#CUTOFF: lipiec ’17

#KONCERTOMANIA

Lipcowe ogłoszenia koncertowe najbardziej zainteresowały mnie planowanymi występami holenderskiej retro wokalistki Caro Emerald (21.02, Warszawa) i brytyjskiego twórcy subtelnej muzyki elektronicznej SOHNa (3.11, Warszawa). Zaskoczeniem jest ściągnięcie do Polski tandemu Bryson Tiller-SZA (16.11, Warszawa) odpowiedzialnego za czarne brzmienia. Ciekawi mnie frekwencja, bo w Polsce r&b nie jest zbyt popularne. Większym zainteresowaniem mogą się cieszyć występy gitarowych zespołów – Algiers (8-10.11, Poznań, Warszawa, Wrocław), I Am Giant (2.10, Warszawa) i Kodaline (28.11, Kraków). Jesień będzie więc ciekawa, choć zanim skończą się wakacje czekać nas będzie jeszcze jeden duży festiwal: Kraków Live Music. Do jego składu dołączyli Birdy, Travis Scott, Nick Murphy, Rejjie Snow i polski duet XXANAXX.

#TV

Jakiś czas temu w stacji E! pojawiło się kilkuodcinkowe reality show “Mariah’s World”, w którym – jak łatwo można zgadnąć – podglądać mogliśmy ostatnie miesiące wokalistki Mariah Carey. Przyznam  szczerze, że poza kilkoma fragmentami nie śledziłam tego show. Chociaż Carey należy do grona moich ulubionych artystek, jej charakter bardzo mnie irytuje. Tymczasem na horyzoncie mamy coś ciekawszego. Stacja Starz zamówiła serial o życiu Mariah. Jego akcja rozgrywać się ma w połowie lat 80., czyli na kilka lat przed pamiętnym 1990 rokiem, kiedy to gwiazda artystki rozbłysła całą mocą a cały świat nucił takie przeboje jak “Vision of Love” czy “Someday”.

#COMEBACK

Nie należę do osób, które podniecają się (lub kiedyś to robiły) twórczością amerykańskiej wokalistki Keshy. Artystka ma jednak za sobą ciężkie lata i przez pewien czas nie było w ogóle wiadomo, czy dane nam będzie usłyszeć jej trzecią płytę. Kesha wyszła jednak na prostą i jest gotowa na swój muzyczny powrót. Jej nowy krążek “Rainbow” do sprzedaży trafi 11 sierpnia. Zapowiadają go już trzy single – emocjonalna ballada “Praying”, żywiołowe, romansujące z country “Woman” oraz będące najbliżej starszej twórczości Amerykanki “Learn to Let Go”. Nie czekam z niecierpliwością, ale efektów współpracy Keshy z Eagles of Death Metal i Dolly Parton już bym sobie posłuchała.

#SHOCK

Chester Bennington – lider formacji Linkin Park – popełnił samobójstwo. To jeden z tych newsów, w które nie chce się po prostu uwierzyć. Muzyk odebrał sobie życie 20 lipca w swoim domu w Palos Verdes Estates w Kalifornii. Zrobił to w dzień urodzin swojego dobrego znajomego, Chrisa Cornella, który popełnił samobójstwo w maju 2017 roku. Obydwaj wybrali ten sam sposób – powieszenie. Chester zostawił żonę i szóstkę dzieci. Dwa miesiące wcześniej zdążył wydać wraz ze swoją grupą nowy album – “One More Light”. Był w trakcie trasy koncertowej promującej płytę. 15 czerwca po raz ostatni można go było zobaczyć w Polsce.

If I just let go, I’d be set free. Holding on. Why is everything so heavy.

#MUSICVIDEO

Kto by pomyślał, że nie będąca zbyt długo w szoł bizie Charli XCX ma już takie grono znajomych. Idealnie widać to na przykładzie jej najnowszego teledysku “Boys”, który wokalistka wyreżyserowała do swojego przyjemnego, słodkiego, popowego singla. W klipie pojawia się ponad pięćdziesiąt różnych facetów. Większość związanych jest z branżą muzyczną, ale pojawiają się także youtuberzy. Kogo my tu mamy? Swój udział w powstaniu teledysku mieli m.in. Theo (Hurts), Flume, Kaytranada, Mac DeMarco, Diplo, G-Eazy, Mark Ronson, Joe Jonas (DNCE) i Ezra Koenig (Vampire Weekend). I was busy thinkin’ ‘bout boys, boys, boys śpiewa wokalistka, a zaproszeni przez nią goście wykonują różne czynności (m.in. myją zęby, układają fryzurę, jedzą naleśniki) pozując na (przeważnie) różowym tle. Bardzo podoba mi się pomysł na ten teledysk. I, co najważniejsze, wokalistka uspokaja: żaden z panów nie ucierpiał podczas kręcenia klipu 😉

#AWAITEDALBUM

To bardzo przyjemne uczucie – wstajecie rano (no dobra… przed południem) i dowiadujecie się, że jeden z waszych ulubionych artystów jak gdyby nigdy nic zapowiada premierę nowej płyty. Taka radość spotkała mnie na sam koniec lipca. Fink ujawnił singiel “Cracks Appear”, zdradzając przy okazji, że we wrześniu (a dokładnie 15. dnia tego miesiąca) w nasze uszy trafi album “Resurgam”. Wydawnictwo przygotowane zostało pod okiem Flooda. Na krążek trafi dziesięć premierowych nagrań. Tytuł albumu nawiązuje do łacińskiej inskrypcji na ścianie 900-letniego kościoła w rodzinnej prowincji muzyka – Cornwalli. Piosenki zbudowane zostały przez brzmienie nie tylko gitary, ale i pianina czy nawet saksofonu. Wszystko wskazuje na to, że nieprędko doczekamy się bluesowego następcy marcowego “Fink’s Sunday Night Blues Club vol.1”. Ale i tak jestem bardzo dobrej myśli. Fink nigdy nie zawodzi. Album of the year is coming?

#ANNIVERSARY

28 lipca 1992 roku ukazała się płyta, o której bez cienia przesady mówię kultowa. Debiutanckie wydawnictwo “What’s the 411?” sprawiło, że Mary J. Blige ochrzczona została mianem Queen of Hip Hop Soul. Z krążka wylansowano takie przeboje jak “Real Love” i “You Remind Me”. Album w samych tylko Stanach Zjednoczonych znalazł 3 miliony nabywców. 15 lipca 1997 roku ze swoją czwartą płytą “Surfacing” wróciła kanadyjska wokalistka Sarah McLachlan. Album nagrany został kilka miesięcy po uporaniu się artystki z własnymi demonami. Słuchacze go docenili, sprawiając, iż krążek wracał na listy bestsellerów przez kolejne trzy lata. Promowany był takimi piosenkami jak “Angel” i “Building a Mystery”. Dzisiaj amerykańska wokalistka Amerie znaczy bardzo mało, ale jej debiutanckiego, wydanego pod koniec lipca 2002 roku, albumu “All I Have” się słuchało. Dziś pamięta się głównie o “Touch”, ale swego czasu singiel “Why Don’t We Fall in Love” zaznaczył swoją obecność nie tylko na amerykańskiej liście przebojów, ale i tych w Australii i UK. Kontynuując wspominki płyt płci pięknej… 10 lipca 2007 roku zadebiutowała indie popowo-rockowa wokalistka St. Vincent. Jej krążek “Marry Me” może i kupiło zaledwie 30 tysięcy fanów, ale to wystarczyło, by świat zwrócił na nią uwagę i w niedługim czasie zasłuchiwał się w numerach typu “Jesus Saves, I Spend” czy “Now, Now”.

#RETRO

Nie przepadam za muzyką rockową, która powstawała w latach 80. Jest jednak parę numerów, które od czasu do czasu goszczą na mojej playliście. Jednym z nich jest “Beds Are Burning” australijskiej formacji Midnight Oil. Piosenka na singlu wydana została w 1987 roku. Promowała wydawnictwo “Diesel and Dust” i szybko stała się flagową propozycją grupy. Nic dziwnego – to cholernie przebojowe nagranie o dość, można rzec, niewygodnym, niewesołym tekście. “Beds Are Burning” jest bowiem protest song traktującym o potrzebie zwrotu konkretnych australijskich terenów ich rdzennym mieszkańcom. It belongs to them, let’s give it back śpiewa Peter Garrett, a ja przyznaję się bez bicia, że nie mam pojęcia, czy nawoływania Midnight Oil przyniosły jakiś efekt.

#5XPIOSENKA

Cara Delevingne – I Feel Everything. Kiedy zaczyna się wydawać, że modelka i aktorka Cara Delevingne wyskakuje z każdej lodówki, ona postanawia zrobić coś, co skupi na niej jeszcze większą uwagę. Wymyśliła sobie, że zostanie piosenkarką. Jej muzycznym debiutem jest utwór “I Feel Everything”, za produkcję którego odpowiada Pharrell Williams. Nie ma się czego bać. To porządna, oldskulowa robota. Minimalistyczny numer, oparty raz na dźwiękach trąbki, raz gitary elektrycznej. I nawet wokale przyzwoicie brzmią. Warto.

Foster the People – I Love My Friends. Bez większych oczekiwań sięgnęłam po trzeci album Foster the People – grupy, która lata temu wylansowała hit “Pumped Up Kicks”. Zainteresowała mnie jedna piosenka – nieprzesadnie żywiołowe, przenoszące na dzisiejszy grunt, podkręcające i jednocześnie ograniczające wpływy psychodelicznego rocka z lat 60.-70. “I Love My Friends” o niezłej historii, sprowadzającej się do podkreślania, że fajnie mieć przyjaciół na dobre i na złe.

Kesha – Woman. Destiny’s Child na początku nowego tysiąclecia nagrały feministyczny hymn “Independent Women”. Kesha w “Woman”, swoim drugim singlu, wykorzystuje pomysł dziewczyn na tekst (I buy my own things. I pay my own bills. These diamond rings, my automobiles everything I got, I bought it), dodaje do niego więcej pieprznych słów a całość aranżuje na country-rockowo-funkową modłę. W takim wydaniu bardzo ją lubię.

Taco Hemingway – Nostalgia. Jak powiedział, tak zrobił. Taco w ostatni dzień lipca wydał nowy krążek, ponownie wywołując ogromne poruszenie w sieci. Tym razem jego słuchacze są bardzo podzieleni. Jedni chwalą, inni hejtują. Mi w pamięci została tylko brzmiąca amerykańsko “Nostalgia” z łagodnym, sporo śpiewającym raperem. Ładna, nieco smutna. Bogata w nawiązania do starszych numerów Taco, w których przybliżał nam nocne życie stolicy.

The Tallest Man on Earth – East Virginia. Szwedzki indie folkowy wykonawca nawiązał współpracę z amerykańską instrumentalną grupą, łączącą w swojej twórczości pop i muzykę klasyczną. Efektem jest epka, na której znajduje się polecany przeze mnie cover – “East Virginia” z repertuaru Joan Baez (1960 rok). Wersja Szweda jest bardziej szorstka, choć podobnie melancholijna i pełna tęsknoty. Wykonanie The Tallest Man on Earth przypomina za to śpiew Leonarda Cohena z lat 70.

#MOSTVIEWED

# 785 Dua Lipa „Dua Lipa” (2017)
# 787 Zara Larsson „So Good” (2017)
# 788 Tom Waits „The Heart of Saturday Night” (1974)
# 784 Bebe Rexha „All Your Fault: Pt. 1 EP” (2017)
Open’er Festival 2017 – dzień pierwszy
W SZUFLADZIE: Amy Winehouse
# 786 TLC „TLC” (2017)
Open’er Festival 2017 – dzień drugi
Open’er Festival 2017 – dzień czwarty
Colours of Ostrava 2017 – część druga

#LAST.FM

TOP10 artystów lipca
1. Tom Waits

2. Amy Winehouse
3. TLC
4. Imagine Dragons
5. Calvin Harris

6. Dua Lipa
7. Norah Jones
8. Alt-J
9. Lana Del Rey
10. Coldplay

TOP10 piosenek lipca
1. Jamiroquai – Automaton
2. Tom Waits – Fumblin’ with the Blues
3. Alt-J – Matilda
4. Tom Waits – Depot, Depot
5. Tom Waits – The Ghost of Saturday Night
6. Tom Waits – Please Call Me, Baby
7. Tom Waits – Drunk on the Moon
8. Tom Waits – San Diego Serenade
9. Tom Waits – New Coat of Paint
10. Tom Waits – Semi Suite

TOP10 płyt lipca
1. Tom Waits – The Heart of Saturday Night
2. Dua Lipa – Dua Lipa
3. TLC – TLC
4. Imagine Dragons – Evolve
5. Calvin Harris – Funk Wav Bounces Vol. 1

6. D’Angelo – Brown Sugar
7. Lana Del Rey – Lust For Life
8. Alt-J – An Awesome Wave
9. Annie Lennox – Nostalgia

10. Warhaus – We Fucked a Flame Into Being

12 Replies to “#CUTOFF: lipiec ’17”

  1. Akurat wpadłem, bo obiecywałaś wpisy codziennie ;), więc:

    Kesha – hm, przesłuchałem te trzy single i niewiele mi się podoba, właściwie tylko fragmenty “Woman”, no ale wcale się sobie nie dziwię, bo ona niewiele dla mnie znaczy muzycznie i więcej chyba wiem o jej problemach okołozawodowych, że tak powiem, niż o “dokonaniach”. Ale podobnie do Ciebie, ta współpraca z Dolly Parton zaowocuje pewnie tym, że przesłucham album w dniu premiery 🙂

    Charlie XCX – potworne to 😉

    Nowy Fink całkiem spoko. Znam go głównie dzięki Tobie, więc szybko wyszukałem tego dzisiejszego singla. Ciepłe brzmienie, lubię takie klimaty.

    Cara Delevingne – ojej, z początku trochę się wymęczyłem, wokal przeciętny, ale masz rację, że nawet… brzmi. A to już całkiem sporo 🙂

    Taco Hemingway – to chyba jakiś gigantyczny zawód, no nie? Brzmienie niby bardzo współczesne, ale tak sztampowe, że aż nie chce się czekać do refrenu (każdej kolejnej piosenki). Przesłuchałem ten album w wyjątkowo ekspresowym tempie, poddając się średnio po 30 sekundach od rozpoczęcia każdego z utworów. Dziwne, bo przy wcześniejszych płytach trafiało mi się okazjonalne ‘wow’, a tutaj nic.

    ps. Nowy wpis + pozdrowienia!

    1. Miały być codziennie, ale wystąpiły pewne “zdarzenia losowe” i pozwoliłam sobie na odpuszczenie pomysłu na codzienne teksty.
      Taco słuchałam na razie 1,5 raza, co dla mnie jest za mało, by wyrobić sobie konkretną opinię. Epka (?) podoba mi się jednak bardziej niż “Marmur”, który strasznie mnie wymęczył. Zaskoczyło mnie, że “Szprycer” brzmi tak bardzo amerykańsko. Przełożyć na angielski, dać zaśpiewać refren jakiejś pierwszej lepszej wokalistce r&b i mamy top10 billboardu. Nie tego jednak ludzie od niego oczekują.

      1. “Marmur” długi i prze/wygadany, więc chyba to moje pobożne życzenie, żeby “Szprycer” okazał się krótką płytą 🙂
        Internet nie może się zdecydować. Jedne strony piszą, że EPka, inne, że album.

        W każdym razie, tak, ta “amerykańskość” i nachalność w używaniu 808s, co jest teraz tak popularne, strasznie mnie męczy. Okej, brzmienie jak najbardziej na czasie, ale czy naprawdę trzeba się aż tak upodabniać…?

        No, i masz rację. Taka na przykład amerykańska mistrzyni “featuringów”, Nicki Minaj, spokojnie wypełniłaby luki w przerwach między rapowaniem 😉 Sukces na Billboardzie murowany 😉

  2. Szkoda Chestera z Linkin Park. Uwielbiam ich muzykę i bez niego już nigdy nie będą tym samym zespołem, jeśli w ogóle zdecydują się kontynuować działalność. Od lat zmagał się z uzależnieniami, widać to było silniejsze od niego.

  3. Szok po odejściu lidera Linkin Park był wielki,nie mogłam w to uwierzyć.Może i teraz nie słucham ich zbyt często,ale kiedyś byli moim ulubionych zespołem .. :/

  4. Cara mnie mega pozytywnie zaskoczyła i chociaż wątpię, że będzie kontynuować muzyczną karierę to byłabym ciekawa jej twórczości. Taco niby okej, ale coś mi nie pasuje w tej płycie. A samobójstwo Chestera zupełnie mnie zaskoczyło. Za dużo muzyków ostatnio odeszło, zdecydowanie za dużo.
    Zapraszam na nową recenzję płyty Madonny,
    http://www.reckless-serenade.blog.pl

  5. Linkin Park to zespół mojego dzieciństwa i gdy dowiedziałam się o samobójstwie Chestera myślałam, że to jakiś głupi, nieśmieszny żart. Szkoda, że tak nie jest. Piosenka Charlie XCX bardzo mi się spodobała (o dziwo!), teledysk też odbieram pozytywnie. Żałuję tylko, że Theo pojawia się dosłownie w dwóch ujęciach 😉 Nie znałam też znaczenia “Beds are burning”, zawsze dobrze wiedzieć takie rzeczy o piosenkach, które się lubi. Cary jeszcze nie słyszałam, ale skoro mówisz, że nie jest tak najgorzej, to będę musiała to nadrobić! Jednak z nowym Taco miałam już do czynienia i mam w sumie mieszane uczucia. Dobrze, że eksperymentuje, ale nie jestem pewna, czy to idzie w dobrą stronę. “Nostalgia” jakoś mnie nie porwała.

  6. The Tallest Man on Earth – Nie przepadam za facetem. Mam za sobą dwie jego płyty i strasznie mnie nudzi.
    Muszę sobie za to posłuchać nowych kawałków Ke$hy…
    Za to z Delevigne lepiej sobie chyba dam spokój.

  7. Myślałam, że “Boys” tylko mi się podoba. 😀 Tylko muszę przyznać, że większości facetów nie kojarzę…
    Podobno Madonna spotkała się z jakimiś ludźmi z Netflixa i plotka głosi, że ma powstać serial o jej życiu. Brzmi to lepiej niż planowany hollywoodzki film, którego scenariusz przeczytała i uznała za wyssany z palca.
    Nowe piosenki Ke$hy nie zrobiły na mnie dużego wrażenia. Jeśli chodzi o “I Feel Everything” to jestem zaskoczona, że to nie jakiś dance-pop, a jednocześnie rozczarowana, bo myślałam że piosenka będzie bardziej żywa. 😛 Najbardziej jestem załamana “Nostalgią”, zupełnie mi się nie podoba, ale reszta utworów z EP-ki jakoś daje radę.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. 🙂

  8. Mi się jakoś nowe piosenki Keshy nie podobają. Zresztą nigdy za nią nie przepadałam i była mi obojętna. Jak dowiedziałam się o śmierci Chestera to byłam w niezłym szoku i nie mogłam w to uwierzyć.

  9. Nadal nie mogę uwierzyć, że Chestera nie ma i tak cholernie żałuję że nie pojechałam w czerwcu na koncert – nie chciało mi się jechać na dwa koncerty w tak krótkim czasie 🙁
    Ja Keshę zawsze lubiłam, teraz jej starsze nagrania może mniej, ale nowe bardzo mi się podobają, przede wszystkim “Praying” i “Woman”. Przesłuchałam już cały album i przypadł mi do gustu, no, może nie w 100%, ale na ogół odbieram go pozytywnie 😉 jeszcze muszę tylko w wolnej chwili wglębić się w teksty 😉

Odpowiedz na „~Reckless SerenadeAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *