#CUTOFF: marzec ’17

#FEMALE

Wydawać by się mogło, że świat o Lorde powinien już zapomnieć, kierując swoją uwagę na artystów lansujących przeboje w ostatnim czasie. Nowozelandzka wokalistka nas nie rozpieszcza – jej jedyna płyta, “Pure Heroine”, pochodzi z… 2013 roku. Dla porównania debiutująca w tym samym czasie Ariana Grande powoli gromadzi pomysły na czwarty krążek. Lorde jednak mniej skupia się na promowaniu swojej osoby, a bardziej na pracy nad kolejnymi nagraniami. Chociaż, mając na uwadze dwie pierwsze zapowiedzi albumu “Melodrama”, powiedziałabym, niech jeszcze posiedzi i przemyśli swoje kolejne muzyczne kroki. “Green Light” negatywnie mnie zaskoczyło. Electro-dance popowa Lorde? Za jakie grzechy? czemu nagle chce konkurować z mniej zdolnymi i nudniejszymi koleżankami z branży? Zaaranżowana na pianino ballada “Liability” leży półkę wyżej, choć także mnie nie zachwyciła. Trochę mi szkoda, że taki ktoś jak Lorde postanawia obrać kurs na popowe rejony. W tej swojej alternatywnej, dream popowej stylistyce z “Pure Heroine” wypadała nadzwyczajnie. Nie do podrobienia. W nowych kawałkach zastąpić ją może byle piosenkarka.

#KONCERTOMANIA

Marzec, w porównaniu do lutego, nie przyniósł niesamowitych koncertowych ogłoszeń. Nowe zagraniczne gwiazdy do puli dorzucił Open’er. W Gdyni wystąpią więc Jimmy Eat the World, Rae Sremmurd, Dua Lipa i (to najbardziej mnie cieszy) Nicolas Jaar. Z pierwszymi ogłoszeniami powrócił Kraków Live Music Festival. Headlinerami 2-dniowej imprezy zostali Alt-J i Ellie Goulding. Miesiąc był dobrym czasem dla osób zakochanych w mocniejszych brzmieniach. W Dolinie Charlotty na festiwalu Legend Rock wystąpi grupa Korn (15.08). 28 listopada w Warszawie na pożegnalnym koncercie zaprezentują  się panowie z HIM. Na 2018 rok (a dokładnie 28 kwietnia) zaplanowano halowy koncert Metalliki. Kapela zagra w krakowskiej Tauron Arenie. Bilety na ich występ rozeszły się niesamowicie szybko, choć ceny powalały (ciekawostka – vipowska wejściówka to wydatek rzędu… 10 369 PLN). Znalazło się coś i dla fanów popu – 19 czerwca w warszawskiej Stodole zaśpiewa Tove Lo. Dzień wcześniej wokalistka supportować będzie Coldplay.

#MALE

Amerykański wokalista i muzyk Dan Auerbach należy do najbardziej twórczych artystów. Długi urlop od The Black Keys? Zamiast leżenia i wydawania zarobionych na trasie koncertowej pieniędzy on rzuca się w wir nowych projektów. W ostatnich latach udzielał się na płytach takich gwiazd jak Lana Del Rey, A$AP Rocky czy Ray LaMontagne i powołał do życia własną kapelę The Arcs. Dziś powraca z drugim solowym krążkiem “Waiting on a Song”, będącym następcą wydanego w 2009 roku “Keep It Hid”. Wydawnictwo, określane przez Dana jako love letter to Nashville, ukazać się ma 2 czerwca. Zapowiada go singiel “Shine on Me” – przyjemna, lekka piosenka.

#AWAITED.ALBUMS

Jedni są z Wielkiej Brytanii, drudzy z USA. Jedni lada chwila wydają swój trzeci album, drudzy (w końcu) debiutancki. Tym pierwszym zespołem jest niezawodne Alt-J, które 9 czerwca powróci z krążkiem “Relaxer”. Wydawnictwo zapowiadają single “3WW” i “In Cold Blood”. Oba dobre, oba ciekawe, choć słabsze od lead singli, jakie grupa prezentowała przed premierą “This Is All Yours”. Podoba mi się ujawniona długość krążka – wydawnictwo składać się będzie z ośmiu piosenek, dających niecałe 40 minut muzyki. Konkret. Tego samego dnia ukaże się imienny debiut tajemniczej, dream popowo-ambientowej formacji Cigarettes After Sex. Zespół na scenie pojawił się w 2008 roku, lecz pierwszą (i, jak na razie, jedyną epkę wydał w 2012 roku). Można więc powiedzieć, że Cigarettes After Sex nie produkują muzyki taśmowo. To dobrze wróży. Ich debiut, zapowiadany przez takie nagrania jak “Apocalypse” i “K.”, na pewno będzie stał na wysokim poziomie.

#COMEBACK

Muzyczne powroty z kilku różnych kierunków. 28 kwietnia z szóstym studyjnym albumem pojawi się brytyjska indie rockowa grupa Kasabian, która w swoich utworach czerpie sporo także z elektroniki. Ich nowa płyta zatytułowana została “For Crying Out Loud”. Zapowiada ją lekki, choć nieco rozczarowujący singiel “You’re in Love With a Psycho” (polecam klip!). Taneczna stylistyka lepiej wyszła im w 2014 roku w singlu “eez-eh”. Tego samego dnia do sprzedaży trafi pierwszy od 2011 roku krążek kanadyjskiej wokalistki Feist, znanej najlepiej z utworu “1234”. Wydawnictwo “Pleasure” promowane jest kompozycją o tym samym tytule. Fani popowych brzmień 28 kwietnia także znajdą coś dla siebie. Z płytą “Places” powróci Lea Michele. Jej debiut mnie porządnie wystraszył swoją słabością, ale nowe single, choć nie będące jakimś top of the top, zostawiają po sobie niezłe wrażenie. Jakkolwiek w ucho nie wpadają i nie zachęcają do męczenia replay. by usłyszeć je raz jeszcze. Nieznana jest data premiery trzeciego albumu Dunki Aury (niegdyś Dione) – “Can’t Steal the Music” – zapowiadanego przez takie piosenki jak “Love Somebody” i “Indian Giver”.

#SURPRISE

Ostatnie tygodnie były dla Nicki Minaj dość ciężkie. Raperka postanowiła jednak odnaleźć spokój w muzyce. Tak rzuciła się do nagrywania, że jednego dnia otrzymaliśmy od niej nie jedną, lecz aż trzy nowości. Pierwszą z nich jest “No Frauds”, kawałek z gościnnym udziałem Drake’a i Lil Wayne’a. Pierwsze dwie minuty to jest coś. Serio. Potem klimat nieco siada i nie chce się dosłuchiwać numeru do końca. Słabsze wrażenie robią “Changed It” i nudne “Regret in Your Tears”. Niby spoko pod względem lirycznym (szczególnie ta druga propozycja), ale muzycznie nie jest to nic nowego. Nie lepiej było zrobić jeden utwór, ale taki… wow. Minaj postanowiła zawstydzić najsłynniejsza rysunkowa grupa Gorillaz, która na raz wypuściła cztery single. Damon Albarn ze spółką narobili niezłego hałasu, choć mam wrażenie, że połowa osób jarających się tymi numerami robi to, bo Gorillaz są w modzie i wypada oczekiwać ich nowego albumu (“Humanz”, 28.04). Pierwsze zetknięcie się z “Ascension”, “We Got the Power”, “Andromeda” i “Saturnz Barz” to taki zimny prysznic. Zespół poszedł do przodu, choć brakuje mi takiego zaangażowania w słuchanie tych kawałków, jakie pojawiało się, gdy sięgałam po “Gorillaz” i “Demon Days”. Te przelatują… i tyle.

#ANNIVERSARY

17 marca jest ważnym dniem dla amerykańskiej grupy No Doubt, na czele której stoi Gwen Stefani. Tego dnia debiutancki, imienny album kapeli świętować będzie swoje 25. urodziny. “No Doubt” nie było komercyjnym sukcesem, przepadając na listach przebojów i przynosząc tylko jeden singiel – “Trapped in a Box”. Po pełnym wrażeń “Murder Ballads” 3 marca 1997 roku Nick Cave and the Bad Seeds wydali spokojny i, można rzec, skromny album “The Boatman’s Call”. Wydawnictwo zostało ciepło przyjęte i w niedługim czasie trafiło do księgi ” 1001 Albums You Must Hear Before You Die”. Płyta promowana była utworem “Into My Arms”. Lata 90. należały do Celine Dion. Dobrą passe udało się wokalistce przeciągnąć na kilka pierwszych lat nowego tysiąclecia. Przebojem był jej krążek “A New Day Has Come”, który ukazał się 22 marca 2002 roku. Do dziś sprzedało się ponad 12 milionów kopii. Na albumie znalazł się przebój, noszący taki sam tytuł jak wydawnictwo. Na potrzeby płyty Dion nagrała covery “Nature Boy” i “At Last”. Holenderska symfoniczno-metalowa grupa Within Temptation 9 marca 2007 roku zaprezentowała swoim fanom czwarty studyjny album. “The Heart of Everything” było pierwszym dziełem kapeli, jakie wydane zostało w USA. Krążek promowały takie kompozycje jak “The Howling”, “Frozen” i “All I Need”.

 #RETRO

Nie wiadomo dziś, kto jest autorem tradycyjnej folkowej pieśni “The House of the Rising Sun”, znanej też jako “Rising Sun Blues” czy “In New Orleans”. Ciężko też wskazać dokładny czas jej powstania, choć przypuszczać można, że liczy sobie więcej niż sto lat. Nie ma zaś problemu z wytypowaniem najbardziej znanej wersji kompozycji. Chociaż z utworem zmierzyli się m.in. Bob Dylan, Nina Simone czy Joan Baez, do dzisiaj najbardziej popularnym coverem jest ten nagrany przez brytyjską grupą The Animals w 1964 roku. Porywające, folk rockowe “The House of Rising Sun” stało się światowym przebojem, choć, co ciekawe, nie znalazło się dla niego miejsce na brytyjskim wydaniu debiutanckiej, imiennej grupy kapeli. Piosenka, traktująca o chłopaku, który przez pobyt w tytułowym Domu Wschodzącego Słońca zszedł na złą drogę, była numerem 1. w USA, Kanadzie i Anglii, powracając w tym ostatnim kraju na listy przebojów jeszcze w 1972 i 1982 roku.

There is a house in New Orleans, they call the Rising Sun, and it’s been the ruin of many a poor boy, and God I know I’m one

#5XPIOSENKA

Iggy Azalea – Mo Bounce Ta piosenka po prostu nie mogła mi się spodobać. Nie jest w stylu utworów, które towarzyszą mi na co dzień. Do tego odpowiada za nią kobieta, którą zawsze uważałam za postać, bez której współczesna muzyka by sobie poradziła. “Mo Bounce” jest jednak takim moim nowym “Starships” Minaj. Kawałkiem o debilnym tekście (Mo bounce, bounce, bounce, bounce, bounce, bounce, bounce, bounce, bounce in the motherfuckin’ house), ciężkim, elektronicznym bicie i przeciętnym, mechanicznym wykonaniu. Te trzy składniki razem dały numer, który szybko się wkręca. Chętnie do niego wracam, choć do mnie nie pasuje, stając się jednym z moich utworów guilty pleasure.

Isla Wolfe feat. Lavz – Crazy Internet to niezwykłe narzędzie dla debiutujących artystów. W radiu i tak ich nie puszczą, na zaistnienie na małym ekranie także nie mają szans. Nawet nie ma co mówić o prasie, bo muzyczne magazyny niestety znikają jeden po drugim. Swoich fanów za pośrednictwem Internetu próbuje zdobyć brytyjska wokalistka i producentka Isla Wolfe. “Crazy” jest jej debiutem. Niezwykle porządnym. To mroczna, wciągająca rhythm’and’bluesowo-trapowo-hip hopowa podróż z gościnnym udziałem także dopiero co debiutującej raperki Lavz. Trzymam za obie dziewczyny kciuki.

Coldplay – Hypnotised W myślach ze złości spaliłam cały nakład “A Head Full of Dreams”. Niedługo potem śmiałam się z “Something Just Like This”, myśląc sobie, że moja przygoda z Coldpay w tym miejscu powinna dobiec końca. A tu taka niespodzianka. Dodam szybko – miła niespodzianka. “Hypnotised” nie jest wprawdzie powrotem do mojej ulubionej stylistyki, w której formacja już się prezentowała (“A Rush of Blood to the Head”), ale ten dream pop naprawdę da się znieść. Tym bardziej, że “Hypnotised” potrafi poruszyć. Piosenka budzi skojarzenia z albumem “Ghost Stories”. Od biedy pasowałaby i na “Mylo Xyloto”.

Craig Finn – God in Chicago To jeszcze piosenka, czy już opowiadanie? Śpiewanych fragmentów w utworze “God in Chicago” amerykańskiego wokalisty, songwritera i gitarzysty jest jak na lekarstwo. Kompozycję, opowiadającą o ekscytacji, ale i obawach związanych ze związaniem swego życia z obcym miejscem, wypełniają spokojnie mówione zdania, którym towarzyszą smutne dźwięki pianina i prosta perkusja. Najbardziej intryguje zakończenie – nagłe, jakby urwane w połowie. Może Craig Finn chciał, by każdy z nas sam dopisał kolejne rozdziały?

Tiny Vipers – K.I.S.S. Bywa, że zaintryguje okładka. Chociaż po niej nie powinno oceniać się muzyki, nie raz dzięki przyciągającej wzrok, dalekiej od kiczowatości grafice poznałam piosenkę czy nawet całą płytę, która namieszała w moim życiu. Choćby i na chwilę. Podobną historię dopisać mogę do singla “K.I.S.S.” amerykańskiej wokalistki ukrywającej się pod pseudonimem Tiny Vipers. Utwór jest ciężki, przytłaczający. Jesy pozwala, by jej ciche wokale docierały do nas zniekształcone, po przedzieraniu się nie tylko przez melodię, ale i odgłosy burzy czy trzaskającego ognia.

#MOST.VIEWED

1. RANKING: 10 piosenek, za które uwielbiam Lanę Del Rey
2. Kehlani „SweetSexySavage” (2017)
3. „Fifty Shades Darker” (soundtrack) (2017)
4. Fink „Fink’s Sunday Night Blues Club Vol. 1″ (2017)
5. #CUTOFF: luty ’17
6. That Poppy „Bubblebath EP” (2016)
7. David Bowie „No Plan EP” (2017)
8. Sampha „Process” (2017)
9. Elliphant „Look Like You Love It EP” (2014)
10. Relacja z koncertu Amy Macdonald

#LAST.FM

TOP10 artystów marca
1. Austra

2. Cameron Avery
3. Fink
4. Kylie Minogue
5. Amy Macdonald
6. Sampha
7. Madonna
8. Kehlani
9. Depeche Mode
10. Duffy

TOP10 piosenek marca
1. Austra – Future Politics
2. Austra – We Were Alive
3. Austra – I Love You More Than You Love You Yourself
4. Austra – 43
5. Cameron Avery – Dance With Me
6. Austra – I’m a Monster
7. Austra – Utopia
8. Cameron Avery – A Time and Place
9. Fink – Cold Feet
10. Austra – Beyond the Mortal

TOP10 płyt marca
1.  Austra – Future Politics
2. Cameron Avery – Ripe Dreams, Pipe Dreams
3. Fink – Fink’s Sunday Night Blues Club, Vol. 1
4. Sampha – Process
5. Kehlani – SweetSexySavage
6. Duffy – Rockferry
7. Elliphant – Look Like You Love It
8. Jake Bugg – Jake Bugg
9. The Animals – Most of The Animals
10. Rag’n’Bone Man – Human

11 Replies to “#CUTOFF: marzec ’17”

  1. A więc jednak Austra. Sam nie wiem, dalej nie mogę się przekonać.
    Do hajlajtów marca zdecydowanie należało “Hypnotised” Coldplay. No i trochę szkoda, że wszystkie przeze mnie oczekiwane płyty miesiąca ukazały się naraz, właśnie dzisiaj. W przyszłym tygodniu jeszcze Cold War Kids, jestem ich bardzo ciekaw.

    Nelly Furtado – chyba jednak nie pasują jej te niskie basy i ciężkie perkusje, chociaż rozumiem potrzebę zmiany. Sprzedać się już sprzedała, więc może nie musi się na siłę starać, ale jednak dobry album wypadałoby wydać.

    A pomiędzy Leelą a Goldfrapp, powiem tak. Leela do mnie jednak przemówiła. Goldfrapp mnie po prostu nie rozczarował. Obawiałem się, że cała płyta będzie electro, a tak naprawdę ten środek, tak od czwartego utworu do może siódmego jest całkiem znośny 🙂 Nie wiem czy będę ten album recenzować, może po prostu poczekam aż Ty to zrobisz 😉

    Miłego weekendu!

  2. Ja w marcu za dużo albumów nie słuchałam niestety. Brak chęci i czasu. Ten miesiąc jednak upłynął mi w rytmach TH i bardzo dobrze.
    Z innych przesłuchanych i wydanych w tym miesiącu nie podobają mi się ani trochę płyty od Nelly Furtado i James’a Blunt’a. Choć to nie moje klimaty wezmę się teraz za Goldfrapp. Zobaczymy jak to będzie.
    Lorde rzeczywiście nie zachwyciła. jakoś te piosenki od niej mi przeleciały i zapomniałam o nich. A Mo Bounce jest tak okropne, że…. brak słów.

  3. Mnie również nowe muzyka od Lorde nie zachwyciła, liczyłam na coś o wiele lepszego.
    Bardzo lubię Twoje podsumowania miesiąca 😀
    _
    Zapraszam na nową recenzję u mnie,
    reckless-serenade.blog.pl

  4. Super wpis,lubię ten kawałek Coldplay
    Czemu nie możesz zobaczyc ile osób polubiło ten wpis lub nie mogę polubić z poziomu bloga ? Też tak masz na komputerze,bo mi się stało tak z wszystkimi blogami z onetu ?

  5. Po ostatnim albumie trochę się oddaliłam od Coldplay,ale ten kawałek jest całkiem fajny 🙂 Natomiast piosenka Iggy jest żałosna i u mnie,nawet do odstresowania się ,gdy chcę mniej ambitnych utworów ,się nie nadaje .Miłego weekendu 🙂

  6. Rozczarowało mnie Gorillaz. “Hallelujah Money” do którego się wreszcie przekonałam, jest lepsze od tych czterech singli razem wziętych. Polubiłam też “Green Light”, przy tym utworze zmieniam się w królową parkietu. 😉
    Jestem ciekawa albumu Cigarettes After Sex, lubię ich utwory, ale wszystkie są oparte na tej samej formule i “Apocalypse” mnie nie zaskoczyło.
    Myślałam, że nigdy nie powstanie nic gorszego od “Booty” J.Lo i Iggy, jednak “MoBounce” przyćmiło ten utwór.
    Napisałabym też coś o mojej miłości do “House Of The Rising Sun”, ale zabrakłoby mi dozwolonych znaków. 😉
    Pozdrawiam.

  7. Mnie najbardziej cieszy Dua Lipa z ogłoszeń festiwalowych, nie wiem dlaczego, ale ostatnio szaleję na jej punkcie. Poważny powód, by jechać na Opka.

    “Green Light” to nie jest zła piosenka, trochę za bardzo demonizujesz ją moim zdaniem… po prostu Lorde zmieniła tematykę piosenek i brzmienie, ale to dość unikatowy utwór i nie sądzę, że każda wokalistka by się w nim odnalazła…

    Nowości od Dana i Kasabian mi się podobają. 😀

    Głosowanie na To Jest Lista! tylko do jutra do 12.00 – zapraszam! http://tojestlista.blogspot.com/

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *