#709 OneRepublic “Oh My My” (2016)

Historia tytułu czwartej, pierwszej od 2013 roku studyjnej płyty OneRepublic, jest długa. Zespół dumał, zastanawiał się, próbował z nazwami niektórych piosenek, ale nie mógł znaleźć niczego, co pasowałoby do przygotowanej eklektycznej mieszanki. Pomógł kolega z odległych Wysp Brytyjskich, wyrzucając z siebie po przesłuchaniu materiału krótkie: oh my my – zwrot archaiczny i stojący w opozycji do proponowanych nam przez amerykańską kapelę kompozycji, definiujących na swój sposób “pop XXI wieku”.

OneRepublic przeszli samych siebie jeśli chodzi o liczbę kompozycji na standardowej wersji płyty. Czy szesnaście numerów to nie o trzy-cztery za dużo? W przypadku albumu takiego jak ten – nie. Tu każdy utwór jest nową niespodzianką. Nie zawsze idealną, ale fakt faktem, że na żadnym innym krążku zespołu nie znalazłam tak szybko i tak wielu piosenek dla siebie. Nie warto już przypominać o pop rockowym “Native” czy dwóch pierwszych wydawnictwach (chociaż przyznacie, że przy każdym spotkaniu z “Apologize” robi się lekko sentymentalnie), bo albumem “Oh My My” Ryan Tedder z kolegami robią ogromny krok na przód. Nie warto też kręcić głową na wieść, że formacja definitywnie rozstaje się z rockiem.

Które numery najbardziej przypadły mi do gustu? Chętnie sięgam po nagranie tytułowe, które zachęca do zabawy, nie będąc miałkim dance’owym utworem. Spora w tym zasługa melodii tworzonej m.in.przez basowe gitary. “Oh My My” jest piosenką, jaką z OneRepublic mogliby nagrać Daft Punk. Uwielbiam także kompozycje “Dream”, “A.I.”, “Better”, “Fingertips”, “Human” oraz “Wherever I Go”. W pierwszej z nich świetnie wykorzystano gitary (m.in. elektryczną i akustyczną, nadając nawet w pewnym momencie piosence lekko latynoski posmak). “A.I.” zaskakuje obecnością Petera Gabriela, robiąc przy okazji dobre wrażenie samą produkcją, która… odmładza zarówno Gabriela jak i Teddera. Warto również zwrócić uwagę na drugą, mroczniejszą część nagrania.

“Better” zauroczyło mnie wyrazistym refrenem. Do lawirującego na granicy śpiewu a rapu Ryana szybko można się przyzwyczaić. Do innych udanych, zapraszających do potupania nóżką kawałków należą wspomniane podszyte klubowym bitem “Human” oraz chwytliwe, nośne “Wherever I Go”. W zupełnie innym kierunku zmierza “Fingertips”. Utwór jest prostą, przestrzenną i zaśpiewaną z wyczuciem balladą.

Do innych stonowanych nagrań należą z początku orientalne “Born”, “Choke”, “All These Things” i folkowo-nowoczesne “Let’s Hurt Tonight”. Z tej czwórki balladą z krwi i kości jest jedynie gospelowe “Choke”, które widziałabym także na ostatnim albumie Hurts. Z pośród pozostałych piosenek warto zapoznać się z opartym głównie na gitarze akustycznej i klawiszach “Future Looks Good” (też słyszycie tu inspiracje płytą “Mylo Xyloto” Coldplay?) oraz zerkającym w stronę klimatów urban, posiadającym głośny refren “NbHD” z gościnnym udziałem jak zawsze trzymającej emocje na wodzy Santigold. Słabsze momenty “Oh My My”? Wskazałabym tu na żywiołowe “Lift Me Up”, “Heaven” i oklepane “Kids” – nie są to piosenki tak ciekawe i dobre jak inne propozycje zespołu.

O ile na poprzednich płytach OneRepublic bardziej lub mniej chętnie odwoływali się do rockowej stylistyki, tak na “Oh My My” przestają udawać, że chodzi o coś więcej niż dobrą zabawę, chwytliwe melodie czy refreny, których odśpiewywanie mogą pozostawić fanom na koncertach. Tak, koncertowy potencjał tego albumu jest naprawdę duży. OneRepublic konsekwencją w budowaniu swojej twierdzy w świecie popowych brzmień przypominają o Coldplay i Maroon 5. Jednak te dwie grupy mogłyby się od formacji Teddera uczyć, jak zrobić to dobrze. Nie spodziewałam się, że OneRepublic będą w stanie na tak długo zainteresować mnie swoją premierową twórczością. Brawo, chłopaki.

8 Replies to “#709 OneRepublic “Oh My My” (2016)”

  1. Uwielbiam zespoły, które mają swój własny, unikalny styl. Takim zespołem był niewątpliwie OneRepublic. Był. Na Oh My My brzmią jak wszystko, piosenki są jakby piosenkami innych zespolów (np. Better – Twenty One Pilots), dodatkowo te okropne obróbki głosu… O ile sam album nie jest zły, choć nie widzę jakieś piosenki, która wybija się wśród innych, to nie tego oczekiwałem, szczególnie po Native. Gdyby zmienili styl, jeszcze bym zrozumiał, ale tu nie ma żadnego stylu.

  2. Porządny, sprawny pop. Chociaż nie wszystko na tej płycie porywa, bo na przykład teksty w stylu “I was born to love you” mogliby sobie chłopaki darować. Ale na przykład “Future Looks Good”, czy “Better” to całkiem przyzwoite numery, tyle tylko, że nie czuję, żeby były lepsze, niż na przykład single z poprzedniej płyty. Podobają mi się natomiast dwie wersje “alternatywne”: “Heaven” i “Better”, które znalazły się na wersji “deluxe”. Szczególnie ten drugi, spokojnie pojawić mógłby się na singlu 🙂

    pozdr,
    Bartek

  3. Zawsze ich lubiłam, właśnie za tą lekkość piosenek, które natychmiast wpadały w ucho i pozostawały na długo, podobnie jak w przypadku piosenek Nickelback 🙂

  4. Do tej pory przesłuchałam tylko “Dreaming Out Loud” OneRepublic. Dobrze, że dopadła ich dobra zmiana. 😉 “Wherever I Go” często gości w moich słuchawkach.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

Odpowiedz na „~krakersAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *