#806 Fergie “Double Dutchess” (2017)


Mało która kobieca gwiazda wystawiła cierpliwość swoich fanów na tak poważną próbę. Amerykańska wokalistka Fergie chwilę temu powróciła po ponad dziesięciu latach z drugim solowym albumem. Tego czasu nie spędziła jedynie na beztroskim leniuchowaniu. Nagrała dwie kolejne płyty z Black Eyed Peas, stworzyła imprezowe “A Little Party Never Killed Nobody (All We Got)” na potrzeby filmu “The Great Gatsby” i udzieliła się w paru cudzych kompozycjach (usłyszeć ją można było m.in. u Slasha, Davida Guetty i Nelly’ego). Sporo działo się również w jej prywatnym życiu. Artystka zdążyła wyjść za mąż (a nawet rozstać się już z ukochanym) i urodzić dziecko. W końcu księżna przemówiła ponownie.

Nie da się przy okazji “Double Dutchess” nie wspomnieć o wydanym w 2006 roku “The Dutchess”. Dawno nie słuchałam tej płyty i nie wiem, czy dziś podobałaby mi się tak samo mocno, ale jedno jest dla mnie jasne: krążek ten wspominam z sentymentem. Niemalże każda piosenka stworzona została do bycia natychmiastowym hitem. Wydawnictwo zaskakiwało różnorodnością. Nie tylko w kwestii brzmienia (oczywiste trio r&b/hip hop/pop spotkało się m.in. z reggae i muzyką akustyczną), ale i emocji. Fergie pokazała nam się z różnych stron. Czasem była niezwykle seksowna i pewna siebie, czasem pozwalała sobie na odrobinę słabości i zrzucenie maski kobiety, której nie jest w stanie nic ruszyć. Pod tymi dwoma względami na “Double Dutchess” nic się nie zmieniło.

Takie wstępy to ja lubię. W intrygujący sposób łączące trap i hip hop z elementami wyjętymi z kultury Bliskiego Wschodu “Hungry” podoba mi się ze względu na swój mroczny wydźwięk i rap Fergie. Świetnie wygląda to jako intro zawierające ostrzeżenie: tej kobiecie należy schodzić z drogi. Podobnie artystka wypada w drugim utworze, jakim jest inspirowane hip hopem ostatniej dekady XX wieku “Like It Ain’t Nuttin'”, choć na chwilę stając się tą samą zadziorną Fergie, która tak niesamowicie uzupełniała nagrania Black Eyed Peas. Swoimi rapowymi umiejętnościami wokalistka chwali się także w trapowym, sukowatym “M.I.L.F. $”, które stać się może hymnem i guilty pleasure wszystkich matek, które łączą wychowywanie dzieci z karierą i życiem towarzyskim; znanym od 2014 roku “L.A.LOVE (la la)” (jakim cudem ta recytacja nazw wyszukanych w atlasie geograficznym kiedyś mi się podobała?); mieszającym akustyczne zagrywki z ogranym tropical house “Life Goes On” oraz nudnym, niemiłosiernie się dłużącym “You Already Know”, w którym o uwagę walczy z wyskakującą z lodówki Nicki Minaj. W przypadku ostatniej kompozycji cierpliwość jest doceniana: końcówka to zupełnie inny utwór – duszny, zmysłowy, odurzający.

Warte uwagi nagrania? Podoba mi się pełne kontrastów “Just Like You”, w którym popowa melodia przecina się z mocniejszymi, choć stonowanymi elektronicznymi bitami. Moją uwagę przykuły także “Tension” i “Love Is Pain”. Pierwsza z piosenek to taneczna perełka, która brzmi, jakby w jednym utworze spotkały się Kylie Minogue i Britney Spears. I nie zrobiły tego w 2017 roku, lecz na przełomie wieków. Uwielbiam seksowny, kobiecy głos Fergie w tym kawałku. Zupełnie inną twarz artystka pokazuje w “Love Is Pain”, będącym przepełnionym emocjami kawałkiem o rockowym zacięciu. Według Amerykanki miłość nie tylko jest bolesna, ale i potrafi być ślepa, o czym przekonuje nas ciężkie reggae w postaci numeru “Love Is Blind”. “Mary Jane Shoes” wersja ’17? Na “Double Dutchess” znajdziemy także dalekiego, mniej urokliwego kuzyna “Big Girls Don’t Cry” – “Save It Til Morning”.

Wiele pomysłów, sporo chęci. Przystosowanie swojej ulubionej stylistyki do wymogów dzisiejszego rynku. Ponowne pokazanie się z różnych stron. Coś tu jednak nie wyszło. “Double Dutchess” przypomina mi metalowe pudełko o prostej budowie, które świetnie wpasowałoby się w wystrój nowoczesnego mieszkania, lecz które po zdjęciu pokrywki odkrywa przed nami smutną prawdę – jest puste w środku. Doceniam osobiste teksty wielu kompozycji i to, że Fergie nie chciała nikogo udawać, ale niestety nie potrafię odgonić myśli, że jej drugie solowe dzieło jest zwykłą wydmuszką. Bardzo ciężko mi się przed ten krążek przechodziło, choć ze słuchania pojedynczych kawałków można czerpać przyjemność.

Warto: Love Is Pain & Like It Ain’t Nuttin’

9 Replies to “#806 Fergie “Double Dutchess” (2017)”

  1. Recenzja Szafiry zachecila mnie do przesluchania calosci (sorry, ze bez polskich znakow, ale nadaje z nie swojego kompa). No i przesluchalem calosc w pewnym sensie, tylko, ze po kilku utworach… zaczalem sprzatac 😉 I spora czesc plyty po prostu mi umknela. Chyba masz racje, ze lepiej by sie “Double Dutchess” sluchalo fragmentami. Sprobuje w ten sposob, bo kilka utworow, mimo wszystko, przypadlo mi do gustu.

    Milego weekendu!

  2. Nie zaznajomiłam się jeszcze z tą płytą; niestety (bądź stety), zawsze gdy szukam czegoś nowego do posłuchania, trafia się coś bardziej do mnie przemawiającego. 😉 Choć mam spory sentyment do Black Eyed Peas.
    Zapraszam na nowy wpis – goodsoundsvibes.blogspot.com
    Pozdrawiam! 🙂

  3. A mnie się podoba, spodziewałam się znacznie gorszego albumu. Akurat najrzadziej słucham Twoich wyróżnionych utworów, do “Like It Ain’t Nuttin” jeszcze wracam, ale “Love Is Pain” tak bardzo mi przypomina “Purple Rain” Prince’a, że jak Fergie zaczęła wykonywać ten utwór podczas ostatniego koncertu, to pomyślałam, że to cover i wyłączyłam. 😛
    U mnie nowy wpis, zapraszam i pozdrawiam.

  4. Hip-hopowe utwory nie przypadły mi do gustu. Piosenka “You already know” działa mi na nerwy, nie byłam w stanie jej wysłuchać do końca. Podoba mi się “Life goes on” i “Love is pain”.

  5. Jestem trochę ciekawa tej płyty, chociaż nie pisze się o niej pozytywnie 😉 Może kiedyś ją przesłucham 😉 A pierwszą płytę Fergie nadal lubię i czasami wracam do tych utworów 😉

Odpowiedz na „Inna_odInnychAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *