#717 JoJo “Mad Love” (2016)

Historia Joanny Noëlle Blagden Levesque, funkcjonującej w show biznesie pod pseudonimem JoJo, to nieprzesadnie oryginalna opowieść. Ot, dziewczyna od dziecka wykazywała muzyczny talent, wzięła udział w telewizyjnym talent show i zwróciła na siebie uwagę producentów, którzy wyczuli, że mają w rękach osobę gotową zastąpić nam Aaliyah, zaczynającą swoją karierę w podobnym wieku dekadę wcześniej. Z JoJo chciano zrobić gwiazdę młodzieżowego r&b. Początkowo wszystko szło dobrze, lecz bajka szybko się skończyła, i swój nowy początek znalazła dopiero dziesięć lat później.

Co więc takiego się stało, że między “The High Road” a “Mad Love” jest aż taka przerwa? Odpowiedź na to jest prosta. JoJo nie mogła doprosić się od swojej wytwórni wypełnienia kontraktu, w efekcie czego jej trzecia płyta poszła do kosza, a umowę po sądowej batalii unieważniono. Nie było jednak tak, że przez dziesięć lat wokalistka bezczynnie siedziała w domu. Oddała w nasze ręce dwa mixtapy, kilka epek, poudzielała się w featuringach (m.in. śpiewała u Timbalanda i Pharrella Williamsa). I, najważniejsze, w końcu była w stanie wydać cały longplay zatytułowany “Mad Love”.

Amerykańska wokalistka nie zatrzymała się w czasie i pozwoliła, by “Too Little Too Late” i “Leave (Get Out)” odeszły w zapomnienie. Zrobiła krok do przodu, który był zresztą nieunikniony, kiedy chce się konkurować z nowym pokoleniem gwiazd mainstreamu. Zrobiło się trochę ciasno, lecz nie powstrzymało to JoJo przez stworzeniem materiału na miarę 2016 roku, w którym pop spotyka nowoczesne r&b, a synthpopowe melodie co jakiś czas przecinają się z balladami.

I właśnie jedna z takich spokojniejszych piosenek macha nam na powitanie. Proste, zaaranżowane na pianino “Music” niesie ze sobą sporą dawkę emocji. Do innych nieprzesadnie rozbuchanych, rozognionych kawałków należy moje ulubione “Mad Love” – nagranie eleganckie i osadzone w retro klimatach. Warto posłuchać “I Am”. Nie jest przesadnie oryginalnym czy zachwycającym utworem (dodatkowo chwilami artystka aż przesadza ze spuszczaniem ze smyczy swojego głosu), ale o jej sile decyduje osobisty tekst. JoJo przygotowała także co nieco dla miłośników elektronicznych okołoballadowych tworów. Do grona takich kompozycji należą “Honest”, mroczniejsze “Like This” (czy tylko ja uważam, że podobny kawałek mogłaby nagrać Tinashe?) oraz nieco mocniejsze “Edibles”, będące moją drugą ulubioną propozycją z krążka.

Zawsze miałam JoJo za osobę ułożoną i nieskorą do kontrowersji. A tymczasem wiele żywszych numerów pokazuje nam zadziorną twarz wokalistki, która gdy trzeba, potrafi sypnąć wulgaryzmami, choć jej słodka barwa głosu nadaje im łagodniejszy wyraz. Tak jest chociażby w wyrazistym, choć oszczędnym w brzmieniu “High Heels”; melodyjnym, wakacyjnym “Fuck Apologies” z gościnnym udziałem rapera Wiz Khalifa czy całkiem udanym, pyskatym “FAB” (skrót od Fake Ass Bitches) z dawno niewidzianą Remy Ma, której hip hopowa wstawka należy do najmocniejszych punktów “Mad Love”. Khalifa i Remy nie są jedynymi gośćmi na albumie. W subtelnie tanecznym “I Can Only” pojawia się Alessia Cara. Słabsze punkty? Nie do końca kupuję popowo-klubową piosenkę “Vibe”, w której JoJo chwilami brzmi jak… Selena Gomez.

Kiedy przesłuchałam ten album, kilka dni zastanawiałam się, dla kogo on właściwie jest. JoJo musiała zaczynać od początku. Fanki, będące jej równolatkami, także mają dziś dwadzieścia pięć lat i (w największej liczbie przypadków) znalazły już sobie innych muzycznych idoli. Niekoniecznie z grupy artystów obracających się, podobnie jak JoJo, w świecie pop-r&b. Najbardziej oczywistymi odbiorcami “Mad Love” są nastoletnie osoby, przeżywające dziś okres fascynacji Seleną Gomez, Demi Lovato, Arianą Grande czy girlsbandem Little Mix. Czy znajdą miejsce na jeszcze jedną młodą wokalistkę? Nie wydaje mi się, choć trzymam kciuki, bo panna Levesque to utalentowana bestia. Jej powrotny album nie jest płytą, która grałaby u mnie 24/7, ale w swojej pop kategorii prezentuje się nieźle.

12 Replies to “#717 JoJo “Mad Love” (2016)”

  1. Dokładnie, miałaś misję i spełniłaś ją w 100%. Teraz chyba zacznę słuchać wszystkich tegorocznych albumów, które oceniłaś na 6/6. Zauważyłam, że nasze gusta aż tak bardzo się nie różnią tzn. jeśli coś jest arcydziełem to obie uznamy to za arcydzieło. Gorzej przy średniawach tzn. ty będziesz zachwalać jakiś jazz a ja powiem, że szajs i na odwrót z metalem. Masz może jakąś rozpiskę w stylu “Zuzia rekomenduje”? 😀

    1. Niestety takiej nie ma rozpiski, trzeba samemu buszować po recenzjach 😀
      Ale już wkrótce będą moje podsumowania 2016 roku, w tym i top75 płyt więc może coś z pierwszej 10-20 Cię zainteresuje.

      1. No właśnie ja też potrzebuję jakichś fajnych albumów do mojej topki 😀 Bo bieda póki co jest, przez ponad pół roku nic nie słuchałam z nowości i teraz żałuję bo znając mnie w 2017 będę słuchać staroci sprzed 20-40 lat i tego co właśnie wyszło, a dobre albumy z 2016 oleję. Nie męczy Cię słuchanie tak dużej ilości nowych albumów? Zapamiętujesz coś z nich? Średnio ile razy słuchasz nowo poznanego albumu?

        1. 1) nie męczy, bo nie robię tak, że słucham 24/7 nowych płyt. Czasem włączę coś z lat 70., czasem z 90. a dopiero potem nowość. Poza tym waliłabym głową w biurko, gdyby te nowości to były same płyty w stylu jakiegoś Maroon 5 czy Meghan Trainor. Ja mam jednak różnorodny gust, więc czasem posłucham czegoś z kategorii indie, czasem z r&b.
          2) Jak słucham płyty robiąc kilka innych rzeczy, to mało pamiętam. Ale jak idę z mp3 na spacer, to bardziej się skupiam na muzyce i wiecej z niej wynoszę.
          3) Jak płyta mi się podoba, to potrafię kilka razy pod rząd + w późniejszym czasie do niej wracać. A jak nie trafi w mój gust, to odkładam. No chyba, że chcieliście jej recenzję, to posłucham kilka razy, piszę tekst i adios.

          1. A co z “płytami do zapoznania przed śmiercią”? Codziennie słuchasz jednej? Skąd je w ogóle bierzesz? Kojarzę książkę o takim tytule i internetową listę w których było nawet “Antichrist Superstar” Marilyna Mansona. Jeśli korzystasz z któregoś z tych źródeł to powodzenia. Ciekawe czy wytrzymasz chociażby połowę tej płyty.

          2. Na początku słuchałam codziennie jednej, ale teraz mam mniej czasu i zatrzymuję się dłużej na jednej. Więc może wychodzić nawet 1 płyta na tydzień.
            Biorę je stąd: http://www.listchallenges.com/1001-albums-you-must-hear-before-you-die-2013-ed
            Myślę, że wytrzymam 😉 Już miałam z tej listy do czynienia z płytami z instrumentalnymi czy z afrykańską muzyką i jakoś dałam radę, choć w połowie przewracałam oczami ze zniecierpliwienia.

          3. Nie przyznawaj się do tego, że nie spodobała Ci się afrykańska muzyka bo jeszcze do więzienia za to pójdziesz 😀

            Na 558 jest “Antichrtist Superstar” to będzie na pewno wesoło ^^ Daj znać co sądzisz jak już dojdziesz do tej płyty.

  2. Słyszałem o niej dużo razy, ale jakoś nie miałem okazji przesłuchać płyt. Posłuchałem singla “Fuck Apologies” i niestety mi się nie podoba. Wcale nie ma najgorszego głosu, ale utwór totalnie nie w moim stylu. I twoja recenzja mnie do tego albumu nie zachęca.

  3. Kojarzę ją przede wszystkim z jej nastoletnich hitów “Leave (Get Out)” i “Too Little To Late”. Ostatnio trafiłam na singiel “Save My Soul” i nawet mi się spodobał, szkoda że nie ma go na tym albumie.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „~ScarlettAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *