałam się tego albumu, ale jednocześnie bardzo mnie ciekawił. Największa w tym zasługa nazwisk, które wypływały przy okazji kolejnych wywiadów, i które dołożyły swoją cegiełkę w budowanie nowego brzmienia Amerykanki. Krótko mówiąc: plejada artystów dla mnie ważnych (Mark Ronson, Kevin Parker, Beck) i ważniejszych (Josh Homme, Father John Misty, Florence Welch). Skąd więc ten strach? Wszystkiemu winny jest pierwszy singiel, który pokazał, że zamknięcie w studiu kilku znających się na swojej robocie gości wcale nie gwarantuje artystycznych uniesień. “Perfect Illusion”, toporna produkcja o disco-rockowym brzmieniu, nie wygląda jak efekt współpracy Ronsona, Parkera i BloodPop, lecz ich sobowtórów wziętych z ulicy. Po usłyszeniu tej piosenki z ulgą wróciłam do “Poker Face”.

Na szczęście reszta tego niedługiego krążka zmierza w dobrym kierunku. W “Diamond Heart” lekko zachrypniętym głosem Gaga śpiewa na tle rockowo-elektronicznego podkładu. W dzikim, rytmicznym “A-Yo” odważnie sięga po country, proponując nam jeden z najlepszych numerów na “Joanne”. Do grona moich ulubieńców należy także nagranie tytułowe. Ta niezwykle prosta, akustyczna kompozycja potrafi wzruszyć. Może za wcześnie na takie deklaracje, ale sądzę, że “Joanne” jest najlepszą piosenką, jaką kiedykolwiek Stefani nagrała. Nagranie jest bardzo uniwersalne, bo chyba każdy znał taką osobę, której mógłby je zadedykować. To nie jedyna tak udana ballada. Przy bliższym poznaniu zyskują słodko-gorzkie “Million Reasons” oraz celujące w podniosłe tony “Angel Down”.

Oprócz tytułowego “Joanne” jeszcze dwa inne utwory sprawiły, że mam ochotę wstać i bić wokalistce brawo głośniej, niż polscy turyści pilotowi samolotu po szczęśliwym wylądowaniu w Egipcie. Pierwszym z nich jest szybkie, buchające pozytywną energią “John Wayne” o dance rockowym refrenie kojarzącym mi się z twórczością Franz Ferdinand. Drugim highlightem jest utrzymane w klimacie lat 60. i przywodzące na myśl najlepsze czasy labelu Motown “Come to Mama”. To także najbardziej zaskakująca piosenka na płycie, choć po piętach depcze jej lekkie, będące ukłonem w stronę dancehallu “Dancin’ in Circles”. Nie sposób przemilczeć dwóch dobrych, choć pozostawiających lekki niedosyt kompozycji – “Sinner’s Prayer” i “Hey Girl”. Pierwsza stworzona została we współpracy z Father John Misty. Szkoda, że artysta nie udziela się w niej wokalnie, choć cieszy, że tchnął w nią nieco ducha lat 70., obecnego także na jego ostatnim (wyśmienitym!) albumie “I Love You, Honeybear”. Wydawać by się mogło, że zaproszenie Florence do “Hey Girl” było genialnym pomysłem. Jednak za nastym przesłuchaniem pojawia się pytanie – czy naprawdę ta piosenka musiała być duetem?

Płyta zatytułowana została na cześć zmarłej ciotki, której wokalistka pamiętać nie może, bo na świat przyszła po jej przedwczesnej śmierci. Za to my starszą Lady Gagę pamiętamy, ale warto choć na chwilę o niej zapomnieć, by spojrzeć na “Joanne” inaczej. Na tym albumie nie ma hitów. Zresztą Gaga swoje już miała, więc mogła teraz skupić się na muzyce. Stworzyła tym samym najbardziej amerykański krążek w swojej karierze, chętnie zerkający w stronę country czy rock & rolla. Czy najlepszy? Może za jakiś czas pożałuję tych słów, ale na razie sądzę, że “Joanne” nie ma sobie równych.

14 Replies to “#708 Lady Gaga “Joanne” (2016)”

    1. wszystko jest w tekście 😉

      “W dzikim, rytmicznym „A-Yo” odważnie sięga po country, proponując nam jeden z najlepszych numerów na „Joanne”. Do grona moich ulubieńców należy także nagranie tytułowe.”
      “Oprócz tytułowego „Joanne” jeszcze dwa inne utwory sprawiły, że mam ochotę wstać i bić wokalistce brawo (…)Pierwszym z nich jest „John Wayne” (…)Drugim „Come to Mama”.”

  1. Najlepsza recenzja tej płyty którą dotychczas czytałem wszystkie muzyczne strony jak AAM PPH interie i onety się chowają. Mega uzasadnienie

  2. Pierwszy akapit Twojej recenzji najlepiej skomentuje sama Gaga: “To those fans who are terrified that I’ll never again embrace absurdity or the avant-garde, ‘Think again.’ That’s my favorite thing.” 🙂 Ona się nie zmieniła, Joanne to po prostu jej kolejna kreacja, czy najlepsza i najprawdziwsza to każdy oceni sam, ale czytając Twój tekst miałam wrażenie, jakbyś myślała, że tą płytą Gaga odcina się od tego, co robiła wcześniej jak to zrobiła np. Rihanna w tym roku. Poza tym cieszę się, że utarła ci nosa, bo szczerze mówiąc szlag mnie trafiał jak czytałam Twoje komentarze na temat Perfect Illusion i Million Reasons, które brzmiały tak, jakbyś już skreśliła tę płytę. 🙂

    1. Fajnie psioczyć na jakąś płytę a potem przy pierwszym jej odkrywaniu wytrzeszczać oczy z (pozytywnego) zaskoczenia. Tak ja miałam z “Joanne”. Moja opinia o “Perfect Illusion” raczej nie ulegnie zmianie. No chyba, że za kilka lat, bo zdarza się przecież, że lubisz jakiś numer a potem po x latach go nie trawisz (i odwrotnie). Co do “Million Reasons” – napisałam o tej piosence – o ile mnie pamięć nie myli – raz, p przesłuchaniu jej ze 3 razy między innymi piątkowymi premierami, który jest zawsze pełno. To jeden z tych kawałków, które lepiej poznawać w ciszy, samotności i skupieniu. Wtedy takiej okazji nie miałam, ale jak już się udało – zacytuję samą siebie “piosenka zyskała przy bliższym poznaniu”.

  3. Dokładnie zgadzam się z Twoją recenzją. Gaga nagrała swój najlepszy album i mam nadzieję, że następne jej dzieła będą stylistycznie bliskie “Joanne”. Mnie na tym krążku najbardziej urzekły ballady, zwłaszcza tytułowa. Kocham jej subtelność i emocjonalność.

    Pozdrawiam, Namuzowani

  4. Jakoś nie wyobrażam sobie Lady Gagi wydającej album pod swoim imieniem. Nowy album Stefanii…Nie, jakoś mi to nie pasuje. Co do płyty to zgadzam się w 100 procentach, to najlepszy album Gagi, mnie nawet “Perfect Illusion” się podoba.
    U mnie 200 notowanie mojej listy, zapraszam gorąco na Musictop.pl
    Pozdrawiam.

  5. Jak dla mnie album genialny! Całkiem inny niż poprzednie wydania Gagi, ale czy to źle? Wręcz przeciwnie! Właśnie czegoś takiego artystka potrzebowała. Odskoczni od tego co było przedtem, a wyszło to znakomicie!

  6. Artpop ma już 3 lata? Ale ten czas leci, a ja do dziś nie przesłuchałam tego albumu 🙂 kiedyś chyba nadrobię moje “gagowe” zaległości i po nowy album również sięgnę, Twoja recenzja mnie zaciekawiła 🙂

Odpowiedz na „~JulietAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *