Relacja z koncertu Algiers

Są zespoły, których popularność mnie zadziwia, bo sama nie poświęciłabym im z własnej woli pięciu minut. Są i takie, które już dawno powinny przebić się do pierwszej ligi i grać dla nas na największych stadionach świata, a tymczasem lądują na niedużej scenie w średniej wielkości poznańskim klubie. Jak właśnie Algiers – amerykańska formacja, która po ponad roku wróciła do Polski na trzy koncerty.

Chociaż jak najczęściej i najszybciej staram się wyłuskiwać z zalewanego wydawnictwami rynku prawdziwe perełki, na grupę dowodzoną przez Franklina Jamesa Fishera trafiłam dopiero kilka miesięcy temu, kiedy w sprzedaży pojawiła się jej druga płyta zatytułowana “The Underside of Power”. Album wstrząsa od pierwszych sekund i proponuje nam brzmienie, które jest w stanie oddziałać na każdą komórkę naszego ciała. Te piosenki po prostu angażują i przyciągają uwagę, więc robienie jakiejkolwiek innej rzeczy podczas ich słuchania staje się bezproduktywne. Zaskakują melodie, które są mozaiką brudnego rock & rolla, niesmętnego bluesa, post punku, podszytego psychodelią soulu, gotyckich klimatów Amerykańskiego Południa a nawet gospel czy industrialu. Ich dopełnieniem są mroczne, często zaangażowane politycznie teksty oraz wykonania Fishera, które nierzadko są pełne złości i agresji. Bez dwóch zdań – “The Underside of Power” jest jednym z moich ulubionych krążków 2017 roku.

Poznański gig Algiers był koncertem intensywnym i wciągającym od pierwszych chwil. Co więcej – rozkręcał się z każdą minutą. Zespół nie zawraca sobie głowy przemowami, opowiadaniami o poszczególnych utworach czy rzucaniu hasłami “polska publiczność to najlepsza publiczność”. Mamy za to pełne skupienie na muzyce i najdokładniejsze odwzorowanie poszczególnych kompozycji. Środowego wieczoru niemalże w równej ilości wybrzmiały piosenki z obu płyt. Debiut (“Algiers”, 2015 rok) reprezentowały takie kawałki jak “Blood”, “Old Girl”, “Claudette” i “Irony. Utility. Pretext”. Z tegorocznej wysłuchaliśmy m.in. “Cry of the Martyrs”, “Plague Years”, “Death March” i “Walk Like a Panther”. Amerykańska kapela zostawiła po sobie świetne wrażenie. W świecie, w którym ciągle chcemy nowych rewolucji, Algiers mogliby stać się przywódcami niejednej z nich. Ich muzyka jest niezwykle nośna. Pora, by stała się bardziej słyszalna.

4 Replies to “Relacja z koncertu Algiers”

  1. Całkiem ich lubię, ta ich nowa płyta też jest niezła, więc chyba Ci zazdroszczę tego koncertu 🙂
    Ich muzyka wcale nie jest łatwa i trochę mnie zaskoczyły te aż trzy koncerty w Polsce, no ale to oczywiście tylko na plus dla polskiej publiczności 😀

    Pozdrowienia + nowy wpis u mnie 🙂

  2. Podoba mi się piosenka, którą zamieściłaś – zresztą teledysk także niczego sobie. Cieszę się, że dobrze się bawiłaś 🙂

    Nowy wpis na goodsoundsvibes.blogspot.com
    Pozdrawiam!

Odpowiedz na „~royalrockinAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *