#738 Spice Girls “Spice” (1996)

Nie wczytywałam się nigdy w historię Spice Girls, ale postanowiłam nieco to nadrobić, by znaleźć odpowiedź na pytanie, w jaki sposób grupa powstała. Czy piątka dziewczyn znała się od lat i marzyła o wspólnym występowaniu? Czy może Spice Girls są produktem wytwórni, która zwęszyła możliwość osiągnięcia sporego zysku na sprzedaży płyt takiego girlsbandu? Chociaż prawda zawarta została w tym drugim pytaniu, nie można powiedzieć, że Spice Girls były zwykłymi marionetkami. Miały bowiem sporo do powiedzenia w kwestii wykonywanej przez siebie muzyki. I to słychać na ich debiutanckim, bestsellerowym albumie “Spice”.

Producentem płyty został team Absolute, który w tamtych latach miał smykałkę do tworzenia nie tyle przebojów, co po prostu porządnych, wartych zapamiętania piosenek. I takimi właśnie numerami wypełniony jest krążek “Spice” z 1996 roku. Utwory girlsbandu są nie tylko uroczo popowe, ale zawierają również wpływy takich gatunków jak r&b, disco czy nawet hip hop. Ich tematyka kręci się w okół babskich spraw, chętnie głosząc hasła girl power. Wiele młodych dziewczyn w latach 90. mogło traktować Mel B, Melanie C, Victorię, Emmę i Geri jak swoje przyjaciółki.

Wita nas piosenka “Wannabe”, będąca najbardziej rozpoznawanym numerem Spice Girls. Kompozycja uznawana jest za jedną z najbardziej popowych piosenek w historii. Mi jednak do gustu nie przypadła, choć podoba mi się jej energia. Słabo jednak wypadło wykonanie. Nie powala też tekst, zawierający takie kwiatki jak really wanna zigazig ah. Lepsze wrażenie zostawia po sobie miksujące pop z r&b “Say You’ll Be There” (warto zwrócić uwagę na harmonijkę pojawiającą się w drugiej połowie nagrania), w którym ja jednak chętnie podkręciłabym tempo. Mimo wszystko jego bardziej stonowany charakter ładnie koresponduje z popową, sensualną balladą “2 Become 1”. “Spice” skrywa jeszcze jeden spokojny numer. Jest nim pachnące tanim sentymentalizmem i banałem “Mama”. Równie niechętnie sięgam po irytujące “Who Do You Think You Are”, w którym pod blade wokale dziewczyn podłożono jedną z najciekawszych melodii na albumie – inspirowaną zarówno europopem jak i disco lat 70. Nie do końca kupuję seksowne “Last Time Lover”. Niby całość brzmi dojrzalej i chętniej niż inne utwory sięga po r&b, lecz odnoszę wrażenie, że w połowie piosenki jej twórcom wyczerpały się pomysły.

To może teraz coś o piosenkach, do których nie mam zastrzeżeń? Fajnie wypadają chwytliwe, zerkające w stronę lat 80. “Love Thing” oraz kołyszące “Something Kinda Funny”. Najlepsze dwie kompozycje Spice Girls umieściły na samym końcu krążka, jakby chcąc odpowiednio nagrodzić osoby, które do tego punktu dotarły. Zachwyca inspirowane trip hopem, nocne “Naked”, w którym najbardziej podobają mi się krótkie monologi i wpleciona rozmowa telefoniczna. “If U Can’t Dance” z początku może sprawiać wrażenie utworu tandetnego i przesadzonego. Choć poszczególne elementy numeru (m.in. trąbki, hiszpańska  nawijka Geri, hip hopowy feeling rodem z nagrań Salt’n’Pepa, sample z “The Humpty Dance” Digital Underground) mogą na papierze pasować do siebie jak pięść do oka, w praktyce tworzą intrygujący, eksperymentalny i wcale nie taneczny kawałek.

Największym atutem albumu “Spice” jest jego ugięcie się przed upływającym czasem. Debiut girlsbandu określić można wieloma przymiotnikami, ale w spokoju polecam zostawić epitet świeży. Dziś ta muzyka brzmi nieco archaicznie, ale dla mnie jest to zaletą tego wydawnictwa. Lata 90. pełną gębą. Debiutancki krążek Spice Girls swoje za uszami ma. Nie każda kompozycja będzie mi częściej towarzyszyć. Nie sposób jednak nie docenić tej płyty. To kawał pop historii zamknięty w dziesięciu nagraniach.

11 Replies to “#738 Spice Girls “Spice” (1996)”

  1. Tak bardzo nienawidzę kiczowatego “Wanbabe”, że nic mnie nie przekona do zgłębienia reszty twórczości. Durny kicz jakich mało.

    1. Masz prawo mieć swoje zdanie… Nie zmieni ono jednak nic 🙂 Na szczęście znakomita większość sympatyków muzyki pop uważa ten utwór za kultowy. Może irytować, ale nie sposób odmówić mu oryginalności i ponadczasowości… Śmieszy mnie jakakolwiek krytyka wykonania tego przeboju…Zuzanno a wyobrażasz sobie kogoś innego kto to zrobi lepiej? Ja nie! W tym chyba tkwi moc przebojów i sukcesu Spice Girls. Ich rzekomo słabe głosy tworzą tak zgraną całość, połączoną ze świetną produkcją, że nie wyobrażam sobie lepszych wykonań tych utworów… Zauważcie, że wszędzie głos np. Adele wcale by nie pasował! Nie czepiajmy się wokalistów o rzekomo gorszych warunkach głosowych. Chyba w muzyce pop przede wszystkim chodzi o produkt finalny…A ten w przypadku albumu “Spice” jest ponadczasowy…Dla mnie na zawsze będzie to jeden z najlepszych albumów Pop w historii!

  2. Pytanie. Jak się czujesz, kiedy oceniasz takie monumentalne ikony popowego półświatka dwadzieścia lat później? Nie mówię, że płyty wybitne, tylko po prostu gigantyczne sukcesy, w stosunku do których nie masz prawie szans, żeby napisać coś nowego?

    Pytam z powodów statystycznych. Nie, no żartuję. Oczywiście, że żartuję 🙂 ALE. Do dziś pamiętam pierwszy raz kiedy usłyszałem “Wannabe”. Zapisałem sobie w zeszyciku – “Spice Girls”??? Zaznaczam, że wtedy nie było jeszcze internetu, więc nie mogłem nigdzie sprawdzić.

    PS. Uwielbiam te ZRÓŻNICOWANE komentarze pod Twoimi wpisami 😀

    PS2. Genialny TBT mi dzisiaj zafundowałaś :))

    1. Zawsze z tyłu głowy mam taką myśl, że oceniam płytę, która sporo namieszała, przeszła do historii, dla wielu osób jest już “classic”. Myślę sobie jednak, że przecież płyta nie ma terminu “przydatności do zrecenzowania”, a ja mogę coś wnieść do artykułów o niej nowego. Jak chociażby spojrzenie na nią 20 lat po premierze. Często też bywa, że moja recenzja okazuje się być pierwszą w Polsce. Szukałam z ciekawości tekstów o “What’s the 411?” Mary czy “On how life is” Macy polskich autorów, ale wyniki poszukiwań były żałosne.

      1. Rozmawiałem właśnie z kimś na temat Twojej recenzji i doszliśmy do bardzo podobnego wniosku. Że trzeba na to patrzeć właśnie jako spojrzenie “innego pokolenia” dwie dekady później.

        A co do “411” i “On how life is”, to są to takie płyty jeszcze przedinternetowe. Polskie recenzje pewnie były w Machinie i Tylko Rocku 🙂 I pewnie niewiele po nich zostało.

        Natomiast tak z trzeciej strony, nie przyszło by mi do głowy, żeby z własnej nieprzymuszonej woli pisać dzisiaj recenzję drugiej płyty Led Zeppelin. Może jakiś esej, albo zlepek wspomnień. No, ale to ja, a ja jestem leniwy 😉

  3. Przed przesłuchaniem myślałam, że to będzie taki kiczowaty pop, ale album pozytywnie mnie zaskoczył. Chętnie wracam do “2 Become 1” i trochę rzadziej do “Last Time Lover”.
    Pozdrawiam. 🙂

    1. To średnio jest się czym chwalić 🙂 Tym bardziej, że Twój awatar jest z Rihanną, a ona była fanką Spice Girls (uczestniczyła w koncercie po reaktywacji bandu w 2007 roku). Warto nadrobić zaległości bo to jedna z najważniejszych grup pop lat 90. Polecam wszystkie 3 albumy oraz solowe projekty

Odpowiedz na „Zuzanna JanickaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *