#710 Kings of Leon “WALLS” (2016)

Nie miałam w planach natychmiastowego zabrania się za najnowszy album Kings of Leon, lecz sam zespół niejako pokrzyżował mi szyki, ujawniając przed premierą płyty cztery utwory z dziesięciu. Zaintrygowana ich eklektyzmem sięgnęłam po całość, nawet jeśli nieco odpychała mnie okładka – cztery laleczkowate twarze zanurzające się z podejrzanej, białej cieszy? Ale że muzyki po wyglądzie się nie ocenia, warto sprawdzić, cóż to za mury grupa wybudowała swoim siódmym dziełem “WALLS”.

Osiem lat minęło od premiery przełomowego, hitowego krążka “Only By the Night”, z którego przeboje “Use Somebody” i “Sex on Fire” na stałe weszły do kanonu muzyki rozrywkowej. Taki album musi być nie lada ciężarem, bo od zespołu wymagać by się mogło przy okazji każdego nowego wydawnictwa czegoś podobnego. Kings of Leon takie oczekiwania mają w nosie, za każdym razem popełniając płytę tak samo melodyjną, lecz nieco inną i… spokojniejszą.

W muzyce z przymiotnikiem “spokojny” niejako zawsze łączy się “balladowy”. Takie numery na “WALLS” znajdziemy, choć w przypadku tegorocznej płyty Kings of Leon łagodność i spokój przebijają się także w innych numerach, łącząc się z dojrzałością i pokazując, że każdy z członków formacji osiągnął wewnętrzną harmonię i ma za sobą dobry, pozbawiony trosk i problemów czas, spędzony w przyjaznym otoczeniu u boku ukochanych osób. W nowych piosenkach zespołu nie ma więc już miejsca na takie młodzieńcze hymny jak “Knocked Up”, “Holy Roller Novocaine” czy “Four Kicks”. Utwory z “WALLS” są rozważeniami statecznych facetów o życiu.

Potrzebowałam jednego podejścia, by wytypować trzy najlepsze kompozycje, jakie weszły w skład wydawnictwa. Pierwsze przyspieszone bicie mojego serca towarzyszyło wsłuchiwaniu się w równe, proponujące nam lekko psychodeliczne granie “Over”. Drugim ulubieńcem szybko zostało “Muchacho” – utwór niesamowicie odprężający i przenoszący słuchacza (to za sprawą westernowych klimatów) na południe Stanów Zjednoczonych. Jest to niejako sentymentalna podróż do przeszłości i ukłon w stronę miejsc, w których Followillowie się wychowywali. Ostatnim highlightem albumu jest soft rockowe nagranie tytułowe z wyczuwalnym smutkiem i zrezygnowaniem w głosie Caleba, wokalisty Kings of Leon. To piękna, ponad pięciominutowa balladowa kompozycja, która należy do najlepszych tego typu kawałków w dyskografii zespołu.

“WALLS” nie jest jedyną udaną balladą na albumie. W podobne tony celuje lżejsze “Conversation Piece”, którego melodię budują m.in. smyczki. Żywszych kawałków na siódmym wydawnictwie kapeli z Nashville nie brakuje, choć przyznam, że te delikatniejsze numery w wykonaniu Kings of Leon od paru płyt są bardzo zjadliwe. Przede wszystkim dzięki temu, że grupa stara się unikać rzewnych, przesłodzonych piosenek. Pomaga w tym głos Caleba, mający w sobie pewną szorstkość i dzikość.

Wracając jednak do szybszych nagrań… Najlepiej pod tym względem wypada początek “WALLS”. Radiowy, stadionowy “Waste a Moment”; surowszy, mniej przebojowy “Reverend” oraz niepozbawiony funkowego feelingu “Around the World” są utworami, które łatwo polubić. Niezbyt za to przekonuje mnie rozpędzone, ale dość przewidywalne “Find Me”. Lekko Nużą “Eyes on You” oraz bardziej stonowane “Wild”. Stanowią one duet piosenek, który trafił na album w celu wypełnienia miejsca i wydłużenia czasu jego trwania.

Tak małej liczby kompozycji Kings of Leon jeszcze nigdy wraz z jedną płytą nie oddali w nasze ręce. Dotychczasowym minimum była jedenastka (“Only By the Night”, “Youth & Young Manhood”, “Mechanical Bull”). Widocznie grupa stwierdziła, że taka ilość w tym przypadku będzie najbardziej optymalna i odpowiednia do wyłożenia na stół wszystkich pomysłów na premierowe utwory. A tych wiele chyba nie było, bo słuchając lwiej części tegorocznych piosenek Kings of Leon towarzyszyła mi myśl, że mam do czynienia ze znanymi już kawałkami zespołu, ale w bardziej popowym odzieniu. Nie jestem do końca usatysfakcjonowana tym krążkiem, mimo obecności takich perełek jak “Muchacho” czy “Over”, ale ich koncertowy potencjał chętnie bym sprawdziła.

7 Replies to “#710 Kings of Leon “WALLS” (2016)”

  1. Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką Kings of Leon,ale ten album straszliwie mi się podoba. Sięgnęłam po niego z czystej ciekawości. Zapraszam na swojego bloga muzycznego,gdzie pojawiła się recenzja albumu The Shadow Self Tarji Turunen. Jest to moja pierwsza recenzja i chciałabym abyś zajrzała i wskazała mi błędy. Z góry dziękuję i pozdrawiam :)!

  2. Album mimo to, że nie jest wielkim zaskoczeniem, tylko kolejnym dobrym krążkiem KOL, to jest przyjemny w odbiorze. Najlepszy na płycie oczywiście Over i tytułowy WALLS <3

Odpowiedz na „Zuzanna JanickaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *