#805 Benjamin Clementine “I Tell A Fly” (2017)


Co to była za płyta! Minęło więcej niż dwa lata a ja nadal doskonale pamiętam każdy utwór z debiutanckiego albumu “At Least for Now” Benjamina Clementine’a – urodzonego w Londynie poety, który po wielu trudach osiągnął sukces jako wokalista, mogąc sobie na półce postawić prestiżową nagrodę Mercury Prize dla najlepszego brytyjskiego wydawnictwa. Artysta nie spoczął jednak na laurach i nie kazał długo czekać na następcę swojego wspaniałego debiutu. Poprzeczka zawisła niebywale wysoko.

Napisałem ten album jako sztukę teatralną. To opowieść o dwóch muchach, które razem wyruszyły na odkrywanie świata. Wkrótce jedna opuszcza drugą. Ja wcielam się w rolę narratora – tak genezę tytułu “I Tell a Fly” wyjaśnia Clementine, dodając, że motywem przewodnim premierowych nagrań uczynił bycie osobą obcą, wyalienowaną. Skądinąd śpiewa o sobie, bo sam przez długi czas szukał swojego miejsca w świecie. Ubiera to jednak w takie słowa, byśmy odnieśli wrażenie, iż jego druga płyta jest dziełem mniej egocentrycznym niż “At Least for Now”. A muzycznie? Ponownie ciężko włożyć brzmienie Benjamine’a do jednej szuflady. To, co Brytyjczyk nam proponuje, nadal oscyluje w awangardowych klimatach spotykających jazz, soul, alternatywny pop rock, piosenkę aktorską czy nawet klasykę.

Na wyprawę wyruszamy przy powoli rozkwitającej kompozycji “Farewell Sonata”, w której delikatne dźwięki fortepianu przechodzą w rockowe, chaotyczne rozwinięcie by ponownie wrócić do swojej początkowej postaci. Przygoda popycha nas w kierunku dusznego, niepokojącego “God Save the Jungle” będącego moim ulubionym punktem na “I Tell a Fly”. Szczególnie warto zwrócić uwagę na mocny, nieco obłąkany głos Benjamina. Zanim wylądujemy na Bliskim Wschodzie za sprawą zmiennego “Phantom of Aleppoville” (ja polecam głównie drugą, jazzującą i melorecytowaną część utworu), łączącego problem wojny domowej w Syrii z prześladowaniem, którego ofiarą w młodym wieku padł artysta, wysłuchać możemy teatralnego, sięgającego chwilami po elektronikę “Better Sorry Than Asafe”. Do Europy wracamy w nostalgicznym, stopniującym napięcie “Paris Cor Blimey”, po którym dostajemy kompozycję, która przypadła mi do gustu najmniej ze wszystkich – utrzymane w klimatach spokojnego alternatywnego popu “Jupiter”. Niby niczego tu nie brakuje, ale sam Clementine przyzwyczaił mnie do ciekawszych, bardziej złożonych dzieł. Podobne brzmienie proponuje nam “Ode From Joyce”, w którym wokaliście – zresztą jak w wielu innych numerach na albumie – towarzyszy chórek.

Od razu zauroczyło mnie tajemnicze “One Awkward Fish”, kojarzące się – za sprawą swojej nerwowej, mrocznej zaaranżowanej na gitarę basową melodii – z albumem “Blackstar” Davida Bowiego. W piosence przede wszystkim czarują wokale: zarówno smutne Benjamine’a, jak i kościelnego chóru. Sprawiają, że mimo swojego rockowego wydźwięku, utwór jest podniosły i majestatyczny. Lżejszym i jaśniejszym nagraniem jest szybko wpadające w ucho “By the Ports of Europe”, w którym najbardziej błyszczy barokowy chórek. Ostatnie dwie kompozycje to taki Clementine w dużym skrócie. W “Quintessence” siada przy fortepianie i odsłania przed nami swoje najwrażliwsze oblicze, tworząc najbardziej emocjonalny i wyciszający numer na “I Tell a Fly”. W “Ave Dreamer” ponownie wciela się w aktora, bawiąc się nie tylko swoim głosem, ale i muzyką, gdzie rock przecina się z orkiestrowym popem a całość kończy się dłuższą chwilą ciszy, pozwalającą nam powoli i bez zamętu w głowie wrócić do rzeczywistości.

Bon voyage, don’t know where I’m going śpiewa Brytyjczyk w utworze “Better Sorry Than Asafe”. Z jednej strony jego słowa zadziwiają, bo słuchając drugiej studyjnej płyty jestem już pewna, że Benjamin Clementine należy do osób, które szybko znalazły swoją życiową ścieżkę. Z drugiej jednak, mając do czynienia z dużą paletą piosenkowych barw i pomysłów, nie potrafię nawet pomyśleć, jak brzmieć będzie jego kolejny album. I ta niewiedza bardzo mi się podoba, bo lubię enigmatycznych wykonawców. W przypadku wokalisty sporą zagadkowością charakteryzują się także jego teksty, nie mówiące niczego wprost. Będące tylko obserwacją otaczającej nas rzeczywistości. Pozbawioną rad i przestróg. “I Tell a Fly” godnie zastąpiło “At Least for Now”.

Warto: God Save the Jungle & One Awkward Fish

5 Replies to “#805 Benjamin Clementine “I Tell A Fly” (2017)”

  1. Bardzo się cieszę, że ta recenzja taka entuzjastyczna, bo… miałem przesłuchać tę płytę, jak tylko wyjdzie, ale zapomniałem sprawdzić datę premiery i do dzisiaj myślałem, że się jeszcze nie ukazała 😉 A teraz spodziewam się muzycznej uczty, co jest bardzo fajną sprawą, bo w tym roku jakoś naprawdę (relatywnie) mało świetnych płyt.

  2. Ciekawa płyta. Zaintrygowało mnie kilka kawałków, jak np. “Farewell Sonata”, która zaczyna się tak niepozornie, spokojnie, a rozwija się w mocniejsze dźwięki. Widać, że facet nie boi się eksperymentować i łączyć różne brzmienia, jakby faktycznie nie chciał być zaszufladkowany.

  3. W końcu znalazłem chwilę, żeby posłuchać choć fragmentarycznie tego albumu. Nie znałem wcześniej wspomnianego wokalisty, ale jestem pełen podziwu. Uwielbiam takie głosy, w których można doszukać się afrykańsko-jamajskiej nuty. Trochę przypomina mi to Love SSegę , choć stylistyka jest zdecydowanie inna. Muszę jednak przyznać, że Benjamin Clementine to bez dwóch zdań Artysta przez wielkie A.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie (jest trochę nowości)
    http://www.dzwiekiwneki.blogspot.com

Odpowiedz na „~royalrockinAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *