#780 Zara Larsson “So Good” (2017)

Zbierając informacje o szwedzkiej wokalistce Zarze Larsson, zaskoczyło mnie, jak dużą popularnością cieszą się jej single. Osoba niesłuchająca radia ani nie podglądająca list przebojów jeszcze długo nie znałaby jej nazwiska. Ja sama poznałam ją dopiero przy okazji kompozycji “This One’s for You” Davida Guetty, powstałej z myślą o Euro 2016. O ile często te piłkarskie hymny trafiają w mój gust, tak zeszłoroczny przekonał mnie, bym dała sobie z Larsson spokój. Podjęłam jednak wyzwanie, by w wakacje poznać kilka wschodzących gwiazd popu. Na tej liście pojawiła się i Szwedka.

Wokalistka nie stała się gwiazdą nagle, z przypadku czy szczęśliwego zbiegu okoliczności. W 2008 roku, będąc zaledwie dziesięcioletnią dziewczynką, zdobyła główną nagrodę w szwedzkim “Mam talent”. Z rozwinięciem muzycznej kariery poczekała jednak do 2013 roku, a rok później wydała debiutancki album “1”. Tegoroczne “So Good” jest jej drugim krążkiem, a zarazem pierwszym, jaki ukazał się na międzynarodowym rynku.

Największy problem mam z głosem Larsson. Jego barwa bardzo mnie irytuje. Nieważne, czy artystka serwuje mi balladę, czy też coś szybszego, parkietowego. W każdej piosence na pierwszy plan wybija się to wycie. Naprawdę wolałabym, by jej narzędzie pracy było bezbarwne, nijakie. Obronić by się wtedy mogła melodią, aranżacją czy tekstem. W przypadku “So Good” nawet to pole nie zostało dostatecznie wykorzystane, jakby ktoś kierował się myślą, że dzisiejszy słuchacz to osoba niewymagająca.

Otwierające album “What They Say” traktuję jak intro utrzymane w klimatach nowoczesnego, elektronicznego popu, w którym Larsson przekonuje swoich fanów, że nigdy nie należy się poddawać, tylko robić swoje. Utwór w głowie nie zostaje, czego nie można powiedzieć o pozytywnym, zachęcającym do tańca “Lush Life”, mającym już status wielkiego przeboju. Szkoda, że nie śpiewa tego ktoś o przyjemniejszym dla mojego ucha głosie…

Zara najlepiej broni się w takich piosenkach jak “TG4M”, “Ain’t My Fault”, “One Mississippi” i “Symphony”. Pierwsza z wymienionych kompozycji to lekka wariacja na temat współczesnego popu spotykającego r&b. “Ain’t My Fault”, pełne zapożyczeń z modnego od dłuższego czasu trapu, jest wyrazistym, zadziornym numerem. Łagodniejszą stronę wokalistki słyszymy w power balladzie “One Mississippi”, będącej jedynym utworem na “So Good”, w którym nie denerwuje mnie wokal Szwedki. Zamykające mój krótki zestaw “Symphony” (feat. Clean Bandit) jest utworem, w którym połączono inspiracje tanecznym popem i… muzyką klasyczną. Ciekawostką jest także prosta ballada “I Can’t Fall in Love Without You”. Pozostałe nagrania? Szczerze mówiąc nie mam ochoty ponownie przez nie przechodzić, ale skoro żadne (powtórzę: żadne) w pamięci nie zostało, jestem do tego zmuszona. Więc co tu mamy? Tak nieciekawe spokojne punkty jak “Only You” i “Funeral”. Straszące, mało oryginalne utwory: współtworzone przez Eda Sheerana “Don’t Let Me Be Yours”, rihannowe “Make That Money Girl”, tandetne “Never Forget You”, próbujące wycisnąć coś z dancehallu “Sundown” oraz niezauważalne “I Would Lie” czy “So Good”.

“So Good” Zary Larsson obudziło wspomnienia. Tak ciężko przechodziło mi się ostatnio jedynie przez “Light After Dark” Clare Maguire. Równie dobrze mogę przytoczyć w tym miejscu własne słowa: album niesamowicie mnie zmęczył i znużył. Podchodziłam do niego kilka razy, ale za żadnym nie dałam rady wysłuchać go od początku do końca. Próbowałam polubić. Starałam się docenić. Przekonywałam samą siebie, by nie być zbyt surową, bo przecież Szwedka nie pojawiła się, by robić konkurencję Lorde czy Lanie Del Rey. Da się czerpać małą przyjemność słuchając kilku pojedynczych piosenek. Całości niestety nie poleciłabym nawet największemu wrogowi. Banał jakich ostatnio mało. A może to ja nauczyłam się unikać takich płyt?

5 Replies to “#780 Zara Larsson “So Good” (2017)”

  1. Cieszę się, że nie jestem jedyną, której nie podoba się głos Zary. O ile jeszcze znośne jest “Lush Life”, tego nie mogę powiedzieć o “Symphony”, w którym jej wokal niesamowicie mnie irytuje, chociaż muzyka nie jest zła. “Ain’t My Fault” słyszałam już dawno i nie przypadło mi również do gustu. Niestety, jako że barwa głosu Zary mi się nie podoba, raczej nie będę zapoznawać się z jej muzyką – a po przeczytaniu recenzji… może to i dobrze?

  2. Myślę, że po prostu, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, “dorastasz” muzycznie, osłuchałaś się wystarczająco i takie słodkie kawałki już na Ciebie nie działają 🙂 Każdy z nas ma limit na takie płyty i pewnie właśnie swój przekroczyłaś. Jest wystarszcająco dużo dobrej muzyki na świecie, żeby móc czasami stracić cierpliwość 😉 A co do głosu Zary, tak, też mnie drażni, ale to dlatego, że przypomina mi te wszystkie wyskrzeczane kawałki Rihanny, których tanią podróbą wydaje się być, niestety.

    Miłego weekendu 😀

  3. Mam w planach przesłuchać ten album, bo nie wiedzieć czemu lubię Zarę. Póki co znam tylko i bardzo lubię “Lush Life” oraz “Symphony”.
    Zapraszam na nowy wpis – goodsoundsvibes.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

  4. Jej muzyki nie kojarzę, ale znam jej osobę, bo kiedyś była na gali Echo i słuchałam wywiadu z nią czy coś i zwróciłam uwagę na jej fajny akcent. W końcu szwedzki xD i nie wiem też czy ten wywiad nie był po szwedzku xD ale mimo to nigdy nie byłam zainteresowana jej muzyką.

Odpowiedz na „~MadziaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *