#778 Dua Lipa “Dua Lipa” (2017)

Urodzona w Londynie, lecz posiadająca albańskie korzenie, popowa wokalistka Dua Lipa nie ma w Polsce lekko. Jej godność aż za łatwo daje się przekręcić, a samo nazwisko ma w naszym języku dwa znaczenia – określa się tak jeden z gatunków drzewa, a także… coś tandetnego, lichego. Artystka miała nam więc sporo do udowodnienia, byśmy nie wykorzystywali jej nazwiska do podsumowywania wykonywanej przez nią muzyki.

Gdybym bardziej interesowała się tym, co dzieje się na światowych (ba, polskich) listach przebojów, postać Dua Lipy znana by mi była od dawna. Mimo młodego wieku sporo już namieszała, zaczynając swoją karierę od umieszczania na YouTubie coverów piosenek takich sław jak Christina Aguilera i Nelly Furtado (musiałam uwierzyć na słowo; ciężko się dziś do tego dogrzebać), odbywając kilka tras koncertowych i supportując samego Bruno Marsa. W końcu ukazała się jej – przekładana jakieś dwieście razy – debiutancka, imienna płyta.

Otwierająca wydawnictwo, utrzymana w średnim tempie piosenka “Genesis” nie przypadła mi do gustu. Jest… nużąca i nie zachęca do ponownego odkrywania. Dobra zabawa przy muzyce Lipy zaczyna się dla mnie przy “Lost in Your Light” – podszytej dyskotekowym bitem kompozycji z gościnnymi wokalami wykonawcy r&b Miguela. Artysta nie jest jedynym gościem na krążku. W zamykającej płytę, zaaranżowanej na pianino balladzie “Homesick” usłyszeć można Chrisa Martina z Coldplay. Ich ciepłe głosy ładnie razem wypadają, choć słuchając tego utworu ciągle towarzyszy mi myśl, że mam do czynienia z odświeżoną wersją “Everglow” z “A Head Full of Dreams”.

Solowa Dua najbardziej zachwyca mnie w “Be the One”. Wielu słuchaczom ten nieprzesadnie pozytywny, taneczno-popowy banger z pewnością zdążył się znudzić przynajmniej dziesięć razy. Ja odkrywam go dopiero teraz, dołączając go do swojej wakacyjnej playlisty. Chętnie wracam także do takich utworów jak żywsze, puszczające do nas oczko “Blow Your Mind (Mwah)”; gitarowe, odprężające “Thinking ‘Bout You” oraz łączące pop z modnym od jakiegoś czasu tropical house “New Rules”, będące piosenką dla wszystkich dziewczyn, które właśnie zostały singielkami i wciąż tęsknią za swoim eks. Don’t pick up the phone (…) don’t let him in (…) don’t be his friend radzi Lipa, która z własnym byłym uporała się w wyrazistym, zbudowanym m.in. na wojskowych bębnach “IDGAF”, pokazując mu jego miejsce w szeregu i bez owijania w bawełnę przyznając: well, boy, I don’t give a fuck. Z pozostałych numerów warto sięgnąć po “Hotter Than Hell” – brzmiące może mniej ciekawie od wymienionych wyżej nagrań, ale zaskakujące swoją przebojowością. Ta kompozycja potrafi chodzić za człowiekiem. Nie przepadam za to za dwoma power balladami wyskakującymi w połowie płyty. “Garden” i “No Goodbyes” bardziej mnie wymęczyły niż zachwyciły. Niechętnie sięgam również po “Begging” – piosenkę, która zostawia po sobie podobne wrażenie co wspominane na początku “Genesis”.

Dla mnie Dua Lipa to przede wszystkim głos – ciemny, niski, czyściutki. Nie dorównujący może moim wieloletnim ulubienicom, ale stawiający młodą Albankę wysoko w zestawieniu najważniejszych debiutujących wokali ostatnich lat. Co warte odnotowania, także na żywo artystka wypada znakomicie, udowadniając, że jej świetny śpiew to nie tylko zasługa studyjnych, komputerowych sztuczek. Podoba mi się jej umiejętność dostosowywania do sytuacji – pasuje zarówno do żywiołowych, szybkich numerów, jak i spokojniejszych, balladowych piosenek. “Dua Lipa” nie jest dla mnie płytą roku, ale sądzę, że miłośnicy popowych melodii z łatwością docenią proponowane przez wokalistkę kompozycje.

Warto: Be the One & Lost in Your Light

5 Replies to “#778 Dua Lipa “Dua Lipa” (2017)”

  1. Ja jej słucham już jakiś czas. Fajny ma głos, fajne piosenki. Skromna, nie wydaje się, żeby gwiazdorzyła jak to niektórzy mają w zwyczaju. I do tego ładna. 🙂 Super dziewczyna.

  2. Znam tylko “Be the One”, które uwielbiam. Bardzo poprawia mi humor. Ogólnie lubię tę wokalistkę, ogromnie podoba mi się jej barwa głosu.
    Zapraszam na nowy wpis – goodsoundsvibes.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

  3. Kolejna płyta, po której chyba oczekiwałem trochę więcej i jakoś z rozczarowania nie dosłuchałem do końca. Przewijała mi się ta dziewczyna w nowościach już od paru lat, ale dopiero po “Be The One” jakoś zaskoczyła szerzej, choć mnie się ten utwór właściwie nie podobał. Ale teraz na płycie urasta na przebój, a to jednak trochę za mało jak na tak długaśne wydawnictwo.

Odpowiedz na „~bartosz-po-prostuAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *