#711 Queens of the Stone Age “…Like Clockwork” (2013)

I want God to come and take me home, cause I’m all alone in this crowd – takimi słowami zaczyna się “The Vampyre of Time and Momory”, nagranie z “…Like Clockwork”, płyty, którą tak samo mocno uwielbiam, co nienawidzę. Niemożliwe? To porządne wydawnictwo za każdym razem przypomina mi chwile, kiedy czułam się równie samotnie co podmiot liryczny wspomnianej kompozycji. Odnaleźć uśmiech i uporać się z lękami pozwolił mi właśnie ten album, zamykając w sobie moje negatywne emocje. Są one jednak uwalniane za każdym wciśnięciem play, niczym te nieszczęścia z mitycznej puszki Pandory. Ale jednocześnie ciężko usunąć tę płytę z wyobraźni i serca.

Tego krążka mogło nie być. W 2011 roku lider kapeli, Josh Homme, przeszedł operację kolana. Niespodziewane komplikacje po zabiegu doprowadziły do tego, że przez kilka chwil muzyk był w stanie śmierci klinicznej. Wszystko na szczęście skończyło się dobrze i Homme wrócił do żywych, choć widmo śmierci zaglądającej w oczy na długo jeszcze w nim pozostanie. Otrzymanie drugiej szansy było doskonałym impulsem do zebrania ekipy i przystąpienia do nagrywania nowej, szóstej studyjnej płyty, będącej następcą wydanego w 2007 roku albumu “Era Vulgaris”. Co ciekawe, pierwszym napisanym numerem z myślą o “…Like Clockwork” było “The Vampyre of Time and Memory”, z którego przytoczone niżej słowa nie wymagają wydumanej interpretacji:

I’ve survived, I speak, I breathe, I’m incomplete, I’m alive (PL: Ja przetrwałem, mówię, oddycham, jestem niekompletny, jestem żywy)

Brzmienie Queens of the Stone Age na przestrzeni lat naturalnie ewoluowało. Miksujące stoner rock, hard rock i grunge piosenki (którymi wypełnione były takie płyty jak “Rated R” czy przełomowe “Songs for the Deaf”) zaczęły przenikać się z alternatywnym rockiem, który na wydanym w 2013 roku albumie zdecydowanie wychodzi na prowadzenie. Ciekawe rzeczy dzieją się także za kulisami. Podczas nagrywania “…Like Clockwork” grupa liczyć bowiem mogła na wsparcie innych wyśmienitych muzyków. W pięciu kompozycjach bębni Dave Grohl. W jednej przy pianinie usiadł Elton John. Chórki zaś są dziełem m.in. Alexa Turnera z Arctic Monkeys, Trenta Reznora i Jake’a Shearsa ze Scissors Sisters.

Ostatni studyjny album Queens of the Stone Age poznałam w październiku 2013 roku. Długa znajomość z tym wydawnictwem pozwoliła mi ustatkować się w uczuciach i wybrać grupkę ulubionych utworów, których skład od dawna się nie zmienia i zmianie ulec nie powinien. Pierwszym jej reprezentantem jest kompozycja otwierająca płytę – “Keep Your Eyes Peeled”. To jedyny tak mroczny, ciężki kawałek na “…Like Clockwork”, osaczający mnie ze wszystkich stron swym dusznym klimatem i ponurym tekstem, którego puentą zdaje się być ostatni wers

Nothing is as it seems (PL: Nic nie jest takie, jakim się wydaje).

Ważnymi dla mnie pozycjami są  również “The Vampyre of Time and Memory”, “Kalopsia”, “Smooth Sailing”, “I Appear Missing” oraz “…Like Clockwork”. Pierwsza z nich jest najpiękniejszym utworem, jaki amerykańska formacja kiedykolwiek popełniła. Pełna melancholii, zaaranżowana z początku głównie na pianino piosenka rozkwita, proponując nam eleganckie, rockowe, choć wciąż spokojne granie. W balladowe klimaty celuje także nagranie tytułowe, stając się jednym z najsmutniejszych momentów płyty. Emocje, którymi nacechowane są oba utwory, szybko przenikają w słuchacza. Zaskakuje “Kalopsia”, w której przecinają się dwa muzyczne światy – kołysankowe, łagodne zwrotki ustępują miejsca pełnym mocy, przesterowanym refrenom. Nad całością od pierwszej do ostatniej sekundy unosi się psychodeliczny duch. Jeszcze lepiej wypada monumentalne, posągowe “I Appear Missing”. Ozdobą piosenki jest wyrazisty, niepozbawiony małej dozy dramaturgii refren. O ile wspomniane utwory brzmią dość poważnie i na serio, wyluzować się można na wzbogaconym funkiem, imprezowym “Smooth Sailing”.

Pozostałe cztery utwory także są znakomite, choć sięgam po nie nieco rzadziej. Queens of the Stone Age przygotowali dla nas porcję melodyjnego rocka w postaci “I Sat By the Ocean” oraz rytmiczne, zadziorne nagranie “If I Had a Tail”, w końcówce którego usłyszeć możemy Alexa Turnera. Nie zapomnieli też o fanach swoich starszych, stonerowych dokonań, umieszczając na płycie rozpędzone, ostre “My God Is the Sun”. Ciekawostką jest ciekawie zaaranżowane i wykonane “Fairweather Friends” z gościnnymi wokalami (i pianinem) Eltona Johna.

“…Like Clockwork” jest albumem, na którym – podążając za tytułem – wszystko chodzi jak w zegarku. Każdy muzyk wykonał swoją robotę najlepiej, jak potrafił, a śpiewający Josh Homme dawno tak nie poruszał i nie zachwycał, pokazując nam zarówno swoją bezwzględną, szorstką twarz, jak i powściągliwe, subtelne oblicze. Szósty album Queens of the Stone Age potrafi robić to, co nie udaje się wielu innym wydawnictwom – angażuje słuchacza i każe mu przeżywać z zespołem malowane czarnymi barwami historie. Jest w tym coś oczyszczającego, choć może poboleć.

 

6 Replies to “#711 Queens of the Stone Age “…Like Clockwork” (2013)”

  1. Zespół kojarzę tylko z nazwy i gdzieś widziałam tę szkaradną okładkę. Przesłuchałam dodane utwory. Takie mało odkrywcze darcie ryja. 😀
    Btw pisałaś że nie przesłuchałaś żadnego albumu The Baseballs. Zaraz listopad, tuż tuż święta, więc polecam “Good ol’ Christmas”. 😉

  2. Świetny album, choć najbardziej lubię Songs for the Deaf. Keep Your Eyes Peeled to potęga! Miażdży! Brakuje mi zespołów, które serwowałyby taką jakość jak Queens of the Stone Age.

  3. Bardzo lubię zespół Queens of the Stone Age,a krążek ….Like Clockwork jest jednym z moich ulubionych. Bardzo ciekawa sytuacja,gdyż równie mocno kocham i nienawidzę z powodów całkiem podobnych do Twoich… W każdym razie Twojego bloga odkryłam dosyć niedawno i zakochałam się w Twoich recenzjach. Są naprawdę świetne! Można jakoś zaobserwować bloga? Wracając do Queens of the Stone Age z tego krążka uwielbiam ,,Keep Your Eyes Peeled” ,,My God In The Sun” ,,I Sat By The Ocean” ,,The Vampyre Of Time And Memory” oraz tytułowe …Like Clockwork. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne recenzje!

  4. Był krótki czas kiedy słuchałam QOTSA, ale jakoś nie wbili mi się w pamięć, pewnie nie przypasowali mi do końca swoim brzemieniem, chociaż “No one knows” było genialne (i nadal uwielbiam ten kawałek)

Odpowiedz na „zavadorotaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *