#771 Dan Auerbach “Waiting on a Song” (2017)

Ależ ten czas szybko leci – ciekawi mnie, ile razy ta myśl przemknęła Danowi Auerbachowi przez głowę w ciągu ostatnich tygodni. Chwilę temu z Patrickiem Carney’em świętowali 15-lecie debiutu The Black Keys “The Big Come Up”. Dwa lata minęły od powołania do życia jego nowego zespołu The Arcs, a trzy odkąd ukazała się współtworzona przez niego płyta “Ultraviolence” Lany Del Rey. Zajęty innymi projektami wokalista ze zdziwieniem musiał zauważyć, że jego solowy krążek, “Keep It Hid”, trafił w ręce słuchaczy osiem lat temu. Auerbach zabrał się do pracy i nagrał nową płytę, której z rąk w te wakacje raczej nie wypuszczę. Nawet, jeśli okładka ją zdobiąca jest tak jesienna.

Wydany w 2009 roku solowy debiut Dana z łatwością trafiał do fanów The Black Keys, proponując im ich ulubione blues rockowo-garażowe, lekko psychodeliczne dźwięki. Z czasem jednak muzyka zespołu przeszła metamorfozę, łagodniejąc i nabierając przebojowości. Takie płyty jak “El Camino” czy “Turn Blue” są lżejsze, choć wciąż eksploatujące ulubione, południowoamerykańskie brzmienie Auerbacha i Carney’a. Chyba nawet największy fan duetu musiał przecierać oczy (uszy?) ze zdumienia, kiedy zabrał się za przesłuchiwanie “Waiting on a Song”. W tak (retro)popowym repertuarze Dana jeszcze nie spotkaliśmy. Gatunek ten artysta w idealnych proporcjach wymieszał z country, folkiem i rockiem. Wokalista zapunktował u mnie już na samym wstępie, – jego krążek trwa zaledwie 32 minuty, więc nie trzeba podchodzić do niego w nieskończoność, bo nawet dla zabieganych melomanów wygospodarowanie pół godzinki  nie powinno stanowić problemu.

Songs don’t grow on trees uświadamia nas Dan w pierwszej kompozycji, noszącej taki sam tytuł jak cała płyta. To przyjemnie kołysząca, minimalistyczna piosenka, która równie dobrze powstać by mogła w latach 60. ubiegłego stulecia. Nieznaczną orkiestrową aranżacją charakteryzuje się kolejna propozycja Auerbacha, jaką jest słoneczne “Malibu Man”. Ciepły wiaterek powiewa także w urokliwym “Livin’ in Sin”. Refren tej kompozycji, jak zresztą wielu innych utworów na “Waiting on a Song”, opiera się na kilkukrotnym powtórzeniu tytułu. Z początku mi to przeszkadzało, lecz teraz doceniam ten pomysł. Do tych piosenek to po prostu pasuje, jeszcze bardziej podkreślając ich prostotę i sprawiając, że szybko wpadają w ucho. Refreny już zawsze śpiewam z Danem. To banalnie proste. Podobny patent wykorzystuje singlowe “Shine On Me” (ten kawałek widziałabym w roli przeboju tegorocznych wakacji), mniej przebojowe “King of a One Horse Town” oraz będące moim ulubionym momentem albumu, flirtujące z funkiem “Cherrybomb” o dziewczynie sweeter than an apple pie, która zniknęła z życia podmiotu lirycznego, gdy tylko skończyły mu się pieniądze. Z inną kobietą wokalista problem ma w zaaranżowanym m.in. na banjo “Stand by My Girl”. I’m gonna stand by my girl, because she’ll kill me if I don’t śpiewa Dan z lekką nutką strachu w głosie.

Co jeszcze przygotował dla nas Amerykanin? Rozpływam się słuchając spokojniejszego, wspartego dęciakami “Never in My Wildest Dreams”. Wartym polecenia numerem jest także inspirowane country “Show Me”. Niezbyt za to potrafię przekonać się do “Undertow”. Chociaż melodia budowana jest przez wiele różnych instrumentów (smyczki, perkusję, oczywistą gitarę), całość wypada mało ciekawie.

Wydawać by się mogło, że na pytanie, który solowy album Dana Auerbacha wolę, odpowiedzieć powinnam – “Keep It Hid”. Bo mocniejszy, bardziej gitarowy, bliższy stylistyce znanej z nagrań The Black Keys. Zdaje się, że artysta wziął piosenki, co do których nie mógł dogadać się z Patrickiem i wrzucił je na własną płytę, by się nie zmarnowały. “Waiting on a Song” jest zaś zupełnie nowym rozdziałem jego twórczości. Innym, niespodziewanym, świeżym, choć będącym ukłonem w stronę minionych dekad. Wręcz bezczelnie przebojowym. I bardzo udanym. Podczas słuchania albumu aż chce się wrzucić do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, założyć wygodne buty, oczy ochronić okularami przeciwsłonecznymi i ruszyć przed siebie. Dokąd? Ku przygodzie.

3 Replies to “#771 Dan Auerbach “Waiting on a Song” (2017)”

  1. “Shine On Me” jest tak przebojowe, że dla mnie aż zniechęcające. Znacznie bardziej podoba mi się “King Of a Horse Town”.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz na „Kinga K.Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *